Jedziesz na narty? Sprawdź ubezpieczenie. Czytelniczka ostrzega: Firmy nie mają skrupułów, empatii i granic pazerności
Paweł Peltz
23 lutego 2013, 18:25·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 lutego 2013, 18:25
Pani Julia przysłała nam bardzo długi mail opisujący kłopoty, jakie miała podczas niedawnego wyjazdu na narty do Austrii. Miesiąc temu podczas urlopu miała w Alpach wypadek. Podczas zjazdu zerwała więzadła w kolanie. I jak twierdzi, mimo ubezpieczenia narciarskiego z polskiej firmy została zostawiona sama sobie.
Reklama.
Pani Julia napisała, że wiedziała z czym wiąże się zerwanie wiązadeł ponieważ w jej rodzinie w przeszłości były już dwa takie wypadki. I dwie operacje:
Jedna z nich odbyła się w Stanach: zero problemów z finansowaniem, ponieważ mój brat jako student miał wykupione ubezpieczenie, zero komplikacji - noga jak sprzed wypadku. Druga z nich miała miejsce w Polsce: miesiac czekania na opis rezonansu magnetycznego z prywatnej kliniki (wykonanie rezonansu kosztowało prawie 1000 zlotych), operacja wykonana na koszt NFZ, w siedem miesięcy po operacji kolano mamę nadal boli i nie jest stabilne.
Pani Julia wiedziała, że kolano musi zoperować jak najszybciej. Na co dzień jest studentką dzienną na wyższej uczelni w Londynie. Oto jej relacja:
Od wielu lat jeżdżę z rodzina na narty ubezpieczajac się każdorazowo u tego samego ubezpieczyciela na kwotę, która bez problemu jest w stanie pokryć koszty operacji itd. Nigdy wcześniej nie musiałam sprawdzać jak zachowa się mój ubezpieczyciel, gdy będę go potrzebować.
Mój ubezpieczyciel był już poinformowany o całym zdarzeniu. Gdy ja mdlałam z bólu, tata walczył z infoliniami. Lekarz chciał mnie zabrać na stół operacyjny, a ubezpieczyciel uważał, że nie jest to konieczne i zasugerował, ż może przysłać po mnie karetkę do Austrii, a operację zrobię sobie w Polsce. Przypominam, że miałam 24 godziny od upadku na wykonanie zabiegu, co zostało potwierdzone telefonicznie z ortopeda z jednej z najlepszych warszawskich przychodni ortopedycznych. Lekarz z kliniki wysłał do ubezpieczyciela e-mail z ta właśnie informacja i powiedział, że na odpowiedź od mojego ubezpieczyciela, może czekać do godziny 20.
Ubezpieczyciel nadal oponował i upierał się, że wg jego wiedzy, moja operacja może odbyć się w Polsce. Tak przynajmniej mówiła pani z infolinii. Tata poruszył niebo i ziemię, skontaktował się z którymś z członków zarzadu firmy i ten potwierdził, że operacja ma się odbyć w Austrii, powiedział, że gdyby to się przytrafiło jego dziecku, nie wiózł by go do Polski. Pan przeprosił za trudności i stres, który spowodowały rozmowy z pania z infolinii pracujaca wedle przyjętych standardów. Powiedział także, że nie wie jak mogło dojść do takiej sytuacji i że otrzymamy zwrot kosztów w Polsce.
Operacja w klinice w Imst (Austria) kosztowała niecałe 7 tys. euro. Raz jeszcze przypomnę: jesteśmy na wakacjach w Austrii, mamy wykupione ubezpieczenie, nie bierzemy pod uwagę, że ubezpieczyciel pozostawi nas samym sobie i nie mamy przy sobie pieniędzy na pokrycie kosztów operacji, a czas ucieka. Na szczęście nocujemy w pensjonacie znajomych, którzy wyciagaja wszystkie swoje oszczędności z banku i w ten sposób się nam udaję.
Jestem 4 tygodnie po operacji. Za dwa tygodnie o zdarzeniu będzie mi tylko przypominać sprawa sadowa. Po rozpatrzeniu wniosku o odszkodowanie, który został złożony w Polsce, ubezpieczyciel nie uznał za stosowne, aby nam, zwykłym klientom wypłacić odszkodowanie.
Odnoszę wrażenie, że w chwili gdy dokonaliśmy zapłaty za ubezpieczenie, staliśmy się zbędni ubezpieczycielowi. Zaś w momencie, gdy zadzwoniliśmy, aby zgłosić szkodę zostaliśmy uznani za persona non grata.
To przykre, że urodziłam się w takiej Polsce. Chciałabym kiedyś móc zmienić swoja opinie na temat tego kraju, pozbawionego skrupułów pod każdym względem.
Proszę, abyście Wy, niezależni dziennikarze, pomogli wyplatać się prywatnym ubezpieczycielom z tej negatywnej polskości, zarabiania kosztem krzywdy innych i obnażyli ich pazerność i brak empatii. To brzmi jak oksymoron: ubezpieczyciel bez empatii, prawda?
Redakcja naTemat nie jest w stanie sprawdzić tej sytuacji. Uważamy, że ubezpieczenie jest na wyjeździe narciarskim równie niezbędne co kombinezon, gogle i czapka. Jednocześnie po liście pani Julii doradzamy bardzo uważne przeczytanie warunków ubezpieczenia.