Rówieśnicy ze mocno szkoły zapamiętali Grzegorza Borysa. Mężczyzna, który jest podejrzewany o zamordowanie swojego 6-letniego syna, chodził do podstawówki w Gryfinie, a z jego kolegami udało skontaktować się lokalnym dziennikarzom.
Reklama.
Reklama.
44-letni Grzegorz Borys nadal jest poszukiwany przez policję za zbrodnię, której miał dokonać na swoim 6-letnim synu. W jego poszukiwania zaangażowały się nie tylko służby, ale też cywile. Wśród nich są także ci, którzy go znali.
"Super Express" podaje, że poszukiwany w młodości mieszkał w Gryfinie pod Szczecinem, gdzie chodził do Szkoły Podstawowej nr 2 przy ul. 9 Maja. Został zapamiętany przez kolegów z placówki.
– Chodziłem z nim do szkoły podstawowej, potem nasze drogi się rozeszły – cytuje rozmówcę gazeta. – W szkole niczym szczególnym się nie wyróżniał, więc jakoś specjalnie go nie zapamiętałem – dodał mężczyzna przedstawiony jako Robert. Rozpoznał Borysa na zdjęciu, kiedy zobaczył jego wizerunek opublikowany w mediach.
– Na początku, gdy usłyszałem jego nazwisko, nie skojarzyłem, ale gdy zobaczyłem zdjęcie w tym marynarskim mundurze, od razu go rozpoznałem. W takich samych mundurkach chodziliśmy wtedy w szkole – skomentował.
"Nie wiem, co mu strzeliło do głowy"
– Naprawdę nie wiem, co mu strzeliło do głowy. Teraz najważniejsze jest, żeby go jak najszybciej znaleźli i zatrzymali – dodał dawny kolega podejrzanego o morderstwo.
Jak wynika z ustaleń Onetu, Borys nie jest osobą charakterystyczną. Głos w jego sprawie zabrał jeden z żołnierzy, który tak jak podejrzany służył jako kierowca w tej samej jednostce. Jak wyjaśnił, poszukiwany wojskowy "niczym szczególnie się nie wyróżniał".
– Skryty, cichy facet. Nie był towarzyski. W żadne interakcje nie wchodził – cytuje go Onet.
Opinie na temat Grzegorza Borysa zebrała także Interia. Jak mówili współpracownicy podejrzanego, nie był on specjalnie bystry.
– Jak się te sześć lat temu zapoznaliśmy, byłem w szoku. Myślałem, że jest dużo młodszy. Jego zachowanie nie przystawało do wieku. A miał wtedy około 38 lat. Zachowywał się, powiedziałbym, dość infantylnie. Nie był bystrzakiem. I miał specyficzny uśmiech, jakby dziwnie przyklejony do jego twarzy – opowiada Interii były żołnierz, który poznał Borysa w 2017 roku. Przez rok służyli w jednym pododdziale w wojsku w Gdyni.
Opinie o podejrzanym o zamordowanie 6-letniego syna pojawiały się już wcześniej. Mówili o nim także sąsiedzi, którzy wskazywali na jego relacje z dzieckiem.
– To był dziwny facet. On długi czas w kominiarkach chodził albo w ciemnych okularach. Nikt o to nie pytał. No bo wojskowy. Myślałam, że może on nie chce pokazywać twarzy ze względu na swoją pracę. Bo na przykład był komandosem – wyznała Onetowi pani Anna.
Borys miał przychodzić z synem na plac zabaw albo na boisko. – Był ostry dla syna. Denerwował się na przykład, że dzieciak źle podał piłkę. Nie lubił też Ukraińców. Nie chciał, by przychodzili się bawić. Potrafił robić z tego powodu awanturę – opowiedziała.
Poszukiwania Grzegorza Borysa nadal nie są zakończone
Wydano za nim także list gończy, a prokuratura zwróciła się także o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania.
Mężczyzna jest podejrzany o zabójstwo, którego miał dokonać w mieszkaniu w gdyńskiej dzielnicy Karwiny. To tam znaleziono zwłoki 6-letniego chłopca. Na jego ciele była rana cięta szyi. W mieszkaniu był też martwy pies. Makabrycznego odkrycia dokonała matka małego Olka, która wróciła z pracy.