David Cameron pojawia się w najnowszym teledysku popularnej młodzieżowej grupy One Direction. Choć akcja jest charytatywna, a występ krótki, pokazuje, że popkultura potrzebuje polityków równie silnie, co politycy celebrytów. Która ze stron bardziej zyskuje na tej transakcji?
Premier Wielkiej Brytanii David Cameron pojawia się w teledysku zespołu One Direction. Młodzieżowy zespół cieszy się sporą popularnością, szczególnie wśród młodzieży – wystąpił nawet na zamknięciu Letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie. Teraz panowie postanowili wykorzystać swoją popularność i wspomóc akcję charytatywną Red Nose Day, która walczy z biedą w Afryce.
We flirt z popkulturą zaangażowała się ostatnio Michelle Obama, którą poproszono o ogłoszenie zdobywcy Oscara w kategorii najlepszy film. Podczas specjalnego łączenia z Białego Domu w ścisłej współpracy z Jackiem Nicholsonem otworzyła kopertę i wyczytała nazwę filmu "Operacja Argo". Mieszkańcy Białego Domu dość często pozwalają sobie na występy wśród artystów i celebrytów. Barack Obama regularnie zaprasza do swojego domu znanych muzyków. Wystąpili u niego między innymi sir Mick Jagger, sir Paul McCartney czy Stevie Wonder. Choć sama seria "In performance at the White House" trwa od 1978 roku, to otwierał ją Vladimir Horovitz. Obama zaprasza raczej gwiazdy popkultury.
Jednak najlepsze kontakty z politykami – i to najważniejszymi – ma Bono, lider U2. Popularność stara się wykorzystać w działalności charytatywnej. Poza występami w koncertach – jak na przykład Live 8 – irlandzki muzyk stara się wpływać na polityków. Muzyk rozmawiał między innymi z premierem Wielkiej Brytanii Tonym Blairem, szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy prezydentem Stanów Zjednoczonych George'em W. Bushem. To właśnie Bono towarzyszył mu, gdy przed Białym Domem ogłaszał wart 5 miliardów dolarów pakiet pomocy. Poczuł się nawet na tyle silny, że zaczął krytykować polityków – tak, jak kanadyjskiego premier Paula Martina.
– To co robią tacy ludzie jak Bono, Angelina Jolie, Bob Geldof jest absolutnie fenomenalne – ocenia Karolina Korwin-Piotrowska, dziennikarka TVN. – Oni jeżdżą do polityków i dosłownie wysysają im kasę z gardeł. Bodajże rok temu Angelina Jolie była w Davos, zrobiła tam furorę i wszyscy padli przed nią na kolana. A ona była bezwzględna i zareagowała tylko: "no dobrze, ale dawajcie kasę". Poza tym tacy ludzie mają też ważną rolę w nagłaśnianiu spraw. Gdziekolwiek się pojawi, przyjeżdżają dziennikarze. Na zdjęciach z Afryki czy z Haiti ona jest autentycznie przerażona i to zapada ludziom w pamięć – zapewnia blogerka naTemat.
Korwin-Piotrowska zaznacza jednak, że nie każdy polityk może pomóc artystom. – Proszę zwrócić uwagę, że zarówno Michelle Obama, jak i David Cameron, to ludzie, którzy mogą pochwalić się tzw. efektem cool. Przecież Michelle regularnie występuje w programach satyrycznych i stroi sobie tam niesamowite żarty. Jej pojawienie się na Oscarach wypadło fenomenalnie i dodało tej uroczystości splendoru – ocenia dziennikarka.
Dlatego nawet żony polityków są popularniejsze niż oni sami. Według prowadzącej "Magiel" w TVN Style na polskiej scenie politycznej to właśnie Anna Komorowska i Małgorzata Tusk mają największy potencjał. – Choć myślę, że największe predyspozycje do takiego flirtu z popkulturą ma para prezydencka. Widać, że Bronisław Komorowski jest człowiekiem z dystansem do siebie, do wyborów jeszcze sporo czasu, więc nie byłoby oskarżeń o próbę zdobycia głosów wyborczych, dlatego fajnie byłoby, gdyby wystąpił z artystami w ramach jakiejś akcji charytatywnej – postuluje dziennikarka.
Zdaniem ekspertów politycy mogą sporo stracić godząc się na pomoc artystom. – O związkach artystów czy celebrytów z politykami decydują dwie kwestie: władza i autorytet – mówi dr Bartłomiej Biskup, specjalista ds. wizerunku politycznego z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. – Proszę zwrócić uwagę, że gwiazdy zapraszają tych polityków, którzy są akurat u władzy, bo to od nich zależą fundusze, więc warto się z nimi znać, warto się obok nich pokazać. Poza realną władzą, rolę odgrywa też autorytet – znany polityk zawsze dodaje powagi jakiemuś przedsięwzięciu – wyjaśnia rozmówca naTemat.
Z reguły to politycy proszą o wizerunkowe wsparcie celebrytów, ale ta zależność działa w obie strony. – Zawsze dobrze jest się ogrzać w blasku sławy, tak jak i dobrze jest ogrzać się w blasku władzy. Politycy powinni jednak uważać na to, z jakimi gwiazdami, a przede wszystkim w jakich sytuacjach się pojawiają. Zgadzając się na kontakt z popkulturą ryzykują, że ich poważny wizerunek nieco ucierpi, choć politycy chcą być bliżej ludzi i temu to służy. Nie można też przesadzać z częstotliwością takich wystąpień – albo jest się politykiem, albo tancerzem – ostro ocenia dr Biskup.
Władza i kultura są ze sobą związane: jedni mają pieniądze, drudzy miłość tysięcy i milionów. Dlatego obie strony wchodzą w kontakty, które przynoszą zyski obu stronom. Jednak warto, by pamiętać o umiarze, bo nie można być jednocześnie królem i Stańczykiem.