
Reklama.
Dużo mam tych pytań. Nie pomogło tak bardzo, jak się spodziewałam, że nad status quo – pisaniem i mówieniem o kulturze i lifestyle'u w internecie, ale i w prasie drukowanej i w radiu – dyskutowaliśmy w minioną sobotę podczas Śniadania Prasowego. Spotkanie urządziły w stołecznej klubokawiarni Chłodna 25 połączone ekipy internetowego pisma Dwutygodnik i magazynu “WAW”. Wiadomo, niejeden połamał sobie zęby, chcąc w swoim medium utrzymać zainteresowanie tematami głębszymi, bardziej skomplikowanymi. Gospodarze mieli jednak ochotę sprawdzić przede wszystkim, czy mamy wrażenie, że kultura wypierana bywa w mediach przez coraz prostsze komunikaty, coraz bardziej przyswajalne opowieści o stylu życia. Prowokowani przez Tomka Cyza, naczelnego Dwutygodnika, nie mogliśmy się nie śmiać, gdy opisywał kontekst, w jakim “kultura” (w tej czy innej formie) znajduje się w największych polskich portalach. Na Onecie znajdujemy ją w zakładce Rozrywka, razem z VOD, Plejadą, Wideo i Kabaretami. Na O2 w ogóle nie ma takiego działu, Interia.pl sytuuje zakładkę Muzyka i Film zaraz po Kobiecie i Mężczyźnie, zaś Wirtualna Polska – w dziale Kultura & Rozrywka grupuje osobno Kulturę oraz Muzykę, Książki, Komiksomanię i Studio (?). Redaktor Cyz wygrzebał nawet portal, w którym sąsiadowała z nartami i plażą – nie pomnę już jaki. Tym niemniej nie jest najgorzej – kultura wciąż się pojawia wśród newsowych zestawień na stronach RMF FM czy Radia Zet, Gazeta.pl promuje swój dział zasilany także tekstami z papieru w ósmym boksie od góry na stronie głównej. Wprawdzie prowadzący spotkanie na Chłodnej dążyli do polaryzacji, byliśmy z Tomaszem Platą (“Wprost”), Pauliną Reiter (“Wysokie Obcasy”) i Małgorzatą Małaszko-Stasiewicz (Program II Polskiego Radia) raczej zgodni: styl życia i kultura mogą się obronić, są tylko dwoma obliczami tego samego zjawiska, dwiema stronami tej samej monety, sposobem dotarcia i celem. Pytanie jednak, jak to robić? Jaka zawartość tych serwisów cieszy się największą popularnością? Czy trzeba ukryć kulturę w gąszczu treści bardziej “klikalnych”?
Pośrednio na te pytania odpowiada badanie Megapanelu PBI/Gemiusa (podaję za Wirtualnymi Mediami) podsumowujące najczęściej odwiedzane strony tematyczne w polskim internecie. Wyniki obejmujące dane za grudzień 2011 r. pokazują, że w zakresie Rozrywki i Kultury najwyżej plasuje się YouTube z 13,4 milionami użytkowników miesięcznie. Następna na liście, z dwukrotnie mniejszym wynikiem (6,5 miliona użytkowników, 336 milionów odsłon), jest grupa O2.pl – przypominam, że to ta, która nie ma żadnej przestrzeni poświęconej kulturze, tylko strumień plotek o celebrytach. Na miejscu trzecim znalazła się grupa Onet.pl (6,2 miliony użytkowników, ale za to aż 676 769 591 odsłon), na której głównej stronie słowo “kultura” pojawia się dziś tylko w miejscu zaznaczonym na żółto:
Kiedy jednak już odnajdziemy w tym portalu odpowiedni dział, naszym oczom ukazuje się bardzo estetyczny i dobrze robiony serwis, w którym jest miejsce i dla Chucka Palahniuka, i dla sylwetki Rafała Blechacza (choć to akurat przedruk z “Tygodnika Powszechnego”, który pozostaje ze spółką ITI, właścicielem Onetu, w relacjach partnersko-biznesowych). Oprócz newsowych serwisów-gigantów w tym zestawieniu o lepsze walczą rozrywkowe Demotywatory (miejsce 5.), które zepchnęły Kwejka (6.), Besty (10.) i Wiochę.pl (18.), serwisy poświęcone grom (grupa Spilgames – 9., CDA.pl – 12., Wyspagier.pl – 19., Grupa Gry-online.pl – 20.) i pojedynczy portal randkowy – Edarling (miejsce 16.). Jedyny serwis poświęcony kulturze sensu stricto, Filmweb.pl, uplasował się szczęśliwie na ósmym miejscu, co tylko potwierdza jego oszałamiający sukces.
O czym świadczą te dane? O oczywistości, jaką jest obserwacja, że kultura “sprzedaje się” gorzej niż zdjęcia kota, który “paczy”, internetowi pomagacze w zabijaniu czasu czy ploteczki o znanych i (nie)lubianych. Wiedząc, że na wysokie pozycje O2, Onetu, Wirtualnej Polski, Interii czy TVN w tych badaniach nie wpływa wyłącznie, ani nawet szczególnie, obecność w nich treści kulturalnych, można by przyjąć, że jedynym sensowym działaniem dziennikarza zainteresowanego tworzeniem serwisu poświęconego sztuce jest albo działanie dotowane, jak w przypadku Dwutygodnika, który jako pismo Narodowego Instytutu Audiowizualnego nie musi mierzyć się z widmem klikalności, albo wprowadzenie za bramy śmietnika internetowej rozrywki konia trojańskiego kultury.
Tę teorię dezawuuje jednak osobna droga Filmwebu: stworzenie poważnego, ale intrygującego i wciągającego miejsca poświęconego kulturze w polskim internecie. Czasy, gdy był tylko drugim obok Stopklatki serwisem piszącym o filmach dawno minęły – teraz jest drugą co do wielkości bazą poświęconą filmom na świecie! Siłę jego rażenia potwierdziła jeszcze afera z Barbarą Białowąs i krytykiem portalu Michałem Walkiewiczem, która uwypukliła potencjał internetu w tworzeniu zjawisk na polu kultury, choćby tak kuriozalnych. To, że dyskusja przeprowadzona w studiu Filmweb TV, poruszyła (via YouTube, ale zawsze) tak wielu użytkowników, świadczy nie tylko o tym, że lubimy oglądać, jak ludzie ex definitione darzeni estymą robią z siebie idiotów, ale i o tym, że cieszy nas to, że nowe media z ich bliskością użytkownikowi potrafią być obosieczną bronią. Biada tym, którzy na własne życzenie, na własną, dobitnie wypowiedzianą prośbę, dostają się w ich tryby. Wydaje się jednak, że między wierszami pojawia się tutaj przebłysk odpowiedzi na niewyartykułowane pytanie, które męczyło mnie od pewnego czasu, coś, co zażegnuje męczące wrażenie, że umyka mi jakaś ważna rzecz.
Tym czymś jest świetnie uwidoczniona na przykładzie scysji Białowąs-Walkiewicz cecha mediów internetowych, która polega na demokratyzacji dostępu do kultury, na podaniu jej w przystępnej, surowej formie. Nie mam przy tym na myśli wulgaryzowania czy upraszczania tych przekazów, ale właśnie unikalną rolę internetu polegającą na multiplikacji dowolnych treści, czasem wartościowych, czasami nie, bez pośredników. Bez zapośredniczania ich, jak w “starych” mediach, w decyzjach, wiedzy i wrażliwości redaktora, w konstrukcji ramówki etc. To głos bezimiennego użytkownika, nie wydawcy z piętnastoma latami doświadczeń, decyduje o tym, że sparing reżyserki i krytyka staje się ciekawostką i ogląda go prawie 30 tysięcy ludzi, a także, co za tym idzie, że do swoich serwisów newsowych przejmują go inne media. Czy to dobrze? Nie wiem – dopóki istnieją telewizja, prasa i radio, które równolegle opakowują jednak zjawiska w komentarze, to myślę, że w tym tkwi siła sieci. I w tym upatrywałabym szczególnych możliwości krzewienia kultury w internecie – kultury w jej wersji nieuczesanej, nieświętej, czasem głupszej, niż ta wykładana na salonach i ex cathedra, ale przez to bliższa chociażby umysłom oburzonych, którzy nie lubią, kiedy im mówić, co mają robić. W naTemat trochę staramy się to robić na poziomie konstrukcji naszej blogosfery, gdzie specjaliści o wysokim statusie, gwiazdy i osoby na co dzień zajmujące się pisaniem stykają się z często nie mniej spostrzegawczymi, ale może odrobinę mniej oszlifowanymi, trochę bardziej bezczelnymi blogerami. Daje to wrażenie właściwego dla internetu pomieszania porządków. Ale na poziomie redakcyjnych tekstów już nie zawsze nadążamy za tym żywiołem, który niełatwo daje się utrzymać w ryzach, okiełznać i zanalizować, bo właśnie analizować i okiełznywać się go nie powinno. Nie wiem jeszcze, jak powinien wyglądać serwis z kulturalnymi treściami zbudowany na bezpośrednim wpływie użytkowników, jakiś artystyczny Alert24.pl. Ale o tym, że istnieć mógłby, a nawet powinien, jestem przekonana.