Czy Andrzej Duda powierzy tworzenie nowego rządu od razu Donaldowi Tuskowi, czy desygnuje Mateusza Morawieckiego lub Jarosława Kaczyńskiego do podjęcia tej straceńczej – z powodu braku większości PiS – misji? Wiele wskazuje na to drugie. Czy za takim ruchem prezydenta, który wywodzi się z przegranego obozu, stoi tylko chęć gry na czas czy osobista niechęć do przyszłego premiera?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy prezydent Duda desygnuje Donalda Tuska na premiera?
Mimo że we wtorek przed południem liderzy – jeszcze – opozycji na konferencji prasowej potwierdzili wolę utworzenia wspólnego rządu, na czele z Donaldem Tuskiem, prezydent Andrzej Duda zdaje się niewzruszony w swoim planie poszukiwania sejmowej większości partia po partii, poczynając od Prawa Sprawiedliwości. PiS po nieuczciwej kampanii wyborczej zajął pierwsze miejsce pod względem liczby głosów, jednak nadal to za mało, by utworzyć większościowy rząd. Ten może i chce stworzyć demokratyczna opozycja. Z taką zapowiedzią szła zresztą do wyborów.
– Andrzej Duda zbyt łatwo wchodzi w rolę Wojciecha Jaruzelskiego – ocenia w rozmowie z naTemat poseł-elekt Paweł Kowal. Polityk Koalicji Obywatelskiej przypomina, że podobna sytuacja już się w Polsce wydarzyła. Po częściowo wolnych wyborach 4 czerwca 1989 roku, które wygrała demokratyczna opozycja, generał także kombinował – wbrew sejmowej arytmetyce – by premierem zrobić kogoś z niepopularnego obozu polityków PRL.
To porównanie w ustach Pawła Kowala nie powinno dziwić. Jest historykiem z wykształcenia, co więcej obronił pracę doktorską zatytułowaną "Polityka ekipy gen. Wojciecha Jaruzelskiego w latach 1986–1989. Próba reformy w systemie władzy".
– Jaruzelski przez dwa miesiące przeciągał to, co nieuniknione, czyli przekazanie władzy demokratycznej opozycji. Najpierw stawiał na Malinowskiego, potem Kiszczaka. Jedynym skutkiem było to, że Polska straciła czas. W polityce liczy się legitymizacja, a tej odchodząca władza nie miała, tak jak obecna. Wiedział to Jaruzelski, wie to Duda – przekonuje poseł Paweł Kowal.
W powolnym stosowaniu się prezydenta Dudy do woli suwerena Kowal dostrzega tylko polityczną kalkulację, nie osobistą niechęć.
Dalsza część tekstu pod zdjęciem.
Czytaj także:
Relacje Duda–Tusk. Niechęć polityczna
Z kolei osoba blisko współpracująca z Donaldem Tuskiem dostrzega niechęć, ale innego rodzaju.
– Trudno mówić o jakichś osobistych tarciach, skoro Donald i Andrzej praktycznie nie mają żadnych relacji. Kiedy oni się ostatni raz tak naprawdę spotkali? To musiał być 2016 rok w Brukseli, gdy Tusk był szefem Rady Europejskiej, a Duda pełnił obowiązki prezydenta dopiero od kilku miesięcy. Potem mijali się jeszcze przy kilku okazjach, na przykład uścisnęli sobie dłoń z okazji wizyty Bidena w Polsce, ale nie mieli znaczącego kontaktu – ocenia dla naTemat polityk KO.
Zupełnie inaczej widzi to Kamil Dziubka, dziennikarz Onetu, autor książki "Kulisy PiS", opartej wyłącznie na wypowiedziach członków obozu odchodzącej władzy.
– Andrzej Duda nie cierpi Donalda Tuska. I to z wzajemnością. Obaj nigdy tej niechęci nie ukrywali, nie uciekali przed nią – mówi nam Dziubka.
Reporter polityczny wskazuje, że stosunek obu polityków do siebie nawzajem jest asymetryczny z powodu zróżnicowania ich karier.
– Oczywiście uczucie ze strony obecnego prezydenta ma nieco dłuższą historię, bo kiedy Duda zaczynał pracę w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego jako szeregowy minister, Tusk był premierem i po prostu mógł tego urzędnika nawet nie kojarzyć. Zauważył go pewnie po katastrofie smoleńskiej, kiedy Andrzej Duda jako jeden z kilku ministrów, którzy do samolotu nie wsiedli, stał się głosem kancelarii tragicznie zmarłej głowy państwa – ocenia Kamil Dziubka.
Potem przyszedł czas wyborów prezydenckich w 2015 roku. Wszystkie sondaże dawały dużą przewagę urzędującej głowie państwa wywodzącej się z Platformy Obywatelskiej, Bronisławowi Komorowskiemu. Jarosław Kaczyński sam w wyścigu nie chciał wystartować, na kandydata do przegranej, wydawało się, walki, wystawił trzecioligowego polityka PiS, którego nawet część dziennikarzy myliła z Piotrem Dudą, szefem "Solidarności". Tymczasem pewny zwycięstwa Komorowski przespał kampanię, a Duda gryzł trawę i niespodziewanie – także dla Kaczyńskiego – został prezydentem.
Wtedy Donald Tusk od miesięcy zajmował już prominentne stanowisko w Brukseli.
Szpile Dudy, szpile Tuska
– Obecny prezydent wypłynął na szerokie polityczne wody, kiedy szefa PO nie było w kraju. Jako szef Rady Europejskiej przyjął prezydenta w 2016 r. w Brukseli i nie było to miłe spotkanie. W trakcie wspólnej konferencji prasowej co chwilę sobie docinali – przypomina Dziubka.
Bliski współpracownik Tuska przekonuje, że zachowanie Dudy nie miało podłoża personalnego. – Duda ostentacyjnie okazywał niechęć całemu naszemu środowisku. Najlepszym przykładem jest to, że nie znalazł czasu, by spotkać się z premier Ewą Kopacz. Stało się to w momencie, gdy składała dymisję – przywołuje wydarzenia z jesieni 2015 roku.
Wcześniej jednak – latem – na zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy na prezydenta nie było Donalda Tuska. – A dlaczego miałby na nim być? – odpowiada pytaniem na pytanie o powody współpracownik byłego i jak wiele wskazuje przyszłego premiera.
Choć Duda i Tusk się nie spotykali, co jakiś czas wbijali sobie szpile za pośrednictwem mediów. – Pan Donald Tusk nie jest dzisiaj polskim politykiem, jest europejskim politykiem – powiedział w 2018 roku Andrzej Duda.
– Prezydent Rzeczpospolitej powinien dbać o jej reputację. Andrzej Duda robi wszystko, aby ją zrujnować. Jego kampania to wstyd na cały świat – tak w 2020 roku nieuczciwy wyścig prezydencki ocenił Donald Tusk.
A gdy prezydent Duda podpisał się pod lex Tusk, ustawą Prawa i Sprawiedliwości, która miała nielegalnie ograniczać prawo polityków opozycji do uczestnictwa w życiu publicznym, przewodniczący Platformy Obywatelskiej przez media zaprosił go na "konsultacje społeczne", czyli wielką manifestację antypisowską, która 4 czerwca 2023 roku przeszła przez Warszawę, w tym obok Pałacu Prezydenckiego.
"Duda unika nowego otwarcia z Tuskiem"
Jarosław Makowski, szef związanego z KO Instytutu Obywatelskiego i radny Katowic, mówi naTemat, że po wygranych przez demokratów wyborach polityczna sytuacja Andrzeja Dudy jest trudna. – Ma do dyspozycji rozwiązania niedobre, złe i fatalne – ocenia Makowski.
Polityk i filozof zwraca uwagę na to, że po porażce PiS w obozie odchodzącej władzy walka o przywództwo weszła w nową, ostrzejszą fazę, a Duda chce stanąć w szranki z Beatą Szydło, Joachimem Brudzińskim, Mariuszem Błaszczakiem i Mateuszem Morawieckim.
– Dla Dudy nie ma tu miejsca. Prezydent musi się rozpychać, dlatego unika nowego otwarcia z Tuskiem. Zamiast wsłuchać się w głos społeczeństwa, które wybrało demokratyczną opozycję, prezydent prawdopodobnie najpierw wykona pusty ruch w postaci desygnowania premiera z obozu PiS, choć jasne jest, że nie uzyska większości, a na czele rządu i tak w końcu stanie Donald Tusk – przewiduje Makowski.
Zdaniem szefa Instytutu Obywatelskiego, gdyby nie walka Dudy o przywództwo w PiS, kraj znacznie szybciej miałby rząd większości, którą 15 października wybrali obywatele.
– Przecież prezydent mógłby się dogadać z nową ekipą, że w zamian za nieblokowanie pieniędzy dla Polski z Krajowego Planu Odbudowy, dostanie poparcie na jakieś międzynarodowe stanowisko. Zamiast tego ustawia się w pozycji osoby, która wkłada kij w szprychy. Moim zdaniem skończy się to tak, że ani nie wywalczy władzy w PiS, ani nie otrzyma eksponowanej posady za granicą. Przegra i przylgnie do niego łatka mściwego, małostkowego. Niepotrzebnie, ale to już jego wybór. Andrzej Duda jest mistrzem tracenia szans – kwituje Makowski.
Dziennikarz Kamil Dziubka podkreśla, że prezydent Duda dobrze wie o tym, że tak czy inaczej będzie musiał połknąć żabę, czyli desygnować Donalda Tuska na premiera.
– Mimo wszystko nie chce mi się wierzyć, że Duda nie chce wręczyć aktu desygnacji na premiera Tuskowi tylko ze względu na osobistą niechęć. Prezydent wie, że pod żyrandolem w Pałacu Prezydenckim i tak spotka znienawidzonego polityka. Bo kiedy w drugim kroku konstytucyjnym Sejm przejmie inicjatywę, Donald Tusk zostanie wybrany i Duda nie będzie miał wyjścia. Musi wtedy odebrać ślubowanie od premiera i ministrów. I jeszcze życzyć im powodzenia – podsumowuje Kamil Dziubka.