Fot. Adam Jankowski / Polska Press / East News
Reklama.

"Każdy boi się o swoją przyszłość"

O tym, że pracownicy Telewizji Polskiej nie mają powodów do radości, informuje się w mediach coraz częściej. Wśród nich jest branżowy portal Wirtualnemedia.pl, (podaje szczegóły ws. tymczasowego odsunięcia pracowników od pełnienia obowiązków), czy plotkarski Pudelek.

Według tego drugiego, lęk "dotyczący przyszłości" ma być wszechobecny. Nie bez znaczenia są sytuacje, do których dochodzi w budynku. – Niektórym wjeżdżającym do pracy sprawdzane są bagażniki! Nikt już nie wie, co przyniesie kolejny dzień – poinformował anonimowy rozmówca portalu.

Dodatkowo zamknięta jest część budynku TVP. Podziemne garaże i większość wejść, ma być wyłączona z użytku.

Gigantyczne pensje dla pracowników TVP

Ten sam portal informował, że atmosfera w TVP ma być grobowa, ale też nie do końca beznadziejna. – Między sobą mówią, że mają nadzieję, że niebawem wrócą do porządku – przekazano Pudelkowi.

Onet usłyszał zaś od pracownika TVP: "Atmosfera jest nieco grobowa. Siedzimy jak na szpilkach. Nie za bardzo też można cokolwiek planować, bo nie wiem, czy ktoś nie zadzwoni nagle rano albo wieczorem i nie każe przyjść do pracy. Jesteśmy w jakimś zawieszeniu. Mam poczucie chaosu".

Inna pracownica powiedziała z kolei, że czuje się skołowana: "Nie wiem, co robić. Decyzja o postawienie TVP w stan likwidacji jeszcze mnie dobiła. Już chyba wolę, żeby mi jasno powiedzieli, że mnie zwolnią. Pracowałam z dala od polityki, zajmowałam się czymś zupełnie innym, dzięki czemu mogę spojrzeć sobie w oczy w lustrze, ale nie wiem, czy nie polecę po prostu z automatu. Wolałabym, żeby nowy zarząd postawił sprawę jasno".

Na normalność, a przy okazji też współczucie, w tym nawet wiernych widzów, pracownicy TVP liczyć raczej nie będą już mogli. Nieoficjalnie już wcześniej mówiło się, że zarobki w telewizji publicznej za czasów PiS (i ku przychylności partii) były gigantyczne, ale 28 grudnia wypłynęły w tej sprawie oficjalne informacje. Dowiedzieliśmy się o tym, ile zarabiały gwiazdy TVP, w tym również osoby firmujące swoją twarzą ostatnie protesty wobec zmian, które przeprowadziła nowa władza.

Jak wynika z kontroli poselskiej Dariusza Jońskiego, zarobki Michała Adamczyka, Samuela Pereiry, a także innych przedstawicieli TAI, sięgają nawet milionowych kwot za kilkumiesięczny okres sprawowania funkcji.

Polityk opublikował pismo, w którym czytamy, że Michał Adamczyk jako dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej otrzymał (od 25 kwietnia do 31 grudnia br.) ponad 370 tys. zł. Natomiast "z tytułu umów cywilnoprawnych w ramach prowadzonej działalności gospodarczej w roku 2023" dostał 1 mln 127 tys. zł.

Samuel Pereira jako zastępca dyrektora TAI (w tym samym czasie) dostał ponad 439 tys. zł. A inny z zastępców dyrektora TAI Maciej Tulicki zarobił od 26 maja do 31 grudnia br. ponad 417 tys. zł. Z tytułu umów cywilnoprawnych otrzymał z kolei 296 tys. zł.

Walka nie o TVP, lecz o pieniądze

Informacje wskazują dość bezpośrednio, o co toczyła się okupacja budynków publicznego nadawcy, która miała miejsce w ostatnich dniach. Choć protesty urządzane przez polityków poprzedniej władzy i pracowników z ich nadania organizowano pod płaszczykiem "bezprawnego przejęcia" mediów przez obóz Donalda Tuska, dziś wiadomo, że stały za tym ogromne pieniądze. Te protestujący pracownicy utracili wraz z pracą.

Takie są też komentarze. Tych w sieci nie brakuje. Wśród nich pojawił się wpis samego Donalda Tuska: "Zarabiali tyle, ile kłamali. Kosmicznie. Krótka historia TVP" – napisał na portalu X premier RP.

Zapowiedzi wielkich powrotów

Informacje o zarobkach z pewnością nie poprawią wiarygodności protestujących pracowników, których sytuacja nie wygląda ciekawie. Z informacji opublikowanych przez portal Wirtualnemedia.pl wynika, że część dziennikarzy i wydawców portalu tvp.info "otrzymało informację o zwolnieniu ich z obowiązku wykonywania pracy".

To nie oznacza zwolnień, bo osoby te muszą być do dyspozycji nowego szefostwa, kiedy to zostanie wybrane. Najprawdopodobniej stanie się to w przyszłym tygodniu.

– Ludzie chcieliby wiedzieć, na czym stoją, a nie przychodzić do pracy i kręcić się po korytarzach – mówi jeden z pracowników portalu Telewizji Polskiej, cytowany przez Wiertualnemedia.pl.

Czy w późniejszym terminie dojdzie do zwolnień, na razie nie wiadomo, ale informacje o tym, że pracowników TVP nie będą chcieli przyjmować przedstawiciele innych mediów pojawiają się dość regularnie. Ostatnio taki komunikat przekazał Piotr Witwicki, nowy szef pionu informacji i publicystyki Polsatu, który kilka tygodni temu objął tę funkcję.

"Nie będę komentował żadnych decyzji personalnych. Mogę powiedzieć tylko tyle, że interesuje mnie współpraca wyłącznie z dziennikarzami i dziennikarkami" – wymownie skomentował.

Przypominamy, że środowisko dziennikarzy odcięło się od przedstawicieli TVP, których przyjęto do pracy dzięki politycznym koneksjom (np. Michał Rachoń był rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości w Sopocie), a także tych, którzy łamali podstawowe zasady dziennikarskie.

W wielu mediach, również w naTemat.pl pracowników TVP nie określa się mianem dziennikarzy. Podobny wydźwięk ma wypowiedź Piotra Witwickiego, który podkreślił, że interesuje go "wyłącznie praca z dziennikarzami".

Na korytarzach niezmiennie mają trwać także rozmowy na temat ewentualnych powrotów dawnych dziennikarzy, którzy pracowali w telewizji przed przejęciem władzy przez PiS. Takie dyskusje toczą się wokół osoby Moniki Richardson. – Domysłów nie brakuje. Każdy boi się o swoją przyszłość – przekazało źródło Pudelka.

Podobne rozmowy toczą się także w regionalnych oddziałach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Tam również została wymieniona kadra dyrektorska i kierownicza po wyborach w 2015 roku.

Czytaj także: