Po świątecznym szale czas na chwilę refleksji. Zajrzyjcie do swoich lodówek. Zapewne wciąż są pełne, tak jak wasze brzuchy. Wkrótce pełne będą też śmietniki. Nie oszukujmy się, większość z was nie da rady tego wszystkiego zjeść. W koszu lądują więc świąteczne smakołyki, a wraz z nimi budzą się wyrzuty sumienia. Znów pieniądze poszły na marne, znów wyrzuciliśmy jedzenie, którym moglibyśmy uratować kilka głodujących dzieci, znów padliśmy ofiarą konsumpcyjnej nagonki. A może można na odwrót. Nie kupować w sklepie, a w sklepie dostawać, nie wyrzucać do kosza, ale właśnie tam znajdować, nie marnować a pożytkować. Kontenerowcy – ludzie, którzy żywią się pod prąd.
Śmieci, odpady, nieczystości. Już same słowa opisujące resztki nie brzmią najlepiej. Kojarzą się z brudem, tłustymi plamami, oblepionymi opakowaniami i zgniłymi warzywami. Większość z nas śmieci się brzydzi, a kontakt z nimi ogranicza do wrzucenia ich do worka. Jedzenie ze śmietnika? To nie mieści się w głowie. Oczywiście są ludzie, których sytuacja zmusza do poszukiwania jedzenia wśród odpadów, ale zwykle pochodzą z marginesu. Dlaczego młody, wykształcony student miałby grzebać w naszym koszu w poszukiwaniu jedzenia? Przygoda? W pewnym sensie tak, ale bardziej styl życia. Freeganie, czyli kontenerowcy, to ludzie, którzy żywiąc się na śmietnikach wyrażają swój sprzeciw wobec konsumpcyjnego świata. Nie należy jednak o nich myśleć jako o szalonych idealistach, którzy poświęcają się dla zasady. Na śmietniku można naprawdę dobrze się wyżywić i to za darmo.
– Swoją przygodę w freeganizmem zacząłem w Berlinie – opowiada Mateusz. – Jedzenie jest tu dość drogie, nie miałem pracy i powoli kończyły mi się pieniądze. Przejeżdżałem na rowerze obok kontenera przy supermarkecie. Pomyślałem, że zajrzę. Za pierwszym razem nie znalazłem nic, przyjechałem wieczorem. Przy śmietniku stała skrzynka pomidorów z Andaluzji. Dojrzałych, soczystych, pełnych w smaku. Sam nigdy bym ich nie kupił, a tu proszę. Zrobiłem z nich sos pomidorowy, którym żywiłem się przez długi czas. Zachęciłem się. Zacząłem szukać w internecie informacji o freeganach, znalazłem mapy, gdzie były zaznaczone miejsca, gdzie można znaleźć najlepszą żywność. Miałem dużo czasu, więc objeżdżałem je i powoli uczyłem się zdobywać jedzenie.
Ruch, który narodził się w Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach przywędrował do Europy. W sieci można znaleźć porady jak nurkować w kontenerach, na co trzeba uważać i gdzie znaleźć najsmaczniejsze kąski. Freeganie to ludzie pochodzący z różnych środowisk. Nie ma reguły. Czasem są to ubodzy studenci, czasem anarchiści mieszkając na squotach, a czasem po prostu buntownicy, którzy mają dość konsumpcyjnego stylu życia. Wszystkich łączy jedno: niechęć do marnotrawienia jedzenia.
– Nie lubię ideologii. Nie podpisuje się po żadną z nich – mówi Mateusz. – Jem na śmietniku, bo nie rozumiem po co mam płacić za coś, co mogę dostać za darmo. Poza tym jako freegan rozwijam swoją kreatywność. Zanim zacząłem żywić się w kontenerach, wielokrotnie robiąc zakupy czułem znużenie. Kiedy możesz kupić wszystko, nic ci tak naprawdę nie smakuje. Jedzenie na śmietniku to loteria, nigdy nie wiesz co znajdziesz. Czasem są to egzotyczne warzywa, czasem ciekawe, nieznane produkty. Gotowanie ze znalezionych skarbów, to niesamowita przygoda.
Brzmi pysznie. Oczywiście rzeczywistość nie jest taka kolorowa. W końcu „egzotyczne skarby” to w powszechnej opinii śmieci. Żeby je zdobyć, trzeba się trochę nagimnastykować. Nie wystarczy kontener otworzyć, czasem trzeba w nim zanurkować. – Najważniejsze są rękawiczki. Bez nich nie ma co wychodzić z domu – mówi Mateusz. – Warto też zabrać latarkę. Grzebanie w śmieciach nie jest do końca legalne, więc lepiej robić to po zmroku.W zestawie freegana powinien znaleźć się jeszcze nóż, do rozcinania worków i siatki albo kartony, do których można zapakować znalezione jedzenie. Przydatny może też być kask, szczególnie jeśli do śmietnika chce się wskoczyć.
Oprócz przyborów potrzebna jest też elemntarna wiedza. Trzeba wiedzieć jakie śmietniki są dobre i gdzie ich szukać. – Najważniejsze, to znaleźć supermarket, który nie trzyma swoich śmieci pod kluczem – mówi Mateusz. Zwykle te wolnostojące sklepy mają ogólnodostępne śmietniki. Warto też wybierać miejsca droższe, z luksusową żywnością. Klienci takich marketów są wybredni, więc żywność, która minimalnie odbiega od normy jest z nich szybko usuwana. Warto też szukać jedzenia na targach i bazarach. Właściciele stoisk często oddają albo sprzedają za pół ceny warzywa i owoce, które nie sprzedały się w ciągu dnia.
To co jest jednak najważniejsze, to brak wstydu. – Trochę czasu zajęło mi zanim przełamałem się do grzebania w śmieciach. Nadal mam problem z jedzeniem mięsa, które znajdę. Freeganizm nauczył mnie rozmawiania z ludźmi. Nie wstydzę się już prosić o jedzenie i szukać go na oczach innych.
Kilka dni temu Mateusz zaprosił mnie na kolację. Był makaron ze szparagami, sałata z owocami granatu, pieczona papryka i ziemniaki z rozmarynem. Po jedzeniu wyznał mi, że wszystko co zjadłam znalazł na śmietniku. – Reakcje ludzi są różne, ale w większości pozytywne. Moi współlokatorzy długo przekonywali się do jedzenia, które znajdowałem. W końcu spróbowali i byli miło zaskoczeni. Przecież znalezione na śmietniku, nie smakuje inaczej od tego z lodówki.
Freeganizm nie jest oczywiście dla wszystkich. Wymaga odwagi, czasu i determinacji. Poza tym gdyby nie my, klienci sklepów, oni nie mieli by co jeść. Warto jednak czasem myśleć o innych wyrzucając jedzenie. Zamiast ładować je do toreb na śmieci, zrób to z klasą. Zapakuj, zamknij i połóż obok kontenera. Nigdy nie wiesz, komu może przydać się twój pasztet.