
Przed niemal trzydziestoma laty była gwiazdą TVP. Monika Luft w najnowszym wywiadzie opowiedziała, co wówczas widziała za kulisami telewizji publicznej. Zaskakująco oceniła nadchodzące zmiany na Woronicza.
Luft o zwolnieniu z TVP i tym, co widziała w latach 90.
59-letnia dziś Monika Luft była kiedyś gwiazdą telewizji. Na początku kariery mogliśmy ją oglądać m.in. w programie "Kawa czy herbata?". Jej sytuacja zmieniła się, gdy przyszło nowe szefostwo.
– Pewnego dnia zostałam poinformowana, że nie ma dla mnie pracy. To znaczy mogę zachować etat, całe 350 zł brutto – wyznała w jednym z wywiadów. Potem próbowała swoich sił w innych stacjach oraz jako rzeczniczka MSZ, ale to wszystko z marnym skutkiem. W końcu zajęła się pisaniem książek.
Dziennikarka wróciła do tamtego okresu w nowej rozmowie z Plejadą.
– Zmienił się minister. Nowy szef ministerstwa miał inny pomysł na to, jak powinna wyglądać komunikacja z mediami – wspomniała.
Opowiedziała też, co działo się, gdy ona należała do redakcji TVP, czyli w latach 90.
Monika Luft
Nawiązała też do swojego nagłego zwolnienia. Była prezenterka jest przekonana, że "oberwało się jej za polityczną działalność byłego męża". Przypomnijmy, że Krzysztof Luft był rzecznikiem rządu Jerzego Buzka.
– Myślę, że tak. Zapewne był to pewien rodzaj zemsty, ale nie zakomunikowano mi tego wprost. A ja nie dopytywałam o powody tej decyzji. Miałam już trochę dość tego, co działo się na Woronicza. Nie czułam się tam komfortowo. Wiedziałam, że jakiś rozdział mojego życia się kończy. Chciałam zamknąć jedne drzwi, żeby dać sobie szansę na otwarcie innych – wyznała.
Tak Luft ocenia ostatnie osiem lat w TVP. Co myśli o zmianach po tych wyborach?
W dalszej części rozmowy Monika Luft zasugerowała, że zmiany z ostatnich lat w TVP, nie były takie złe.
– Moim zdaniem media muszą być przede wszystkim pluralistyczne. Gdy wszystkie stacje telewizyjne mówią jednym głosem, nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa. Różne grupy powinny mieć możliwość swobodnego wyrażania opinii. A więc nie chciałabym, żeby w TVP i TVN-ie mówiono o tych samych sprawach wyłącznie z jednej perspektywy. A kiedyś już tak było. Pamiętam czasy, kiedy treści prezentowane w "Wiadomościach" i "Faktach" były identyczne. Absolutnie nic nie różniło tych serwisów – mówiła.
A co myśli o roszadach, które mają zajść po ostatnich wyborach. Nie jest do nich optymistycznie nastawiona.
– Nie jestem prorokiem i nie będę przewidywać przyszłości, ale, niestety, spodziewam się zmian na gorsze. Mamy do czynienia z ogromną polaryzacją – zresztą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Zamiast rozmawiać, zaczynamy się nienawidzić. Spirala hejtu została rozkręcona do niebotycznych rozmiarów. Zewsząd słyszymy zapowiedzi zemsty. Pojawiają się listy ludzi do wyrzucenia – zaznaczyła.
Na koniec przyznała, że "jej pamięć sięga dalej niż osiem ostatnich lat".
– Pracowałam w TVP w latach 90., przez chwilę nawet w redakcji "Wiadomości" i wiele widziałam na własne oczy. Media publiczne zawsze padały łupem zwycięskiej formacji. Nigdy nie było i nie będzie inaczej. Tak to już jest. (...) Standardy w Telewizji Polskiej nigdy nie były takie, jakbym sobie życzyła. Nie mam poczucia, że przez ostatnich osiem lat coś tam diametralnie się zmieniło. Owszem, media publiczne informowały o rzeczywistości z punktu widzenia bliskiego partii rządzącej, ale tak było zawsze – skwitowała.
Zobacz także
