Co znajdzie się w prawie każdym tekście o dotyku? Taka oto informacja: potrzebujemy 4 uścisków dziennie, aby przetrwać, 8 do prawidłowego funkcjonowania, 12 – by się rozwijać. I choć naukowych dowodów potwierdzających dokładność wyliczeń psychoterapeutki Virginii Satir nie ma, to już takich argumentów, które mówią znaczeniu dotyku, nie brakuje. Człowiek pozbawiony czułości, utulenia, naprawdę choruje.
Reklama.
Reklama.
Małgorzata Osowiecka-Szczygieł, psycholożka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS w Sopocie: – Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ważny jest dotyk. Dzięki niemu przekazujemy sobie informację o naszej bliskości, o oddaniu, ale nie tylko – w bardzo konkretny sposób reaguje też nasza skóra. Poprzez aktywizowanie receptorów dotyku wydzielają się konkretne hormony, przesyłamy do mózgu informację, że wszystko jest w porządku – oczywiście jeśli mówimy o przyjaznym i kojącym dotyku.
dr Łukasz Grabarczyk, neurochirurg: – Skóra składa się z wielu różnego rodzaju receptorów – bólowych, delikatnego czucia, czucia wibracji, położenia, temperatury – ale czucie nie odbywa się na skórze, odbywa się w mózgu. Tak naprawdę to właśnie mózg widzi, słyszy i czuje. Cały czas skanuje drogi, wyspecjalizowane ścieżki, receptory i uczy się to interpretować. Uczy się rozpoznawać, czego dotykamy, czy jest to porcelana, metal, szkło itd. Jeśli jednak nie ma stymulacji, to pewne połączenia się nie wykształcają albo zanikają.
Dotyk to... życie
Bez dotyku można budzić się i zasypiać. Można podróżować, jeść śniadanie, pracować, uczyć się. Można się śmiać i płakać. Można żyć. A jednak to życie jest inne niż tych osób, które dobrego dotyku doświadczają. Choć pewnie i jedni i drudzy nie są do końca świadomi, co tracą – w przypadku jednej grupy, i co zyskują – w przypadku drugiej.
Brak dotyku, przytulenia wpływa na nasze emocje. Wywołuje poczucie osamotnienia, brak poczucia bezpieczeństwa, smutek, przygnębienie. Zwiększa stres. Odbiera radość, choć uśmiech może nie znikać z twarzy.
Oczywiście każdy ma inną konstrukcję psychiczną, więc jedni radzą sobie z deprywacją dotyku lepiej, inni gorzej. Jednak nie bez powodu w naukowym świecie pojawiło się zjawisko nazwane "głodem skóry".
– Wydaje się, że bez dotyku przetrwalibyśmy jako gatunek, natomiast to przetrwanie byłoby o wiele trudniejsze – zaznacza psycholożka Małgorzata Osowiecka-Szczygieł. – Ludzie samotni bardzo często mówią o tym, że nikogo przy nich nie ma, że czują się nieutuleni. Bez dotyku czasami trudno jest wytrzymać – dodaje.
– Organizm choruje bez dotyku? – dopytuję.
– Myślę, że w takim dosłownym rozumieniu nie. Jest jednak istotnym pośrednim czynnikiem, który może wpływać na to, że chorujemy np. na grypę, choroby neurologiczne, depresję. W psychologii nazywamy to facylitatorem. Jeśli czujemy się samotni, jesteśmy nieszczęśliwi, a to z kolei wpływa na układ odpornościowy, osłabia go. Poza tym jeśli ludzie są nieutuleni zewnętrznie, jeśli nie mają nikogo, kto ich głaszcze, bardzo często sami siebie też nie głaszczą – odpowiada rozmówczyni naTemat.
Natomiast ci, którzy chorują i są zaopiekowani, zatroszczeni, przytuleni, szybciej odzyskują zdrowie.
Nauka dotyku
– Wiele badań potwierdza teorię, że dotyk daje mózgowi sygnał, że może przekazać swoje zasoby na potrzeby radzenia sobie, ponieważ ktoś inny musi ponieść ciężar tej sytuacji. To rozluźnia ciało – zapewniała Katerina Fotopoulou, profesor neurologii psychodynamicznej, w rozmowie z BBC.
Skóra człowieka to największy jego organ – 2 metry kwadratowe powierzchni, na której znajduje się 70 milionów sensorów. W połowie lat 90. XX wieku, czyli nie tak dawno temu, naukowcy zajmujący się zmysłem dotyku, odkryli w skórze system włókien nerwowych, zwany C-Tactile, który pozwala specjalnym komórkom dostać się do poszczególnych ośrodków w mózgu.
– Wielokrotnie mówię o tym, że jesteśmy chodzącą prehistorią, a zmysł dotyku jest jednym z naszych najbardziej pierwotnych zmysłów. Dziecko, które się rodzi, wymaga całkowitej opieki. Uczy się widzieć, uczy się słyszeć, a dotyk jako jedyny zapewnia mu kontakt z otoczeniem. Dlatego to dotyk daje nam poczucie bezpieczeństwa, leczy, a jego brak powoduje smutek, pustkę – wyjaśnia dr Łukasz Grabarczyk.
– A jeśli ktoś się nie przytula, jeśli tego dotyku brakuje, co dzieje się z organizmem? – zastanawiam się.
– Mózg jest plastyczny, ale nie aż tak jak mózg dziecięcy. W okresie noworodkowym mózg dziecka intensywnie się rozwija, tworzy połączenia, które czasami są sensowne, a czasami bezsensowne, nie sprawdzają się. Następnie, analizując wszystkie bodźce – przyjemne, nieprzyjemne – wybiera, które połączenia zostaną, a które nie. Zostawia tylko te, które dają nam największą satysfakcję. Jeśli ktoś się nie przytula, dochodzi do deprywacji tego typu połączeń. I coraz trudniej, z wiekiem, jest się takiego zachowania nauczyć – słyszę.
Najważniejszy ze zmysłów
Brak dotyku, który staje się normą, może skutkować lękami i depresją, zaburzeniami snu, zmęczeniem, narastającym poczuciem pustki. Przekonuje o tym psycholożka dr Tiffany Field, która od lat zajmuje się istotą dotyku i która założyła Touch Research Institute na Uniwersytecie w Miami. Jej zdaniem to właśnie dotyk góruje nad innymi zmysłami.
W rozmowie z Agnieszką Jucewicz, dziennikarką "Wysokich Obcasów", Tiffany Field odpowiedziała na pytanie, co może się stać, jeśli częściej będziemy dotykać ekranów telefonów zamiast siebie.
Rozmowa ukazała się w roku 2021, w czasie pandemii COVID-19, kiedy wszyscy zostaliśmy pozbawieni normalności, a dotyk, który musieliśmy skrajnie ograniczyć, kojarzył się z zagrożeniem
– Skutki tego już widać, przynajmniej w naszym kraju. Od początku roku mieliśmy 267 masowych zabójstw. Przemoc rośnie - na ulicy, w domach. Oczywiście kryją się za tym różne powody, ale jednym z nich moim zdaniem jest właśnie deprywacja dotyku, której doświadczyliśmy – mówiła dr Field.
Innym naukowcem, potwierdzającym założenia amerykańskiej psycholożki, jest Martin Grunwald, kierownik europejskiego laboratorium zajmującego się właśnie zmysłem dotyku oraz autor książki "Homo hapticus". Zdaniem Grunwalda dotyk jest zmysłem istotniejszym od smaku, węchu, słuchu – jest niezbędny do biologicznego przeżycia.
Konsekwencje braku bliskości
Już wieki temu przeprowadzano pierwsze eksperymenty – szokujące i brutalne – które udowadniały, że konsekwencje braku dotyku są bez wątpienia... dotkliwe.
W XIII w. Fryderyk II Hohenstauf wpada na pewien pomysł. Chce usłyszeć pierwotny język, ten, którym posługiwali się pierwsi ludzie – Adam i Ewa.
Siedmioro niemowląt odbiera matkom. Dzieci trafiają pod opiekę kobiet, które nie mają prawa odezwać się przy dzieciach i ich dotykać, a raczej zabawiać, tulić. I tak też się dzieje.
Fryderyk żadnego języka jednak nie usłyszy, bo dzieci umrą po trzech miesiącach. W kronikach z tamtych czasów ktoś zapisze takie zdanie: "Nie mogły bowiem żyć bez pieszczot, radosnych twarzy i czułych słów swoich przybranych matek".
W roku 1966 Nicolae Ceausescu zakazuje w Rumunii aborcji i antykoncepcji. W efekcie setki dzieci porzuconych przez rodziców trafiają do sierocińców. Tam opieka nad nimi polega jedynie na karmieniu i przewijaniu.
"Nie były dotykane ani przytulane. Nikt do nich nie mówił. Kiwały się w przód i w tył, patrząc nieobecnym wzrokiem, lub kuliły się w obecności obcych" – opisywał badacz Oliver W. Sacks, neurolog z Columbia University.
"Dzieci Ceausescu" rozwijały się gorzej niż dzieci, które otoczone były troską – zahamowany wzrost, waga, opóźnienie emocjonalne i społeczne. Nie potrafiły sobie poradzić także w dorosłym życiu.
Kolejnym, i jednym z bardziej znanych eksperymentów, jest eksperyment przeprowadzony w latach 60. przez Harry’ego Harlowa na małpkach, małych rezusach.
Harlow odseparowuje małpki od matek. Dzieli je na dwie grupy. Każda ma dostęp do dwóch sztucznych matek – drucianej z drewnianymi elementami i zrobionej z miękkiej tkaniny. Mleko w grupie pierwszej rezusy otrzymują od matki drucianej, w drugiej od miękkiej. Wszystkie małpki, pragnąc bliskości lgną do postaci szmacianej, nawet kosztem rezygnacji z jedzenia.
Choć ostatecznie zjadają podobną ilość pożywienia i podobnie przybierają na wadze, te, które dostają pokarm od drucianej matki, mają problemy z trawieniem.
Rezusy oddzielone od prawdziwych matek nie rozwijały się prawidłowo, a jako dorosłe bywały agresywne i zestresowane. Cierpiały na zaburzenia psychiczne. Samice, jeśli już pozwalały się zapłodnić, nierzadko odpychały swoje dzieci.
Ten nie mający wiele wspólnego z etyką eksperyment dowiódł jednak, że potrzeba bliskości jest silniejsza od potrzeby zaspokojenia głodu.
Nieutulone związki
– Dotyk wzmacnia nas nie tylko psychicznie, ale i fizycznie?
Małgorzata Osowiecka-Szczygieł: Badania wskazują na to, że pierwsze miesiąca, lata życia, są pod tym względem absolutnie kluczowe. Widzimy, że różnice między dziećmi, które były przytulane a tymi, które nie, są widoczne jeszcze długo potem. To oddziaływanie jest długofalowe, nawet w okresie do 10 lat.
Okazuje się, że osoby, które nie otrzymały wystarczająco dużo dobrego dotyku lub nie otrzymały go wcale, częściej decydują się na przelotne związki, bywają oziębłe, egocentryczne i mają problemy z zaangażowaniem.
– Jeżeli jesteśmy w dzieciństwie, w wieku nastoletnim, przyzwyczailiśmy się do tego, że o dotyk trzeba zabiegać, prosić o niego, albo że w ogóle nie jest możliwe otrzymanie czegokolwiek od drugiego człowieka, to w dorosłym życiu często objawia się to pozabezpiecznym przywiązaniem. Ktoś mi się podoba, zbliżamy się, mamy intensywne przeżycia w seksie, a potem, kiedy następuje etap, gdy trzeba się bardziej przywiązać, gdy trzeba dzielić ze sobą też te tzw. trudne momenty, to ta nieutulona w dzieciństwie osoba często nie wie nawet jak to zrobić, jak się zaangażować. Boi się tego i szuka kolejnego partnera, który ją utuli. Mimo zaspokojenia pewnej potrzeby, do niczego to nie prowadzi – wyjaśnia psycholożka.
Zimny chów
Rozmawiając o dotyku, nie można pominąć kontekstu kulturowego. My, Polki i Polacy, raczej trzymamy innych na dystans, w odróżnieniu np. od mieszkańców cieplejszych krajów zachodniej Europy. Nie chcemy przekraczać niczyjej granicy, a gesty, które z łatwością przychodzą choćby Hiszpanom i Włochom, nierzadko odbieramy jako niestosowne.
– W Polsce jesteśmy dość oddaleni od siebie. W autobusie, w parku, nikt na siebie nie patrzy, wzrok jest spuszczony. Natomiast w Hiszpanii, we Włoszech, w USA, w krajach, gdzie ludzie w autobusie się do siebie przysiadają, głośno rozmawiają, poklepują się, fraternizują, czujemy się z tym dobrze, choć u nas byłoby to przekroczeniem. Żyjemy w różnych realiach, mamy różne temperatury, inaczej spędzamy czas wolny. Wielu Polaków i wiele Polek, wracając zza granicy, myśli: "nareszcie, miałam dosyć tego otwierania się, poklepywania" – wyjaśnia Małgorzata Osowiecka-Szczygieł.
Psycholożka dodaje, że nie bez znaczenia jest tzw. zimny chów, o którym w Polsce kiedyś mówiło się zdecydowanie częściej.
– Mieszkając w Polsce możemy dzielić ze sobą to doświadczenie z różnych przyczyn. W okresie powojennym, w latach komunistycznych, latach 90., wielu rodziców nie potrafiło dać dzieciom bliskości i ciepła. Ci ludzie mieli inne cele, byli zapracowani. Zresztą wciąż jesteśmy jednym z najdłużej pracujących społeczeństw, co nadal ma to znaczenie. Trzeba też pamiętać, że każdy z nas ma własne granice: wynikające np. z osobowości, temperamentu, doświadczeń życiowych, a najczęściej interakcji tych czynników. Ktoś w ogóle może nie chcieć być dotykany przez osoby inne niż rodzina czy partner/ka, bo jest np. nadwrażliwy na bodźce – zaznacza.
Ta głęboko zakopana potrzeba bliskości, tęsknota za dobrym dotykiem, może ujawniać się w szczególnych, nieoczekiwanych okolicznościach, np. podczas firmowej imprezy. Wyzwalaczem tego, co ukryte, może być alkohol. – Ktoś się upija, otwiera się i zaczyna się wieszać na kimś innym. Bariera opada – mówi psycholożka.
Zawodowe przytulanie
W pędzącym świecie, kalendarzu wypełnionym spotkaniami i zadaniami do wykonania, w próbie budowania stabilnej, a co za tym idzie i bezpiecznej rzeczywistości, coraz bardziej widoczny jest kryzys relacji i bliskości.
Mamy samoobsługowe kasy, urzędy w telefonie, doceniamy taksówkarza, który nie zagaduje nas w podróży, kontakty z przyjaciółmi z braku czasu ograniczają się do tych na ekranie. Czułość zastąpiła zadaniowość i sprawczość, które mają dać nam poczucie spełnienia. Ale nie dają...
Owszem – taki scenariusz nie dotyczy wszystkich i nie wszędzie jest mile widziany. Wiadomo jednak, że w dużych miastach ma się najlepiej. Podobnie poczucie osamotnienia.
Problem jest tak dotkliwy, że powstała na niego odpowiedź – zawodowi przytulacze. W pierwszym otwartym w Polsce salonie przytulania pojawił się Bartosz Godziński z naTemat.
– Chcemy, by nasz salon był odbierany pozytywnie. Stworzyłyśmy miejsce nie tylko dla osób samotnych, ale i dla tych, którzy chcą przeżyć coś nowego, poeksperymentować, zrobić coś szalonego, albo coś wyjątkowego. Podobnie jak idziemy do spa, by się zrelaksować, poczuć się lepiej, wypocząć. W salonie profesjonalnego przytulania każdy się nami zajmie, a po wszystkim będziemy widzieć świat bardziej optymistycznie – mówiła współzałożycielka salonu Sylwia Kalinowska.
– Wszystko robimy tak, by nikt nie traktował tego dwuznacznie. Na naszej stronie jasno piszemy o co chodzi, że to jest zupełnie platoniczne i przyjacielskie. Przed wizytą tłumaczymy też wszystko telefonicznie. Jeszcze nie zdarzyło się nam, by ktoś przyszedł z innymi intencjami lub był rozczarowany – dodała.
Dwa lata temu pół godziny wizyty kosztowało 49 zł, godzina 79 zł. Można też było wykupić karnety na kilka spotkań.
O tym, że w takiej usłudze nie ma nic złego, przekonuje psycholożka Małgorzata Osowiecka-Szczygieł.
– Tacy ludzie dobrze zarabiają, bo chętnych, klientów i klientek, jest dużo. Oczywiście ten dotyk jest kojący, tulący, nie erotyczny – podkreśla rozmówczyni, która dodaje, że jest więcej możliwości zadbania o siebie, jeśli odczuwamy deficyt tulenia. Choć nie zastąpi to obecności drugiego człowieka, bliskiej osoby, zapominamy o samoprzytuleniu.
– Możemy pogładzić się z troską, wziąć miłą kąpiel, iść na masaż – wylicza.
Na "głód dotyku" działa także aktywność, która pozytywnie stymuluje organizm – również dzięki receptorom w naszej skórze.
Dużo dobrego robi także kontakt ze zwierzętami, o czym z pewnością nie trzeba przekonywać ich właścicieli. Gdy przytulamy się np. do psa, wzrasta oksytocyna w naszych organizmach, wydziela się serotonina, obniża ciśnienie krwi i poziom kortyzolu, który odpowiada za stres. Uspokaja się oddech, rozluźniają się mięśnie...
Dr Łukasz Grabarczyk, neurochirurg: – To jest fizjologia. My tego po prostu potrzebujemy. Potrzebujemy jedzenia, oddychania, czułości, dotyku. Potrzebujemy czuć się bezpiecznie, potrzebujemy seksu, interakcji między ludźmi. Potrzebujemy tego, co robimy w sposób naturalny. Dotyku człowieka, którego kochamy, jego bliskości nic nie zastąpi.
Uciskanie skóry stymuluje receptory czuciowe znajdujące się pod naskórkiem, które wysyłają sygnał "wszystko jest w porządku" do nerwu błędnego odpowiadającego za wiele funkcji, m.in. za pracę serca czy przewodu pokarmowego. Ciśnienie krwi spada, fale mózgowe przechodzą w stan głębokiego relaksu, poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu, się obniża. A to z kolei powoduje wzrost poziomu oksytocyny, tak zwanego hormonu więzi, oraz serotoniny, która ma właściwości przeciwdepresyjne i przeciwbólowe. Spadek kortyzolu ma też niebagatelny wpływ na nasz układ odpornościowy. Dzięki temu komórki NK (ang. natural killers - urodzeni zabójcy) sprawniej zwalczają infekcje wirusowe, bakteryjne, a także komórki nowotworowe.
dr Tiffany Field
psycholożka z Touch Research Institute; fragment wywiadu opublikowanego w "Wysokich Obcasach"
Jeżeli zasłonimy oko noworodkowi, mózg, który uczy się funkcjonowania, zacznie je zaniedbywać, uznając je za narząd, który jest niesprawny. Mózg jest jednym wielkim procesorem, maszyną liczącą.
dr Łukasz Grabarczyk
neurochirurg
Dotykanie i bycie dotykanym może stymulować obszary mózgu związane z procesami myślowymi, reakcjami, a nawet ludzkimi reakcjami fizjologicznymi. Dane MRI (rezonans magnetyczny przyp. red.) pokazują, że dotyk afektywny aktywuje korę oczodołowo-czołową mózgu. Ten obszar mózgu jest powiązany z uczeniem się, podejmowaniem decyzji oraz zachowaniami społecznymi i emocjonalnymi.
Mild reports
Fragment artykułu
Osoby, które są przytulane jako dzieci, radzą sobie lepiej, ale nie tylko ze stresem, bo również z drobnoustrojami. Ci, którym utulenia zabrakło, są też bardziej narażeni na różnego rodzaju uzależnienia, które niszczą organizm.
Małgorzata Osowiecka-Szczygieł
psycholożka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS w Sopocie
Wiele osób u psychiatry, u terapeuty, mówi o tym, że doświadcza pustki, że to ona przyprowadziła ich do gabinetu. Nie wiedzą, kim są, czego potrzebują, co dostały, a czego nie. Pod tą pustką jest oczywiście mnóstwo emocji. W terapii często dociera się do ogromnego smutku, do tęsknoty za dotykiem, za bliskością, za opieką bezpośrednią i pełną akceptacji. Nierzadko taka osoba stwierdza, że jest jej tak smutno, że nie da się tego wytrzymać. Bywa że na tym etapie włączana jest farmakoterapia, bo ktoś mówi np. że nie chce żyć.
Małgorzata Osowiecka-Szczygieł
psycholożka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS w Sopocie