
Centrum Edukacyjne "Erasmus" prowadzi kursy technik szybkiego uczenia się, na które namawia rodziców uczących się dzieci. Procedery jest wyjątkowo sprytny, bo wcześniej odwiedza szkoły i pozyskuje adresy rodziców. Ci, którzy zdecydują się na kurs, dowiadują się, że... wzięli kredyt bankowy i będą musieli zapłacić 600 złotych odsetek. Kuratoria oświaty są bezsilne, policja umywa ręce, a zastrzeżenia ma bank i Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Erasmus złowił w ten sposób klientów m.in. w wielkopolskim Kole i Grzegorzewie oraz w Jabłonce na Orawie. Rodzice opowiadają, że zaufali, bo firma dotarła do nich przez szkołę. - Synowi nie szło w nauce. Miałam nadzieję, że dzięki kursowi się podciągnie - mówi pani Anita z Jabłonki. Miesiąc od wypełnienia przez nią deklaracji uczestnictwa dostała zawiadomienie o... udzieleniu kredytu bankowego. CZYTAJ WIĘCEJ
A to dodatkowe 600 złotych kosztów, więc rodzice zastanawiają się co zrobić, by uniknąć płacenia. Nie pomogły doniesienia na policję, która przekonuje, że nie można wziąć kredytu nieświadomie. Bezsilne są też kuratoria, które mają władzę nad szkołami, a nie nad firmami świadczącymi usługi edukacyjne. Umowę z firmą zerwał za to Getin Bank, który udzielał kredytów na kursy. Jednak "Erasmus" współpracuje jeszcze z kilkoma innymi bankami. Zastrzeżenia do zbierania danych od dzieci ma też Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.

