W Gdańsku otwarto szkołę, gdzie dziewczynki i chłopcy będą uczyli się w oddzielnych klasach. Przez wieki edukacja zróżnicowana dominowała, ale w połowie XIX wieku ich miejsce zaczęły zajmować szkoły koedukacyjne. Te które przetrwały w niezmienionej formie są dziś uważane za lepsze, a nawet elitarne. Czy eksperyment ze szkołami koedukacyjnymi był błędem?
W Gdańsku otwarto szkołę podstawową, w której oddzielnie będą uczyły się dziewczynki, a oddzielnie chłopcy. W prowadzonej przez stowarzyszenie SKWER placówce oddzielne będą nie tylko klasy i nauczyciele, ale nawet piętra – jedno przeznaczone dla dziewcząt, drugie dla chłopców, na trzecim chłopcy będą mogli się wybiegać.
Twórcy szkoły przekonują, że najważniejszą rolę grają naturalne różnice między płciami. – To nie jest szkoła z XIX wieku, kiedy dziewczynki uczyły się szycia, a chłopcy kowalstwa. Każdy z nas jest inny i nie zakładamy, że każdy będzie grał w piłkę. Dajemy możliwość rozwoju w różnych dziedzinach. Nie kształtujemy też stereotypów. Rozmawiamy z rodzicami i tłumaczymy, żeby ojciec z synem raz w tygodniu posprzątał łazienkę, bo nie jest to zajęcie tylko dla kobiet – mówił "Gazecie Wyborczej" Grzegorz Meck, dyrektor szkoły.
Gdańska inicjatywa przede wszystkim wprowadzi trochę urozmaicenia do monotonnego krajobrazu polskiej edukacji. Dotychczas dominowały na nim koedukacyjne szkoły publiczne, ale od kilku lat się to zmienia. – Kiedy szkoła staje się monolitem jeśli chodzi o dobór uczniów, nauczycieli, wracanie do starych sposobów konstrukcji szkoły jest dobrą rzeczą – mówi prof. Lucyna Preuss-Kuchta z Akademii Pedagogicznej w Słupsku. – Na Zachodzie taki model edukacji jest bardzo popularny. W Niemczech działają szkoły prowadzone według bardzo różnych programów i standardów. Ważne jest tam też włączanie rodziców w proces edukacji – dodaje.
Zdaniem prof. Preuss-Kuchty nie ma żadnych powodów, by edukację zróżnicowaną uważać za gorszą, niż koedukacyjną. Wskazuje na to także praktyka. – Chodziłam do liceum, gdzie dwie klasy były tylko dla kobiet, dwie tylko dla mężczyzn, a dwie koedukacyjne. Zapewniam, że uczniowie żadnej nie różnili się od siebie. Rozdzielenie zajęć dla chłopców i dla dziewcząt nie wpływa negatywnie na proces edukacji czy wychowania – zapewnia rozmówczyni naTemat.
Naukowcy popierają dawanie rodzicom wyboru i zapewniają, że zróżnicowanie poprawi jakość naszego systemu edukacji. – Nie można porównywać nauczania zróżnicowanego, jakie znamy z historii i tego, o którym słyszymy dzisiaj – zastrzega dr Stanisław Kowal z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. – Tamten rodzaj edukacji utrwalał stereotypy na temat płci, a nauczanie zróżnicowane ma jak najlepiej wykorzystać potencjał obu płci – wyjaśnia. – Kiedy dziewczynki i chłopcy uczą się razem, to w pewnym wieku zaczynają tracić. Gdy rozdzielimy dzieci w szkole, można dostosować do ich potrzeb program nauczania, a nawet otoczenie – dodaje naukowiec.
Dzięki temu można uniknąć traktowania chłopców jako niegrzecznych, tylko dlatego, że po kilkudziesięciu minutach zajęć nie mogą usiedzieć w miejscu. – Większość z nas traktowano jako łobuzów, a chłopcy po prostu muszą jakoś spożytkować wewnętrzną energię, która się w nich gromadzi. Dzisiejsze szkoły są dla dziewczyn, a chłopcy są w nich tylko gośćmi, którzy w dodatku muszą się stosować do zasad stanowionych przez kobiety-nauczycielki. Oczekuje się od nich, że będą siedzieć cicho, trzymać rączki na ławce i odzywać się tylko wtedy, kiedy się ich o to poprosi. Nauczycielki z reguły nie rozumieją, że dla wielu chłopców to po prostu niewykonalne – mówi dr Kowal.
Według rozmówcy naTemat rodzicom trzeba dać wybór w kwestii edukacji, dlatego szkół prowadzących edukację zróżnicowaną powinno być więcej. – Warto przypominać, że u podstaw tego modelu szkoły leży zasada "równi, ale różni" – zaznacza naukowiec. Zapewnia, że edukacji zróżnicowanej nie popierają tylko ludzie o prawicowych poglądach. – Hillary Clinton często powtarza, że osiągnęła to, co osiągnęła dzięki temu, że chodziła do szkoły dla kobiet. Gdyby uczyła się z chłopcami zostałaby przez nich zdominowana i nie mogłaby rozwinąć talentów przywódczych – relacjonuje dr Kowal.
Oddzielne zajęcia sprawdzają się na wszystkich poziomach edukacji – od początku podstawówki do końca liceum, ale najlepsze rezultaty przynoszą w podstawówkach i gimnazjach. – Myślę, że gdyby pozwolić rodzicom na zdecydowanie, czy chcą wysłać swoje dzieci do szkoły koedukacyjnej czy do prowadzącej edukację zróżnicowaną, zniknęłoby wiele problemów, o których mówi się dzisiaj w gimnazjum – zastanawia się nasz rozmówca. Przyznaje jednak, że dobre wyniki szkół prowadzących edukację zróżnicowaną to po części też wynik tego, że rodzice, którzy wybierają takie szkoły dla swoich dzieci, bardziej angażują się w ich uczenie.
Dlatego powinno się dać możliwość wyboru tym, którzy chcą odegrać dużą rolę w edukacji sowich dzieci. Renesans szkół przeznaczonych tylko dla uczniów jednej płci pokazuje, że błędem nie było wprowadzenie szkół koedukacyjnych, ale uczynienie tego modelu powszechnie obowiązującym. Różnorodność jest lepsza niż odgórnie narzucony model.