Mija ósma doba poszukiwań Grzegorza Borysa. Policja miała odnaleźć w lesie rzeczy, które mogą należeć do mężczyzny podejrzanego o zabójstwo swojego 6-letniego synka Olka. Mundurowi wydali oświadczenie ws. poszukiwań.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W czwartek nieoficjalnie "Wyborcza" ujawniła, że na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego psy miały zwęszyć ziemiankę, w które leżały kosmetyki, telefon komórkowy i inne osobiste rzeczy. Te potencjalnie mogą należeć do podejrzanego.
– Zakładamy, że może mieć przy sobie kilka telefonów i obserwować, co dzieje się w mediach. Może też celowo wysyłać policji informacje z fałszywymi tropami – powiedział policjant związany ze sprawą, którego anonimowo cytuje gazeta. – Nikt nie może natomiast zapewnić, że na pewno go widział – dodał mundurowy.
Ani policja, ani Żandarmeria Wojskowa nie potwierdziły tych informacji.
"Jest zdesperowany"
Polsat News rozmawiał z dr Agatą Rudnik z Centrum Wsparcia Psychologicznego, która stwierdziła, że przedłużająca się obława ma z pewnością wpływ na poszukiwanego.
– Z pewnością możemy powiedzieć, że boi się, jest zdesperowany. Wie, co zrobił i ma świadomość tego, że jest potępiony przez społeczeństwo, ale też cały czas ucieka, chce skutecznej ucieczki – powiedziała dr Rudnik.
– Myślę, że tak naprawdę to, co może doprowadzić do końca, to trudne warunki atmosferyczne i głód – dodała doktor z Uniwersytetu Gdańskiego.
Zmiana taktyki policji? Komunikat służb
Według Polsatu policja mogła zmienić taktykę, ponieważ na osiedlu, na którym mieszkał i po raz ostatni był widziany Grzegorz Borys, widocznych jest dużo mniej mundurowych.
W sieci pojawił się za to najnowszy komunikat mundurowych. Służby poprosiły, żeby dalej nie pojawiać się w okolicach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Stwierdzono także, że "poszukiwania Borysa są prowadzone metodycznie, na podstawie ustaleń i analizy, która na bieżąco jest wykonywana przez centrum operacyjne", a "działania służb są przemyślane i nie ma w nich przypadkowości".
List Borysa?
Przypomnijmy, że dokładnie tydzień temu – w piątek 20 października – rozpoczęła się akcja poszukiwawcza 44-latka, po tym jak prawdopodobnie zabił on swojego syna. Do zbrodni doszło w mieszkaniu w Gdyni, w dzielnicy Karwiny. Mężczyzna miał zabić dziecko z użyciem noża.
W domu zostawił też list o treści: "Przepraszam za wszystko, wszyscy jesteście bestiami". Odręcznie napisaną kartkę znaleźli policjanci. Jak podawaliśmy w naTemat, zamordowanego Olka znalazła mama. Wróciła tego dnia wcześniej z pracy, bo jak mówili znajomi rodziny, czuła, że coś jest nie tak.
– Pani Karolina poszła do pracy, ale najwyraźniej przeczuwała, że może stać się coś złego, bo coś ją tchnęło, żeby wrócić do domu, chciała zapobiec tragedii, ale w domu znalazła już ciało synka – mówił "Faktowi" informator.
Czytaj także:
Zamordowanie syna było zaplanowane?
Według wcześniejszych nieoficjalnych ustaleń "Gazety Wyborczej" Grzegorz Borys miał dobrze zaplanować zbrodnię, a po jej popełnieniu uciec wyposażony w specjalistyczny sprzęt do survivalu. Poszukiwany przed zbrodnią był czynnym żołnierzem.
Na jego temat wypowiadali się zresztą funkcjonariusze, którzy znają sprawę. – Jest zwykłym szeregowcem, ale bardzo dobrze wysportowanym i potrafiącym przeżyć w terenie – powiedział "GW" anonimowy policjant zaangażowany w sprawę. Podkreślił, że dla 44-latka przebiegnięcie 20 kilometrów nie jest problemem.
Czytaj także:
Od momentu dokonania zbrodni, cały czas prowadzona jest obława. Policja i służby pracują w terenie, a za podejrzanym wydano także list gończy oraz Europejski Nakaz Aresztowania.