
W poniedziałek (23 października) na antenie telewizji Polsat wyemitowano ostatni odcinek reality "Doda. Dream Show". W tej odsłonie produkcja pokazała ostatnią prostą przed pierwszym koncertem z serii "Aquaria Tour". Jak się okazało, na chwilę przed premierą wokalistce puściły nerwy.
W ostatnich dwóch tygodniach miłośnicy twórczości Doroty Rabczewskiej mieli szansę uczestniczyć w pięciu koncertach z serii "Aquaria Tour", które odbyły się w warszawskiej siedzibie nowego studia Cyfrowego Polsatu. Przypomnijmy, że pierwszy koncert, który recenzowaliśmy dla naTemat odbył się w sobotę 7 października.
Przypomnijmy, że Doda przygotowała niemałą niespodziankę dla swoich fanów. Dla tych, którzy nie mogli stawić się osobiście na koncercie, Polsat wyemituje 44-minutowe fragmenty z drugiego koncertu Dody w ramach "Aquaria Tour" (z 8 października bieżącego roku) tuż po finałowym odcinku 19. edycji show "Twoja twarz brzmi znajomo".
Specjalny odcinek "Doda. Dream Show" będzie miał miejsce 3 listopada o godz. 22:20. Przypomnijmy, że podczas nagrania koncertu wokalistce na scenie towarzyszyła Lanberry oraz Smolasty, którzy wykonali razem z nią niezapomniane duety.
Dodzie puściły nerwy na chwilę przed koncertem. 'Ciągle na mnie krzyczysz'
Doda w swoim reality show przedstawiła widzom przygotowania do koncertów z cyklu "Aquaria Tour". W poniedziałek 23 października odbył się finałowy odcinek. To właśnie w nim emocje sięgnęły zenitu, a przygotowaniom towarzyszyły liczne kłótnie ze współpracownikami.
– Niesamowite doświadczenie widzieć tych wszystkich ludzi, którzy składają każdy centymetr sceny, na którym później będzie show. Ludzie nie mają świadomości, ile innych ludzi musiało kosztować wykonanie swojej pracy. Coś niesamowitego – mówiła w programie wokalistka.
Mimo ogromnego zapału całej ekipy nie wszystko szło zgodnie z planem, ani tak jakby życzyła sobie tego główna bohaterka. Czasu do premiery było coraz mniej, a nerwów coraz więcej. Między innymi dała upust swoim emocjom w rozmowie z choreografką, podkreślając, że nie jest zadowolona z rozmieszczenia tancerzy.
Kiedy w pewnym momencie nie mogła znaleźć realizatorów, wypaliła: – Wszyscy mają być pod sceną. To nie jest piknik rodzinny. Jednak czara goryczy przelała się, kiedy wokalistka dowiedziała się, że nie może przetestować windy, którą miała wjechać na scenę.
– My nie zdążymy założyć tej sukienki i jeszcze tu wejść. To jest jakaś masakra. Potrzebujemy to dzisiaj sprawdzić. Czy ty rozumiesz, że ja będę musiała wyrzucić trzy piosenki z mojego repertuaru? (...) Nie ma sensu dla mnie próbować, jeżeli mi wszystko nie działa – krzyczała Doda.
Zobacz także
Realizator, z którym toczyła się rozmowa, mimo wszystko próbował ją uspokoić i na spokojnie wytłumaczyć zaistniałą sytuację. – Dorota, ja nie będę się z tobą kłócił. Cały czas na mnie krzyczysz. Bardzo mi się to nie podoba. Nie krzycz na mnie – tłumaczył producent techniczny. Jednak to nie uspokoiła artystki. Wręcz przeciwnie. Całe zajście miało miejsce przy Rafale, który od lat współpracuje z wokalistką.
Doda
Po kłótni na temat windy płynnie zmieniono temat i zaczęto dyskusję na temat przerw pomiędzy piosenkami. Kiedy dowiedziała się, że menadżer, zamiast trzymać przy sobie setlistę, trzyma ją w samochodzie, po raz kolejny nie wytrzymała.
– Masz w samochodzie setlistę do koncertu? Nie masz jej przy sobie? A co ona ci tam robi za jodełkę zapachową, czy co? No, ku*wa, w telefonie masz to mieć! Takich właśnie mam ludzi, z którymi pracuje. Nie wiedzą, ku*wa, do jakich piosenek pracujemy – krzyczała Doda.
