Rosną ceny żywności, rosną ceny paliwa, jest coraz większe bezrobocie. Ale Polacy do tego przywykli i właściwie nie reagują. Od dawna żadna decyzja polityczna nie wywołała jednak powszechnego oburzenia i sprzeciwu tak mocno, jak zmiana tzw. ustawy śmieciowej. Bo to właśnie nowelizacja przepisów o utrzymaniu porządku i czystości w gminach, o którą długo zabiegały samorządy, sprawiła, że teraz portfele Polaków uszczuplone będą o rosnące opłaty za wywóz śmieci.
Gorąca dyskusja nad wynikającymi z nowelizacji ustawy o utrzymaniu porządku i czystości w gminach zmianami w sposobie rozliczania się za wywóz śmieci toczy się już w całej Polsce. Nie ma żadnego większego miasta, które nie zdecydowałoby się zmienić sposobu rozliczania na taki, który już w lipcu (wówczas wchodzą w życie nowe przepisy) zagwarantuje gminie większe przychody. W końcu rzadko się zdarza, by młode polskie samorządy lobbowały na Wiejskiej za zmianą przepisów tak stanowczo i w efekcie skutecznie, jak w tym przypadku. Gdy w lutym prezydent Bronisław Komorowski podpisywał nowelizację ustawy, Kancelaria Prezydenta również zwracała uwagę, że głowa państwa zdecydowała się na jej sygnowanie, gdyż "zawiera rozwiązania postulowane przez przedstawicieli samorządu". Samorządu, czyli teoretycznie obywateli.
Problem w tym, że dziś większość obywateli nie może zrozumieć, dlaczego z dnia na dzień, za śmieci ma płacić nawet kilka razy więcej, niż dotychczas. Wojny śmieciowe toczą się w Warszawie, Gdańsku, Białymstoku, Szczecinie i wielu innych miastach. A w każdym przedmiotem sporu jest co innego. Bo po pierwsze zmieniona ustawa sprawiła, że każdy śmieć, także ten porzucony na dzikich wysypiskach jest teraz "własnością" gminy. Dlaczego samorządowcy nie protestowali więc przeciw obciążeniu ich dodatkowym obowiązkiem? Ponieważ drugą ważną zmianą jest umożliwienie im znacznie swobodniejszego wyboru między sposobami naliczania opłat.
Jedne miasta zmieniają zatem system zależny od liczby osób w gospodarstwie na taki, w którym decyduje powierzchnia domu czy mieszkania. Inne wręcz odwrotnie. Opłaty wzrastają więc nie tylko wprost. Jeśli dotąd w mieście panował system osobowy, ktoś mieszkający sam w dużym mieszkaniu płacił za to, co naśmiecił. Jeśli teraz samorząd zmieni system, taka osoba może płacić nawet 3-4 razy więcej, choć nie wyprodukuje więcej śmieci niż dotąd. W czasie burzliwej debaty nad zmianą opłat w gdańskiej Radzie Miasta oburzeni mieszkańcy mówili nawet, że po podwyżce, czy jak wolą mówić włodarze - zmianie sposobu naliczana opłat, wielu płacić będzie więcej, a śmiecić mniej. Bo w związku z wyższymi opłatami na mniej będzie ich stać.
Im mniej, tym więcej...
Bitwa o śmieci trwa także w stolicy. Warszawski magistrat chce, by mieszkańcy płacili w zależności od liczby osób w jednym gospodarstwie domowym. Czyli zupełnie inaczej niż w Gdańsku, ale warszawiaków bulwersuje, że samotnie mieszkający człowiek zapłaci miesięcznie dwa razy więcej, niż za jedną osobę płacić będzie musiała sześcioosobowa rodzina. Warszawscy urzędnicy twierdzą bowiem, że udowodniono naukowo, iż jedna osoba mieszkająca w pojedynkę śmieci więcej niż każdy z członków dużej rodziny. Mieszkaniec kawalerki ma więc płacić 20 zł, a duża rodzina jedynie 9 zł za osobę.
W poniedziałek śmieciowa batalia rozpoczęła się także w Białymstoku, gdzie mieszkańcy obawiają się, że wkrótce mogą płacić za wywóz śmieci najwięcej w całym kraju. "Ustalanie stawek opłat za śmieci wg metrażu jest absurdalne. Nie metry kwadratowe, lecz osoby śmiecą. Magistratowi i radnym trudno to pojąć. Widocznie nikt z nich nie zajmuje się sprzątaniem, wynoszeniem śmieci oraz domowym budżetem" - bulwersują się czytelnicy białostockiej "Gazety Wyborczej". Podczas poniedziałkowych obrad Rady Miasta śmieciowy problem przypominał spory na najwyższych szczeblach władzy. PO twierdzi, że większe mieszkanie oznacza więcej śmieci, PiS robi wszystko, by cena zależała od liczebności gospodarstwa domowego.
Drogo, bo naukowo
Dopiero w połowie marca przyszły sposób wyliczania opłat z śmieci mają ustalić władze Szczecina. Tam mieszkańcy obawiają się o swoje portfele podobnie, jak w całym kraju, ale urzędnicy dodatkowo nieco ich zdezorientowali nietypową propozycją. Być może zamiast metody osobowej, czy powierzchniowej w Szczecinie cenę śmieci będą szacowali na podstawie... zużytej wody. To kolejna podobno naukowo potwierdzona metoda, która zakłada prostą zależność, że im więcej zużywa się w domu wody, tym więcej musi się produkować także śmieci. W komentarzach do doniesień o rozważaniach władz miasta szczecinianie sami przyznają, że nie mają pojęcia, co o tym sądzić.
W wielu miastach postanowiono także, że cena wywozu śmieci będzie silnie uzależniona od tego, czy są one segregowane, czy nie. W Warszawie za śmieci w jednym worku zapłaci się nawet 40 proc. więcej. W innych miastach to również co najmniej 20-30 proc. więcej. I tu pojawia się kolejny problem. Ponieważ realia wyglądają tak, że wciąż brakuje odpowiedniej infrastruktury komunalnej i nie każdy, kto chciałby segregować śmieci, może to robić. A w Białymstoku mieszkańcy nawet by tego chcieli, ale prezydent Tadeusz Truskolaski forsuje metodę, która nie rozróżnia tego, czy ktoś dba o ekologię, czy nie.
Z tych wszystkich powodów śmieci stają się dziś problemem politycznym, który mocno dotyka zwykłych Polaków: "Nie jestem w stanie uwierzyć, że to radni PO (Platformy OBYWATELSKIEJ ) z ("ich") Prezydentem Truskolaskim (profesorem ekonomii UwB ), mogli coś takiego wymyślić! Specjalnie napisałem "ich", bo jeżeli radni PO przegłosują swój irracjonalny pomysł przestanę być długoletnim i zagorzałym sympatykiem PO" - twierdzą w Białymstoku.
Przez śmieci Platforma jest na cenzurowanym także w Gdańsku. - Uważamy, że gdańskie PO przegłosowało najgorszą metodę dla mieszkańców, ale najwygodniejszą dla urzędników. A tak prawdę powiedziawszy, to głównym problemem jest wzrost opłat aż o 60 proc. za odbiór odpadów komunalnych - mówił portalowi wybrzeze24.pl Grzegorz Strzelczyk z gdańskiego PiS.
- Politycy PO rządzący Gdańskiem nawet nie ukrywali, że kierują się wyłącznie własną wygodą przy stanowieniu opłat "śmieciowych". De facto podatku powszechnego. Zawarte w projekcie uchwały rygory narażają 0,5 mln gdańszczan na ryzyko popełniania wykroczeń skarbowych, co jest karalne. Mam nadzieję, ze gdańszczanie, których prezydent Paweł Adamowicz miłuje od święta, nie puszczą tego płazem - stwierdził tymczasem szef gdańskiego SLD, Marek Formela.