
Inwigilacja? Wielki Brat? Globalna wymiana wszelkich informacji? O Big Data powstało ostatnio sporo mitów, a samo wyrażenie, choć nie do końca jasne, budzi wśród internautów popłoch i przerażenie – czy koncerny kompletnie nas zdominują, mając wszystkie dostępne informacje na nasz temat?
By odpowiedzieć na to ostatnie pytanie, musimy jasno stwierdzić, z czym to się w ogóle je. Big Data to, jak tłumaczy Jan Zając, pobieranie, przetwarzanie, analizowanie i wizualizacja danych. Czyli, prościej mówiąc: firmy pobierają (legalnie!) dane z różnych źródeł, porównują je, analizują, a następnie wyciągają wnioski – w największym skrócie i uproszczeniu. Na samym końcu powstaje pewien profil: sytuacji, człowieka, który pomaga firmom czy instytucjom w ich działalności.
Projekt o takiej nazwie uruchomił jeden z dziennikarzy w USA. Chciał przekonać społeczeństwo, że Big Data to nie tylko chciwe wykorzystanie danych przez banki i że jest to naturalny, nieodłączny element ewolucji naszego świata. Czy mu się to udało? Sprawdźcie sami. CZYTAJ WIĘCEJ
Na szczęście nie jest tak, że każdy, kto ma pieniądze, może kupić nasze dane. Źródła danych są zazwyczaj legalne i pochodzą z wnętrza danej firmy. Dla banków na przykład takimi źródłami będą wszelkie nasze działania związane z kontem, czyli jak, kiedy i za co płacimy, czy dokonujemy pewnych zakupów regularnie, jakie mamy wpływy na konto i tak dalej. Wszystkie te dane bank gromadzi w naturalny sposób, pokazuje nam je po zalogowaniu na konto.
Zbieranie i przetwarzanie danych osobowych w związku z tworzeniem profili może być prowadzone jedynie, jeśli jest to przewidziane i dozwolone przepisami prawa. Osoba, której dane dotyczą, lub jej pełnomocnik musi wyrazić na stworzenie profilu świadomą i dobrowolną zgodę. Profilowanie musi odbywać się również w określonym celu. Może być to między innymi niezbędne dla wykonania umowy, której stroną jest internauta, lub gdy jest to konieczne dla realizacji zadania wykonywanego w interesie publicznym bądź dla wykonania oficjalnych uprawnień przysługujących administratorowi. Może też się zdarzyć, że profilowanie będzie robione w uprawnionym interesie osoby, której dane dotyczą.
W pierwszej chwili może to brzmieć przerażająco, ale jak przekonuje Jan Zając: – Od zawsze odpowiednie wykorzystanie danych było bardzo ważne w biznesie, zaś Big Data to po prostu znacznie większe możliwości analiz, szybszych, dokładniejszych i wykorzystujących dane z wielu źródeł. W polskich warunkach najwięcej mogą na Big Data mogą zyskać telekomunikacja, banki i firmy ubezpieczeniowe, ale one zarazem są dość mocno ograniczone przepisami prawa.
Nie jest więc tak, że wielkie koncerny, takie jak Google, Facebook, firmy telekomunikacyjne i banki, mogą sobie do woli używać naszych danych, czy – jak sugerują niektórzy – sprzedawać je dalej. Zagrożenie, które płynie dla użytkowników, to kwestia tego, jak te analizy i wnioski zostaną wykorzystane.
Z takiej wiedzy użytek mógłby też zrobić bank - jeśli kobieta jest w ciąży, to znaczy, że szykują się dodatkowe wydatki (proponujemy jej kredyt odnawialny w koncie), może będzie chciała zmienić mieszkanie na większe (odrzucamy wniosek o kredyt hipoteczny, złożony przez jej męża, bądź podwyższamy marżę), na pewno stanie się podatna na pomysł zabezpieczania przyszłości dziecka (targetujemy specjalnie dobrany pakiet ubezpieczeń). CZYTAJ WIĘCEJ
Dalej Samcik wymienia inne sposoby wykorzystania Big Data: bank może przewidywać, czy dany klient się rozwiedzie albo czy będzie miał dziecko, czy słucha rapu. Wszystko to może wpływać na wiarygodność kredytową danej osoby. Innym przykładem mogą być firmy ubezpieczeniowe, które widząc na portalu społecznościowym, że ich klient lubi sporty ekstremalne, zmienią swoją ofertę. Oczywiście, można by rzec: to tylko kolejny sposób na to, żeby wyciągać z nas pieniądze. I będzie to stwierdzenie słuszne. Ale nie da się nie zauważyć tego, o czym pisze Maciej Samcik: że Big Data może pozwolić bankom na zminimalizowanie nietrafionych pożyczek (a wszyscy pamiętamy, jaki udział w wybuchu kryzysu miały frywolnie rozdawane kredyty), a z kolei klientom oferować lepsze produkty i usługi. Dzięki temu banki oszczędzają, a klienci nie muszą użerać się z konsultantem, który proponuje usługę nam kompletnie zbędną.
– W administracji Big Data mogłyby wykorzystywać ZUS, urzędy skarbowe, dzięki temu zwiększyć efektywność swoich działań oraz wartość informacyjną swoich danych i prognoz – przekonuje Jan Zając. W jaki sposób? Chociażby korelując dane z urzędów skarbowych z tymi z urzędów pracy. Jeśli ktoś jest bezrobotny, ale dzięki ZUS-owi i fiskusowi wiemy, że pracował, nie unika płacenia podatków, to możemy założyć, że to on chętniej podejmie pracę niż ktoś, kto całe życie spędza na koszt rodziny bądź zmienia pracodawcę co 3 miesiące.
Oczywiście, przy wszystkich tych zastosowaniach pojawia się pytanie: a gdzie granica? Czy państwo, analizując dane, nie zrobi tego, by ogłupić obywateli, łatwiej nakłaniać ich do głosowania na daną partię? Czy bank nie zrobi tego tylko po to, by wydrzeć ode mnie ostatnie pieniądze, bo wie, że co lubię i czego potrzebuję?

