To może być koniec grzecznych Oscarów. Tegoroczną ceremonię wręczania nagród Akademii poprowadzi bowiem Seth MacFarlane. Twórca kreskówki "Family Guy" słynie z ciętego dowcipu, w którym nie oszczędza nikogo i nie respektuje żadnych świętości. W niedzielny wieczór kilka hollywoodzkich gwiazd oprócz sakramentalnego "And the winner is..." może usłyszeć kilka kąśliwych dowcipów na swój temat. MacFarlane to bowiem mistrz sprośnego żartu w bardzo złym guście.
- Niemcy i Austria ostatnio tak dobrze współpracowały, kiedy wyniosły Hitlera do władzy - powiedział MacFarlane w trakcie ceremonii ogłoszenia kandydatów do Oscarów. W ten sposób skomentował nominację dla austriackiego filmu "Miłość" Michaela Hanekego. MacFarlane wiedział, co robi. Żart natychmiast rozgrzał amerykańskie media. "Hitler" to bowiem słowo na indeksie, którego użycie w żartobliwym kontekście zawsze wywołuje skandal.
Twórca popularnej kreskówki "Family Guy" dał tylko próbkę swoich możliwości. Komik słynie bowiem z tego, że w swoich żartach nie oszczędza nikogo. Jego specyficzny humor zawsze oscylował na granicy dobrego smaku. 39-latek jeszcze do niedawna znany był głównie jako scenarzysta filmów rysunkowych i aktor użyczający głosu bohaterom swoich filmików. Pisał scenariusze do takich seriali animowanych jak "Johnny Bravo" czy "Cow and Chicken". Najbardziej znaną produkcją w jego dorobku jest jednak kreskówka "Family Guy". Serial, który dorobił się statusu kultowej produkcji, słynie bowiem z bardzo specyficznego dowcipu, balansującego na granicy dobrego smaku.
Serial zadebiutował na antenie stacji FOX w 1999 roku i z miejsca stał się hitem. Bohaterowie kreskówki to państwo Griffinowie, typowo amerykańska rodzina mieszkająca ze swoim psem w domku na przedmieściu. Pupil o imieniu Brain to postać kluczowa dla filmu. Pies mówi ludzkim głosem i w sposób niezwykle cyniczny, i złośliwy komentuje codzienne życie pod wspólnym dachem z Griffinami. "Family Guy" to bezlitosny paszkwil na amerykańskie społeczeństwo. Żarty nie oszczędzają nikogo, przekraczają wszelkie tabu. MacFarlane kpi z mniejszości narodowych, religii i wszelkich tematów podpadających o polityczną niepoprawność. W jednym z odcinków pojawiają się żarty z Jezusa, którego nauki polegają na wykonywaniu magicznych sztuczek. Autorowi zarzucano także antysemityzm, kiedy pod melodię popularnej piosenki "When you wish upon a star" podłożył słowa "I need a Jew" ("Potrzebuję Żyda"). Dowcipy w kreskówce nie oszczędzają homoseksualistów czy niepełnosprawnych. W jednym z odcinków autorzy pozwolili sobie nawet na żarty z chorego na zespół Downa syna Sarah Palin, byłej gubernator Alaski. W odcinku "Extra Large Medium" dziewczynka o imieniu Ellen cierpiąca na to samo schorzenie co syn byłej kandydatki na wiceprezydenta USA przekonuje, że to właśnie Sarah Palin jest jej matką.
Żarty z Gestapo i komunii świętej
Niektóre sceny wymyślone przez MacFarlane'a okazały się tak kontrowersyjne, że stacja zdecydowała się usunąć je z produkcji. Kilka z nich przeciekło jednak do sieci. W jednej z takich scenek Peter, głowa rodziny Griffinów, przypadkowo donosi na Gestapo o kryjówce Anny Frank. Otyły senior rodu zadenuncjował żydowską dziewczynkę, by uniknąć kary za sekretne podjadanie chipsów. Autorzy serii dowcipkują nawet z tak kontrowersyjnych tematów jak pedofilia czy przemoc domowa.
"Family Guy" od lat wzbudza wielkie emocje. Amerykańska organizacja "Parents Television Council" bezustannie stara się o zdjęcie serialu z anteny, nazywając go "najgorszym programem emitowanym w głównym czasie antenowym". Rada zaznacza, że show szerzy treści obraźliwe i nieodpowiednie dla młodej widowni.
Seth MacFarlane od najmłodszych lat miał skłonność do niewybrednych dowcipów. Już jako 11-latek wywołał skandal w swoim rodzinnym miasteczku. Pierwsze kreskówki zaczął tworzyć jako mały chłopiec. W jednej z nich żartował z obrzędu komunii świętej. W scence przedstawił bowiem małego chłopca, który przyjmując komunię, pyta księdza "czy mogę do tego prosić frytki? ".
Zanosi się więc na to, że występ MacFarlane'a w oscarową noc będzie obfitować w żarty z tej samej półki. Po serii wpadek z prowadzącymi poprzednie ceremonie producenci postawili na kontrowersyjnego gospodarza, który ma przyciągnąć przed ekrany młodszą widownię. Ten zabieg nie udał się dwa lata temu, kiedy prowadzenie gali powierzono Anne Hathaway i Jamesowi Franco. Młodzi aktorzy bardzo się starali, jednak żarty w ich wykonaniu okazały się wyjątkowo drętwe, a show zaliczył jeden z większych spadków oglądalności w całej swojej dotychczasowej historii. Rok temu postawiono na sprawdzone rozwiązania i do prowadzenia gali zaangażowano Billy'ego Crystala. Aktor to prawdziwy weteran ceremonii, który Oscary prowadził aż dziewięć razy.
Rozdanie nagród Akademii to w świecie filmowym najbardziej wyczekiwana noc w roku, która przyciąga przed telewizory miliony widzów. Producenci gali narzekają jednak, że oglądalność spada. Starają się więc znaleźć sposób, by w ten wieczór przed odbiornikami zasiadła zwłaszcza młodsza widownia. Sam MacFarlane nie omieszkał sobie z tego złośliwie zażartować. - Jestem Seth MacFarlane, facet od "Family Guy'a". Zapytajcie o mnie swoje dzieci. W tym roku będę prowadził Oscary. Zapytajcie o nie swoich rodziców - powiedział w filmiku promującym tegoroczną galę.
MacFarlane przebije balonik?
Specyficzny dowcip prowadzącego tegorocznej gali nie wróży niczego dobrego. Przynajmniej dla tych, kórych dosięgnie jakiś kąśliwy żart. Zwłaszcza, że ludzie z branży filmowej słyną z wybujałego ego i są niezwykle przewrażliwieni na punkcie swojego wizerunku. - Dobrze, że ktoś spuści odrobinę powietrza z tego balona, jakim jest światek Hollywood - mówi Piotr Kędzierski, prowadzący audycję "Ranne kakao" w Radiu Roxy. Prezenter w swojej audycji bardzo często dowcipkuje w podobnym stylu co autor "Family Guya". Kędzierski chętnie stroi sobie niewybredne żarty z rodzimych gwiazd show biznesu i lubi dowcip na granicy dobrego smaku. Podkreśla, że takie niewybredne żarty oraz drwina ze wszelkich świętości dają ożywczy efekt. Trafiają bowiem do młodych ludzi, a wywoływanie skandalu zawsze tworzy ciekawy ferment.
Zobacz także: Christoph Waltz zachwycił w "Django". Austriak, którego pokochał Quentin Tarantino
Z podobnego założenia wyszli producenci gali wręczenia Złotych Globów, którzy dwa razy z rzędu zatrudnili do prowadzenia show komika Ricky'ego Gervais'a. Brytyjczyk na gali zdążył obrazić wszystkie przewrażliwione na swoim punkcie gwiazdy i narobił sobie w Hollywood wielu wrogów. Dlatego decyzja o zatrudnieniu MacFarlane'a na gospodarza oscarowej ceremonii wywołała spore zdziwienie. Producenci liczą jednak, że komik wpuści do sztywnej uroczystości trochę więcej świeżego powietrza. - Jesteśmy niezwykle podekscytowani faktem, że Seth wprowadzi wiele nowego do tej uroczystości. Cieszy nas też fakt, że nikt tak naprawdę nie wie, czego się po nim spodziewać - powiedział agencji Reuters Neil Meron, współproducent tegorocznej gali. Organizatorzy liczą, że to przyciągnie nowych widzów, którzy w ostatnich latach w oscarową noc woleli się wyspać niż siedzieć przed telewizorem.
Pomoże błogosławieństwo?
Producenci twierdzą jednak, że nie obawiają się ewentualnego skandalu. Zapewniają, że komik uzgodni z nimi treść swoich monologów, jednak zarówno publiczność w Hollywood Dolby Theatre, jak i ta zgromadzona przed telewizorami usłyszy kilka mistrzowskich improwizacji, z których słynie kontrowersyjny komik. - Liczymy na spontaniczność naszego prowadzącego. Dzięki temu gala będzie jeszcze lepsza - dodaje Meron. Scenariusz tegorocznej gali to oczywiście ścisła tajemnica. Pojawiły się jednak informacje, że obok MacFarlane'a na scenie pojawi się Mark Wahlberg, odtwórca głównej w filmie "Ted". W popularnej komedii, która wyszła spod pióra gospodarza tegorocznych Oscarów, aktor gra mężczyznę, którego najlepszym przyjacielem jest pluszowa maskotka z dzieciństwa. Tytułowy miś Ted razem ze swoim kumplem spędza czas na paleniu trawki, podrywaniu dziewczyn i oglądaniu ulubionego serialu o przygodach superbohatera. Sam MacFarlane daje głos pluszowemu bohaterowi.
Niegrzeczny pluszak prawdopodobnie będzie miał swój występ na tegorocznej uroczystości. Być może gadający miś wspólnie ze swoim twórcą odbiorą statuetkę za najlepszą piosenkę. W takiej kategorii jest bowiem nominowany utwór "Everybody Needs a Best Friend" z filmu "Ted".
W niedzielną noc okaże się, czy kontrowersje wokół osoby prowadzącego przyciągną przed telewizory oczekiwaną widownię. Prowadzący zdaje się przejmować swoją nową rolą. Przyznał bowiem, że o błogosławieństwo poprosił swego wielkiego poprzednika Billy'ego Crystala. Zapowiada też, że galę zamierza prowadzić na trzeźwo. W nocy z niedzieli na poniedziałek przekonamy się, jaki będzie efekt tych starań.