Grzegorz Borys pochowany. Dołująca sceneria pogrzebu poszukiwanego za zabójstwo
redakcja naTemat
17 listopada 2023, 10:22·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 listopada 2023, 10:22
Dwie wiązanki, kilka zniczy, a na ceremonii garstka osób – tak wyglądał pogrzeb Grzegorza Borysa. Pochówek odbył się w czwartek na jednym z gdyńskich cmentarzy. Rodzinie zależało, żeby nikt nie dowiedział się o ceremonii. I dlatego tylko w gronie najbliższych pochowano jego szczątki.
Reklama.
Reklama.
Jak podał dziennik "Fakt", pogrzeb Grzegorza Borysa odbył się w tajemnicy na jednym z cmentarzy w Gdyni. Rodzina nie chciała, aby ujawniać, o który obiekt dokładnie chodzi. Z informacji gazety wynika, że było tylko kilka osób i chcieli go pochować tak, żeby nikt tego nie widział.
Pogrzeb Grzegorza Borysa. Rodzina miała jedną prośbę
"Niewielki kondukt przeszedł od bramy cmentarza na miejsce pochówku. Nikt nie niósł nawet tabliczki z imieniem i nazwiskiem, ta czekała już przy grobie" – taką relację z pogrzebu możemy przeczytać na stronie serwisu. Grzegorz Borys został skremowany.
Gazeta dowiedziała się również, że mężczyzna został pochowany na innym cmentarzu niż jego zamordowany syn Aleksander. Pogrzeb sześciolatka odbył się kilka dni temu w Gdyni.
Jak pisaliśmy w naTemat.pl, Grzegorz Borysmiał dokonać zbrodni w bloku przy ul. Górniczej w Gdyni 20 października 2023 roku w godzinach porannych. Około godz. 10:00 żona 44-letniego żołnierza Komendy Portu Wojennego wróciła do domu. W mieszkaniu zastała straszny widok – było tam ciało sześcioletniego chłopca.
18 dni później zwłoki Borysa wyłowiono ze zbiornika Lepusz. Według Prokuratury Okręgowej w Gdańsku przyczyną zgonu Borysa było utonięcie.
Prokuratura: Grzegorz Borys utopił się
– Bezpośrednią przyczyną śmierci Grzegorza Borysa było utonięcie – przekazała wówczas prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Jak dodała, "na skroniach ujawnione zostały dwie rany od postrzału z broni pneumatycznej, prawdopodobnie na sprężony gaz, niemające związku ze śmiercią".
Przypomnijmy też, że wątpliwości ws. tego, co przekazali śledczy, w rozmowie z naTemat.pl podniósł dr Paweł Moczydłowski, profesor Krakowskiej Akademii Andrzeja F. Modrzewskiego, socjolog, kryminolog i szef więziennictwa w latach 1990-94.
Ekspert mówił nam, że"nie jest w stanie wyobrazić sobie" sekwencji wydarzeń, która może wynikać z przedstawionych informacji. – Tragikomiczna i absurdalna jest dla mnie desperacja, z jaką miał dążyć do samobójstwa. Gdyby chciał, zrobiłby to wcześniej, a nie ganiając po lasach, gubiąc wybiórczo przedmioty, komórkę czy plecak. Rzucano granatami hukowymi, by wypłoszyć go z jam? To brzmi absurdalnie – ocenił ekspert.