Jeśli myśleliście, że złe fatum ulicy Legionów w Łodzi skończyło się na zabetonowanej Toyocie, to byliście w błędzie. W sieci znaleźć można zdjęcia dwóch innych pechowców, których pokonała łódzka inwestycja.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Samochodu już tam nie ma, ale są nowe informacje o innym miejscu parkowania toyoty. Nie szukamy jednak auta, ale jego kierowcy. Mamy ograniczone możliwości prawne, tym bardziej że według taryfikatora właścicielowi grozi tylko 100 złotych mandatu i jeden punkt karny za złamanie zakazu zatrzymywania się" – przekazał PAP Marek Marusik z łódzkiej straży miejskiej w wypowiedzi, którą cytuje RMF FM.
Zaskakujący finał sprawy
Ostatecznie auto stanęło na jednym z łódzkich osiedli, gdzie doszło do ujawnienia jego historii. To właśnie na osiedlowym parkingu dziennikarzom "Faktu" udało się namierzyć osobę, która auto tam zaparkowała. Przedstawia się jako syn właścicielki. Jak wyjaśnił, rodzina dowiedziała się o problemach z samochodem z mediów.
– To jakaś absurdalna sytuacja. Mama pożyczyła samochód koledze siostry. Wtedy mama skontaktowała się z tym kolegą siostry i zażądała zwrotu auta – stwierdził i dodał, że jego "mama mieszka pod innym adresem", niż ten, pod którym zaparkowano auto. To jednak na osiedlu, gdzie mieszka syn, zostanie ono na razie zaparkowane.
Dwóch innych pechowców
Ale zabetonowana Toyota to nie jedyna "ofiara" łódzkiej inwestycji. Na Facebooku na profilu LDZ Zmotoryzowani Łodzianie pojawiły się niedawno zdjęcia z ulicy Legionów, na których widać kolejnych dwóch pechowców, których "pokonała" łódzka arteria.
Jeden z nich zaklinował się kołem swojego suzuki na wyciętym w betonie korycie, którym poprowadzono rury.
Drugi natomiast zawisł nad krawędzią wykopu swoim Oplem Astrą. Losy obu pechowców oraz okoliczności, w jakich doszło do obu zdarzeń, nie są znane.