Blaknie legenda Jarosława Kaczyńskiego – geniusza z Żoliborza, wielkiego stratega i szachisty, który planuje pięć ruchów do przodu. Po porażce wiara w wodza zawsze słabnie, to naturalne. Tym razem jednak sytuacja w żegnającym się z władzą obozie jest poważniejsza – wiek i stan zdrowia prezesa nie pozwalają przypuszczać, by miał on jeszcze kiedykolwiek odzyskać polityczny wigor i poprowadzić partię do wygranej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Oczywiście, wiek politykom liczy się inaczej niż reszcie świata – pięćdziesięciolatek może uchodzić za młodzieniaszka, a 81-latek (Biden!) myśleć o drugiej prezydenckiej kadencji. Sam Kaczyński lubi historię Konrada Adenauera, który urząd kanclerza RFN objął jako 73-latek, zapowiadając wówczas, że wytrwa na nim może rok, góra dwa lata. Ostatecznie jednak, nazywany "Starym", rządził zachodnimi Niemcami aż 14 lat.
O Adenauerze Kaczyński wspominał pięć lat temu, kiedy pytano go o potencjalną zmianę na stanowisku szefa partii. Nie widział takiej potrzebny. I – to jest dla wszystkich jasne – raczej zdania nie zmienił, choć podupadł na zdrowiu, a tegoroczna przegrana dodatkowo go przybiła. Jednak partia jest dla niego wszystkim i dlatego nie wypuści jej z rąk. Bo co mu zostanie, jeśli nie PiS?
Pretensje do Jarosława Kaczyńskiego
Najbardziej krytyczni wobec przywódcy i sztabowców są ci najbardziej rozczarowani, dotychczasowi posłowie, którzy tym razem nie zdobyli mandatu i tracą grunt pod nogami. Każdy usiłuje się gdzieś załapać, ale bezrobotnych ze Zjednoczonej Prawicy będzie już tylko przebywać – a nie da się upchnąć tysięcy działaczy, do tej pory zatrudnianych w spółkach Skarbu Państwa, u prezesa Glapińskiego czy w KNF.
Na dodatek PiS prawdopodobnie zmniejszy swój stan posiadania w samorządach – już na wiosnę. Wtedy na rynek trafią kolejni bezrobotni – z miejskich spółek, urzędów itd. Stąd atmosfera w obozie władzy z przyległościami jest z gatunku "ratuj się, kto może!", a pretensje do Jarosława Kaczyńskiego ogromne.
Ludzie są sfrustrowani nie tyle faktem przejścia PiS do opozycji, ile perspektywą pogorszenia się własnego losu – a taka osobista emocja bywa najsilniejsza.
Zjednoczonej Prawicy rozpad na razie nie grozi. Przed nami aż dwie elekcje – wybory samorządowe i do Parlamentu Europejskiego. Ci, którzy wypadli z Wiejskiej, będą usiłowali załapać się choćby do sejmiku, a co znaczniejsi – powalczyć o Brukselę z obecnymi europosłami, którzy już teraz są zaniepokojeni – wiadomo, że nadmiar chętnych uczyni walkę o miejsce na liście morderczą.
Do czerwca nie odejdzie zatem od Kaczyńskiego Zbigniew Ziobro. Raz, że jego europosłowie chcą nimi pozostać. Dwa, że w szeregach Suwerennej Polski istnieje obawa, że odłączenie się już teraz wywołałoby wrażenie "drugiej zdrady".
Pierwszy raz Ziobro zdradził po porażce w wyborach parlamentarnych 2011 roku. Miesiąc po przegranej PiS nie było go już w partii – został wyrzucony za krytykę Kaczyńskiego, ubraną w hasła o konieczności "demokratyzacji PiS" i "otwarcia się na nowe środowiska".
Z własnym projektem nie był w stanie przekroczyć progu, więc po kilku latach – by politycznie przetrwać – musiał odbyć powrotną drogę pokutną na Nowogrodzką. Gdyby odszedł już teraz, część wyborców, na których pozyskanie liczy, mogłaby go uznać za awanturnika i rozbijacza.
Zatem na razie Ziobro będzie czekał na sprzyjający moment. Ale rozłam, rozpad środowiska, które rządziło Polską przez ostatnich osiem lat wydaje się być nieuchronny.
Kto za Kaczyńskiego?
Także dlatego, że Kaczyński nie ma naturalnego sukcesora – kogoś, kto mógłby wziąć po starzejącym się prezesie faktyczne przywództwo w partii, a jego prawo do tego nie byłoby kwestionowane przez większość polityków i działaczy. Jeśli tylko rozpocznie się walka o schedę po Kaczyńskim, chętnych będzie wielu, jak wiele jest dziś frakcji w tym ugrupowaniu.
Rozpocznie się wyniszczająca wojna. A do tego momentu będzie też słabła orientacja na Kaczyńskiego, skoro wiadomo, że prezes jest postacią schyłkową, powoli, acz nieuchronnie schodzącą z politycznej sceny.
Tym samym Kaczyński nie jest też już centralnym punktem odniesienia dla Tuska i innych polityków przyszłego rządu – jakkolwiek fantastycznie by to nie brzmiało. Za cztery lata Kaczyński może być już tylko słabszy – słyszę wśród posłów nowej większości. Dość szybko następuje reorientacja uwagi na Pałac Prezydencki – u Andrzeja Dudy ponoć maleje nadzieja na objęcie za dwa lata jakiegoś intratnego i prestiżowego stanowiska za granicą. A tym samym będzie próbował się jakoś umiejscowić na rodzimej ziemi.
Nowa partia... Dudy?
Chodzą słuchy o nowej partii, jaką ma Dudzie stworzyć Marcin Mastalerek, ten sam, który publicznie odesłał Kaczyńskiego na emeryturę. Oczywiście partii, która zostanie zbudowana na jakiejś części PiS. Ci wszyscy, którzy reagują na takie zapowiedzi wzruszeniem ramion, widząc w Dudzie figurę przede wszystkim komiczną, niebędącą w stanie niczemu przewodzić, muszą pamiętać o tym, jak wielkim uwielbieniem cieszy się w prawicowym elektoracie obecny prezydent.
To bardzo poważny kapitał, a na dodatek głowa państwa będzie się przez kolejne dwa lata umacniać w roli rozgrywającego po prawej stronie sceny politycznej. Choćby dlatego, że Pałac Prezydencki będzie jedynym poważnym ośrodkiem władzy, jaki ludziom PiS zostanie. Będą się na niego, chcąc nie chcąc, orientować.
Nie można wykluczyć, że ambicje szefa gabinetu prezydenta i wysokie miejsce Dudy w rankingach zaufania nie wystarczą, by dało się na tym ufundować jakiś nowy projekt. Natomiast pewne jest, że do takiej próby dojdzie. Nowe ugrupowanie miałoby się odciąć od radykalizmu i odkleić od prawej ściany, a przesunąć w stronę centrum. Tyle że tam dość duży tłok.
Są wreszcie i tacy, którzy nie tracą wiary w prezesa. Wszak tyle razy odradzał się, jak Feniks z popiołów. Tyle razy wieszczono mu już definitywną klęskę, gdy tymczasem był w stanie na powrót zebrać siły i uderzyć z całą mocą. Politycznie żegnano go i po katastrofie smoleńskiej (że po ludzku nie udźwignie ciężaru, który nań spadł), i po kolejnych przegranych z PO wyborach w 2011 roku. A on potrafił przepędzić krytyków, utrzymać zwarte szeregi i przeprowadzić bezwzględną ofensywę.
I choć nadzieje na kolejną reaktywację prezesa słabnąć będą, ze względu na biologię, której wszyscy podlegamy, z każdym rokiem, to najwięksi jego entuzjaści są jednak zainspirowani Bidenem i Trumpem. A sam Kaczyński kiedyś powoływał się na jeszcze inny przykład – Mahathira bin Mohamada, który premierem Malezji został w wieku… 92 lat i rządził krajem kolejne dwa.