Wszystko wydarzyło się w niedzielę 19 listopada. Z okna bloku w Górze Kalwarii pod Warszawą wyskoczył mężczyzna. Miał na ciele głębokie rany kłute, lekarzom nie udało się go uratować. Dzięki sąsiadom wiadomo, co działo się wcześniej, a były to sceny jak z horroru. Marek G. miał stać w oknie, cały we krwi i powtarzać: "On mnie zabił".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jak już informowaliśmy w naTemat, do wstrząsających scen doszło w niedzielę ok. godz. 12:30 przy ul. Księdza Zygmunta Sajny w Górze Kalwarii. Lokalne media jako pierwsze podały, że z okna na parterze bloku wyskoczył zakrwawiony mężczyzna. Relacje świadków były przerażające.
47-latek miał krzyczeć "ratunku", a na ciele miał głębokie cięte rany. Sąsiedzi, z którymi rozmawiał reporter TVN Warszawa, mówili, że mężczyzna miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem.
Lokalny portal "Piaseczno News" przekazał wcześniej nieoficjalnie, że mężczyzna został kilkukrotnie ugodzony ostrym narzędziem, a następnie wyskoczył lub został wypchnięty przez okno. Komenda Stołeczna Policji nie potwierdziła ani nie zdementowała tych doniesień.
Co działo się przed śmiercią Marka. G.?
"Fakt" porozmawiał z mieszkańcami osiedla i udało się ustalić, co dokładnie działo się przed śmiercią Marka. G. Jak podali sąsiedzi, upiorne krzyki rozległy się chwilę przed godziną 12:00 i dochodziły z mieszkania ofiary. Następnie w oknie mieszkania stanął Marek G., który był cały we krwi i krzyczał: "Ratunku, pomocy! On mnie zabił".
– Potem wyskoczył i uderzył całym ciałem o chodnik. Gdy podbiegłam do niego, jeszcze był przytomny. Na ciele miał rany kłute – powiedziała reporterowi portalu sąsiadka, która widziała całe zdarzenie i brała udział w akcji ratunkowej.
Mieszkańcy szybko pojawili się na miejscu tragedii, jeden z nich był strażakiem i rzucił się na pomoc sąsiadowi. – [...] Przybiegł i natychmiast zaczął reanimować mężczyznę, aż do przyjazdu karetki – dodaje kobieta.
Niestety, życia 47-latka nie udało się uratować. Przybyły na miejsce lekarz potwierdził zgon. W mieście na nogi postawiono wszystkie służby. Po kilku godzinach kryminalni złapali sprawcę i osadzili w policyjnym areszcie. Okazał się nim 33-letni mieszkaniec Góry Kalwarii. Nieznany jest motyw sprawcy, to ustali prokuratura. W poniedziałek policjanci przekazali akta do prokuratury.