Trzecie miasto na świecie, stolica noblistów, artystów i kina. Berlin w latach 20. XX wieku trochę wbrew ekonomicznej logice stał się światową metropolią. Nowoczesną, modną, ale i rozpustną. Obok zaskakującej architektury i wybitnych osiągnięć naukowców kwitło życie nocne – lokale z "wyuzdaną miłością, mocnymi alkoholami i wszelkimi narkotykami". Liczba lokali dla homoseksualistów i transseksualistów była tak liczna, że powstały specjalne przewodniki, żeby się w nich połapać. Rozmawiamy z dr Iwoną Lubą, autorką książki "Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka".
Trudna sytuacja po I wojnie światowej, zamachy, napięcia polityczne, bieda, hiperinflacja, bezrobocie, a jednak Berlin zaskakująco szybko nabrał blasku i stał się światową metropolią. W latach 20. XX wieku mógł rywalizować z Nowym Jorkiem, Paryżem i Londynem. Pod względem ludności był trzecim miastem świata.
dr Iwona Luba: Rzeczywiście, Berlin zdawał się rozkwitać wbrew wszelkiej logice. Tak zwany wielki Berlin (wraz z jego podmiejskimi satelitami) powstał w momencie, gdy wszystkie inne wielkie miasta miały gwałtowny wzrost za sobą. Berlin tymczasem w wyniku reformy administracyjnej z 1920 roku zyskał wielkie terytorium i liczbę mieszkańców wynoszącą 4,3 mln. Przyciągał tłumy imigrantów z różnych krajów europejskich, w tym rzesze tzw. białych imigrantów rosyjskich, którzy uciekli z ogarniętej rewolucją Rosji. Przyciągał uczonych oraz urbanistów i architektów, którzy nadali mu bardzo nowoczesny wygląd.
Rozwijał się nieprzerwanie, mimo że latem 1923 roku kraj dotknął głęboki kryzys finansowy. Wzrost cen, jaki nastąpił wówczas należał do najdotkliwszych w historii. Reichsbank w początkach listopada tegoż roku wyemitował banknot o nominale 100 bilionów marek! Za 1 dolara trzeba było, według oficjalnego kursu, zapłacić 4,2 biliona marek! Waluta niemiecka straciła kompletnie wartość. A Berlin wbrew tym wszystkim niesprzyjającym czynnikom przeobrażał się w światową metropolię.
Błyskawicznie rozwijał się też architektonicznie. W ciągu 5 lat wybudowano 135 tys. nowych mieszkań.
W całej Republice Weimarskiej powstało aż 2,5 mln mieszkań. W 1930 roku aż 14 proc. ludności kraju żyło w nowo zbudowanych mieszkaniach, co stanowiło nie lada osiągnięcie. Spośród przywołanych przez panią 135 tys. nowych mieszkań, około 14 tys. zaprojektowali radykalnie nowocześni architekci, wyznający idee funkcjonalizmu w architekturze. Projektowali oni całe zespoły osiedli z pełną infrastrukturą, uwzględniając specyfikę otoczenia. Zapewniali zdrowe mieszkanie w niskiej cenie.
W Berlinie rozkwitało jednak nie tylko budownictwo mieszkaniowe. Powstawały projektowane z wielkim rozmachem piękne i nowoczesne gmachy teatrów, kin, domów towarowych, stacji radiowych, siedzib koncernów prasowych, fabryk. Do najsłynniejszych architektów Berlina tego czasu należeli między innymi: Bruno Julius Florian Taut, Walter Gropius, Hans Poelzig, Erich Mendelsohn. Działał tam także Mies van der Rohe.
Berlin był też stolicą nauki.
Można zaryzykować twierdzenie, ze Berlin był matecznikiem noblistów, szczególnie z dziedziny fizyki. Rok 1922, wieńcząc berlińskie sukcesy badawcze Alberta Einsteina, przyniósł mu Nagrodę Nobla za prace na temat zjawiska fotoelektrycznego. Z Zurychu do Berlina przybył przed wybuchem I wojny światowej po wizycie największych sław niemieckiej nauki: Maxa Plancka i Walthera Nernsta. Pierwszy z nich był najważniejszym autorytetem w dziedzinie fizyki ówczesnych Niemiec. W 1918 roku otrzymał za swoje osiągnięcia Nagrodę Nobla. Do Einsteina przybył jako rektor Uniwersytetu Berlińskiego. Drugi był chemikiem i fizykiem, przyjechał do Einsteina jako dyrektor Instytutu Fizyki tamtejszego uniwersytetu. On także otrzymał niebawem za swoje odkrycia Nagrodę Nobla.
Einstein otrzymał w Berlinie pensję 12 900 marek, czyli najwyższą stawkę przewidzianą dla tego stanowiska, ponad trzykrotnie więcej niż zarabiał wcześniej w Zurychu, ponadto stanowisko dyrektora Instytutu Fizyki im. Cesarza Wilhelma, z prawem wykładania, ale bez obowiązku jakichkolwiek obciążeń dydaktycznych, aby cały swój czas mógł poświęcić pracy badawczej. Środowisko uniwersyteckie Berlina słynęło wówczas z wybitnych uczonych, jak wspomniani Planck i Nernst oraz Arnold Sommerfeld, autor fundamentalnych prac z teorii atomu, i Wilhelm Wien, kolejny, a raczej najwcześniejszy z nich laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z roku 1911. Było to elita elit ówczesnej fizyki. Inne dziedziny nauki również prężnie rozwijały się w Berlinie, podobnie jak humanistyka. W zawrotnym tempie rozwijał się też przemysł, także rozrywkowy, fonograficzny i filmowy.
Berlin miał fabrykę filmów konkurującą z Hollywoodem. Mieszkańcy oszaleli na punkcie kina. W samym 1924 roku sprzedano tam 400 mln biletów. To niezwykłe.
Tak. Codziennie seanse filmowe w Niemczech oglądały 2 miliony widzów. W roku 1929 w Republice Weimarskiej było aż 5600 kin, z czego znaczna część znajdowała się w Berlinie. Liczba ta zwiększała się z roku na rok w zawrotnym tempie. Trudno się temu dziwić, bo w Berlinie, a dokładniej w podberlińskim Neubabelsbergu nad wyraz sprawnie działała UFA, czyli Universum Film Aktiengesselschaft – największa i najsłynniejsza wytwórnia filmowa międzywojennej Europy, w której powstały arcydzieła filmu niemego, jak "Gabinet doktora Caligari" i dźwiękowego, jak choćby "Błękitny anioł" w reżyserii von Sternberga, który Marlenę Dietrich uczynił światową gwiazdą. Miasteczko szybko stało się nie mniejszą atrakcją niż filmy, które tam powstawały. UFA produkowała około 600 tytułów filmowych rocznie, a nie była jedyną wytwórnią filmową Berlina.
Sami berlińczycy byli od kina wręcz uzależnieni. Berlin oszalał też na punkcie gwiazd kina, a jedną z nich była nasza rodaczka Pola Negri, która później, jako filmowa partnerka Rudolfa Valentino, zawojowała Hollywood. Popularność gwiazd kina podsycały fotosy gwiazd zamieszczane w ilustrowanej prasie.
Prawdziwy rozkwit przeżyła prasa. Kilka tysięcy czasopism, a wśród nich specjalistyczne – modowe, sportowe, niektóre miały kilkusettysięczne nakłady.
Berlin stał się po I wojnie światowej prawdziwym imperium prasowym z wielkimi międzynarodowymi agencjami prasowymi i fotograficznymi. Według obliczeń statystycznych, w 1928 roku w Berlinie, co wydaje się aż nieprawdopodobne, wychodziło 2486 czasopism. Największe koncerny zatrudniały rzesze dziennikarzy, publicystów i fotografików. W Berlinie funkcjonowały bardzo zróżnicowane przedsiębiorstwa prasowe, oscylujące pomiędzy dwiema skrajnościami – nacjonalistycznym imperium medialnym Alfreda Hugenberga oraz alternatywnym przedsięwzięciem wydawniczym ideowego komunisty Williego Münzenberga. Wydawnictwo Ullstein miało przedstawicielstwa w całym wielkim Berlinie, dziesiątki filii i agentur z własnym znakiem firmowym, a nawet własny statek reklamowy żeglujący po berlińskich jeziorach. Periodyki wszelkiego rodzaju i książki Ullsteina były więc dostępne wszędzie w Berlinie, nawet na środku jeziora...
Oprócz gwiazd kina, Berlin był też miastem gwiazd kabaretu i rewii. Miasto "nocą żyło jeszcze intensywniej" – jako można przeczytać w pani książce.
Za sprawą gwałtownie spadającej wartości marki niemieckiej Berlin okazał się rajem dla cudzoziemców, bo stał się nagle bardzo tani. Oni stanowili liczną grupę klienteli rewii i nocnych lokali. Kryzys nie powstrzymał też nawyku bywania w kabaretach, w różnych jego odsłonach – od wyrafinowanego literacko kabaretu wysokich lotów, przez Amüsierkabarett, czyli jego nieco pośledniejszą, czysto komercyjną formę, stanowiącą skrzyżowanie rewii z kabaretem, aż po domy publiczne udające kabarety oraz realizowane z wielkim rozmachem rewie, często z międzynarodową obsadą. Gwiazdy rewii kreowały nawet modę berlińską. Josephine Baker i jej występy w Revue nègre w Berlinie sprawiły, że krótką, gładką fryzurę z grzywką i/lub lokami nad czołem chciały nosić prawie wszystkie modne berlinianki.
Wspomina pani o prostytucji, wyuzdanej miłości, alkoholu, narkotykach. Niektórzy uciekali z Berlina, bo było miastem rozpusty, z którego "znikło pojęcie przyzwoitości, wstydu i wychowania", a innych przyciągało ono jak magnes.
Wątek Berlina jako metropolis płatnej miłości, prostytucji w domach publicznych i na ulicach przewija się bardzo mocno w sztuce tego czasu. Proszę choćby spojrzeć na zamieszczone w książce reprodukcje dzieł Ottona Dixa, George’a Grosza czy Christiana Schada! Zatracenie się w doznaniach cielesnych, w narkotykach, alkoholu było nie tylko objawem całkowitej amoralności, niekiedy również bezradności i lęków. Stanowiło często formę ucieczkę przed traumą niedawnej okrutnej wojny, nocne życie bez hamulców świadczyło też czasem o wyparciu zagrożenia nazizmem.
Zaskakująca jest popularność lokali dla homoseksualistów i transseksualistów. Było ich tak wiele, że powstały o nich specjalne przewodniki.
W szalonych latach 20. Berlin stał się wolny, nieskrępowany czujną cenzurą, liberalny i momentami bardzo rozwiązły, przez co niezwykle atrakcyjny także dla erotycznych hedonistów. Dla wszystkich miało się znaleźć miejsce w nocnych lokalach i kabaretach. Homoseksualiści oraz transseksualiści tworzyli własny odrębny świat w Berlinie, byli liczni, lecz nie afiszowali się szczególnie ze swoimi preferencjami seksualnymi. Powstały dla nich specjalne nocne lokale, do których wtajemniczeni trafiali bez trudu. Przewodniki ułatwiały trafienie do nich, stanowiły też swoistą reklamę tych miejsc, napędzając im koniunkturę.
Takie publikacje najwyraźniej były potrzebne, skoro się ukazywały drukiem i znajdowały nabywców. Berlin stał się miejscem tak bardzo popularnym wśród homoseksualistów, że jego sława jako jednej z najbardziej liberalnych pod tym względem metropolii świata sięgała dalekich miast, spowodowała też rozwój specjalnej gałęzi turystyki. Nawet Christopher Isherwood, autor powieści, na kanwie której powstał scenariusz spektaklu i filmu "Kabaret", przybył do Berlina z tego właśnie powodu, kuszony obietnicą szerokiej oferty usług seksualnych. W swoich książkach o Berlinie opowiadał o fascynacji ciałem pewnego młodego robotnika. W filmie "Kabaret" pisarza przedstawiono jako biseksualistę.
W pani książce bardzo często pojawia się wątek żydowski. Żydzi współtworzyli klimat i siłę Berlina – naukowo i kulturalnie, a jednocześnie zmagali się z nasilającym się klimatem antysemickim.
To niestety prawda – liczni bohaterowie mojej książki, zwabieni do Berlina otwartością tego miasta w początkach Republiki Weimarskiej, musieli opuścić Niemcy wkrótce po dojściu Hitlera do władzy z powodu wyznania mojżeszowego czy też żydowskich korzeni, mimo pełnej niekiedy asymilacji kulturowej. Zaczął się wtedy ich masowy exodus, głównie do Stanów Zjednoczonych.
Republika Weimarska powstała 9 listopada 1918, Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 – oba kraje rozwijały się bardzo szybko, ale Warszawa nie stała się metropolią.
Warszawa nie miała tak znakomitych warunków rozwoju jak Berlin, bo mieć ich w ówczesnej sytuacji historycznej nie mogła. Polska była zrujnowana zarówno wojną, jak 123 latami zaborów. Druga Rzeczpospolita musiała stworzyć wszystkie instytucje władze ustawodawczej i wykonawczej całkowicie od początku. Priorytetem było bezpieczeństwo granic, zjednoczenie zróżnicowanych gospodarczo i kulturowo dzielnic.
dr Iwona Luba – doktor historii sztuki, kierownik Zakładu Historii Sztuki i Kultury Nowoczesnej Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego; wykładowca w Katedrze Historii Sztuki i Teorii Kultury Wydziału Zarządzania Kulturą Wizualną Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Prowadzi badania nad sztuką polską i powszechną XX wieku. Organizatorka wystawy Rok 1955 (Oddział Muzeum Narodowego w Warszawie, Królikarnia, 2005), stypendystka Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundacji Lanckorońskich, członkini Rady Naukowej Instytutu Historii Sztuki UW, Międzynarodowej Rady Muzeów (ICOM).
Reklama.
Narodziło się miasto, które nigdy nie zasypiało, a nocą żyło jeszcze intensywniej niż za dnia, miasto gwiazd kina, kabaretu i rewii, a także nocnych lokali z żądną mocnych wrażeń i sensacji klientelą, miasto zakazanych gdzie indziej uciech cielesnych, nurzające się w rozpuście, oferujące każdemu za pieniądze wyuzdaną miłość, mocne alkohole i wszelkie narkotyki, od haszyszu po kokainę.
fragment książki "Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka", autor: Iwona Luba, wyd. PWN