Były pracownik oskarża "Trójkę". Mówi o mobbingu, cenzurze i "przekazach dnia"
Nina Nowakowska
13 listopada 2023, 15:25·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 listopada 2023, 15:25
Radiowa "Trójka" była kiedyś symbolem dobrego muzycznego smaku i świetnego dziennikarstwa. Elitarna i inteligencka stacja za czasów PiS zmieniła się jednak nie do poznania, co słychać nie tylko po "antenie", ale również od byłych pracowników. Jednym z nich jest Rafał Tomański, który w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiada o warunkach pracy w rozgłośni.
Reklama.
Reklama.
Niemożliwe, a jednak... Za czasów PiS legendarny Program III Polskiego Radia opuścili już kultowi dziennikarze, słuchacze oraz reklamodawcy. Smutna historia upadku rozgłośni może być przykładem tego, co dzieje się z mediami, gdy władza poczuje się wszechmocna. Teraz wychodzi również na jaw, co przez kilka ostatnich lat działo wewnątrz redakcji.
Z relacji byłego pracownika "Trójki"Rafała Tomańskiego, wyłania się obraz przemocy i redakcji rodem z czasów PRL. Rozmówca "Gazety Wyborczej" pracował tam od lipca 2022 r. Jak zdradza dziennikarzom, mimo że stacja utraciła swój charakter dużo wcześniej, miał do niej sentyment.
Tomański: Panuje szeroko zakrojony mobbing
Zapytany o to, jak wyglądała praca w "Trójce", mówi:
– Panuje szeroko zakrojony mobbing. Taki, którego nie sposób udowodnić, bo nie ma nic na papierze i jest robiony w białych rękawiczkach, czasem nawet z uśmiechem na twarzy.
Jak twierdzi Tomański, o tym, że coś się źle zrobiło, często nie sposób się nawet dowiedzieć. Pracownicy radia muszą według jego słów się tego domyślać na podstawie nagłego zniknięcia z grafiku lub dużo mniejszej wypłaty. Po co takie zabiegi?
– Żebyśmy nigdy nie byli pewni, że mamy robotę. Żeby zgodnie ze starą maksymą dzielić i rządzić. Żeby między nas wprowadzić jak największy podział i pokazać, kto ma władzę. Właśnie, żeby nikt nigdy niczego nie był pewny, bo to znaczy, że będzie posłuszny– twierdzi dziennikarz.
"Broń Boże, to nie jest żadna przesada"
Tomański dodał, że w Polskim Radiu pracuje się na akord, a zniknięcie z grafiku oznacza po prostu brak zarobków. Wspomniał też o swojej poprzedniej pracy, również w mediach publicznych, anglojęzycznej stacji TVP World. Jak twierdzi, we wspomnianej redakcji za pracownicze przewinienia karą są "dyżury za złotówkę".
Z relacji Tomańskiego wynika również, że w "Trójce" codzienną praktyką było chwalenie rządu i krytykowanie opozycji.
– Najlepiej jakby w każdym zdaniu pojawiało się "wina Tuska". Broń Boże, to nie jest żadna przesada. A jeszcze jak się wtrąci coś, że Trzaskowski popsuł, to tym lepiej. Serio, nie przesadzam. Oczywiście nikt tego nie napisze, oficjalnie nie ma takich wytycznych. Ale ja dostałem takiego rodzaju wytyczne od pani prezes Agnieszki Kamińskiej – powiedział dziennikarz.
"Przekazy dnia" w państwowej rozgłośni?
Były pracownik wspomniał również o funkcjonujących w redakcji "przekazach dnia". Jego zdaniem wiadomości, które dostawał od prezeski radia, w rzeczywistości mogły pochodzić od osób trzecich, np. spin doktorów PiS.
– Wiadomości od prezes były przeklejkami: inny styl pisania, czasami inną czcionką – stwierdził w wywiadzie.
Tomański został zwolniony pod koniec października, gdy na antenie wspomniał o tym, że "w Ukrainie jest korupcja i że ma się o tym nie mówić". Zaczęło się od telefonu od wydawcy, Jacka Pietrasika. Miał usłyszeć w słuchawkach, powtórzone cztery razy: "kończ!", a zaraz później dostał wypowiedzenie.
Dzień przed audycją rząd ogłosił pytanie referendalne w sprawie wyprzedaży majątku narodowego, a chwilę przed rozpoczęciem programu ujawniono pytanie dotyczące wieku emerytalnego. Dziennikarz dopytywał swoich gości o nieścisłość pytania o wyprzedaż majątku. Chodziło o rozróżnienie przedsiębiorstwa państwowego od spółki skarbu państwa. Dociekał także w sprawie kontraktów zbrojeniowych z Koreą Południową.
Skandal z mailem
Po rozmowie do Tomańskiego miał przyjść mail od prezeski Agnieszki Kamińskiej, która stwierdziła, że pojawiły się "kwestie budzące jej poważne wątpliwości". Kamińska tłumaczyła, że radiowiec nie zaczął rozmowy od najgorętszej wiadomości, jaką miało być... pytanie referendalne dotyczące wieku emerytalnego.
"A potem (wśród wielu innych, które zapewne Pan przygotuje) – na pewno o to, dlaczego jest tak gigantyczny opór opozycji i części medialnego środowiska związanego z opozycją przed poznaniem woli Polaków w sprawie czterech istotnych kwestii. Namawianie, nakłanianie ludzi do nie pójścia na referendum jest ANTYDEMOKRATYCZNE, ANTYPAŃSTWOWE I ANTYOBYWATELSKIE" – czytamy w mailu, który miał dostać dziennikarz.
O zwolnieniu miał dowiedzieć się z grafiku
– Po tej sytuacji zostałem całkowicie odsunięty od programów politycznych. Moje kierownictwo z "Trójki" wyraźnie dało mi do zrozumienia, że zadawałem niewygodne pytania i zostało to źle odebrane – stwierdził w rozmowie Onetem Tomański.
O swoim zwolnieniu dziennikarz miał dowiedzieć się z grafiku, w którym po wakacjach nie znalazł już swojego nazwiska.
– Zadzwonił do mnie dyrektor "Trójki" Marcin Wąsiewicz. Usłyszałem, że zostaję zwolniony, ponieważ "formuła współpracy wyczerpała się". Dla mnie to jest przykład strasznego draństwa – przyznał Tomański.
Czytaj także:
Przed podjęciem pracy w "Radiowej Trójce" i TVP World Rafał Tomański był korespondentem Polskiej Agencji Prasowej w Pekinie. Był również związany z "Gazetą Wyborczą", "Rzeczpospolitą" i Business Insider Polska.