Jeden z uczestników teleturnieju "Jeden z dziesięciu" zdradził kulisy produkcji. Wspomniał o zachowaniu długoletniego prowadzącego Tadeusza Sznuka. Okazuje się, że dziennikarz miał przejść trudną chorobą, po której ponoć ograniczył kontakt z zawodnikami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiktor Strzelczyk brał udział w 132. sezonie kultowego programu TVP. Portal światgwiazd.pl przypomina, że mężczyzna dotarł aż do finału. Niestety odpadł na pytaniu o nazwisko kanclerza Niemiec w dniu zjednoczenia kraju i to tylko dlatego, że popełnił błąd w pisowni nazwiska.
Uczestnik długo nie mógł się pogodzić z porażką. Ujawnił nawet, że kłócił się o to z produkcją. Strzelczyk jest aktywny na Twitterze, gdzie niekiedy dzieli się "smaczkami" zza kulis formatu "Jeden z dziesięciu".
W jednym z wpisów zdradził, że choć odcinek po zmontowaniu trwa 24 minuty, to nagrania do niego zajmują niemal półtorej godziny. Innym razem podzielił się szczegółami dotyczącymi nagród, które mają dostawać zwycięzcy.
"Jedną z nagród był zegarek marki A***, a w odcinku mogliście zobaczyć, że był to Pi*** Ric***. Nie wiem, co lepsze, ale drobna nieścisłość. Oczywiście od wszystkich nagród rzeczowych (pięć dni w Gołębiewskim oraz kosmetyki) (...) wzięli podatek z głównej wygranej" – czytamy.
Uczestnik "Jeden z dziesięciu" o chorobie Sznuka
Strzelczyk pewnego razu rozgadał się też na temat prowadzącego Tadeusza Sznuka. Ponoć teraz dziennikarz inaczej traktuje uczestników. Kiedyś można było z nim porozmawiać w przerwie. Z relacji Strzelczyka wynika, że teraz jest to niemożliwe. Chodzi o chorobę, którą miał przebyć gospodarz.
"Tadeusz Sznuk od czasu pandemii trzyma dystans fizyczny do graczy. Niestety nie można już z kim gawędzić w przerwie między etapami (przed finałem jest 10 minut przerwy). Tak samo było po finale. Gdy podszedłem się pożegnać, momentalnie pani reżyser poprosiła o dystans. Ponoć w czasie odcinków pandemicznych jakiś zawodnik go niby zaraził COVID-em" – napisał Strzelczyk.
"Jeden z dziesięciu" – formuła i prowadzący
Przypomnijmy, że "Jeden z dziesięciu" jest oparty na brytyjskim formacie "Fifteen to one", który był uznawany za jeden z najtrudniejszych quizów w telewizji. Pierwszy polski odcinek miał premierę 3 czerwca 1994 roku i obecnie jest najdłużej emitowanym teleturniejem w polskiej telewizji.
Formuła jest prosta: jeden prowadzący, dziesięciu uczestników. Pytanie – kilka sekund na odpowiedź. Pierwsza runda – dziesięć osób. Finał – tylko trzy. Liczy się rozległa wiedza z wielu dziedzin. I tylko to, nikt nie pyta uczestników o poruszające historie rodzinne.
Przepisem na sukces okazała się prosta forma, erudycja... oraz prowadzący. Tadeusz Sznuk przez prawie trzy dekady dba o wysoki poziom programu. Widzowie go pokochali, podziwiając jego szyk i elegancję.
W jednej z wypowiedzi Sznuk z charakterystycznym dla niego wdziękiem, wskazał na mankament programu: "Ten wspaniały teleturniej oprócz licznych zalet ma pewną wadę. Tylko jeden gracz wygrywa, a dziewięciu musi odpaść. Gdyby to ode mnie zależało, stworzyłbym teleturniej 'Dziesięciu z dziesięciu' i… uniknęlibyśmy tej przykrości".
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.