Część budynku TVP jest zamknięta, a podziemne garaże i większość wejść mają być wyłączone z użytku. "Niektórym wjeżdżającym do pracy sprawdzane są bagażniki! Nikt już nie wie, co przyniesie kolejny dzień" – usłyszał jeden z portali. Inny pisze o poczuciu chaosu i grobowej atmosferze. Oto co według doniesień medialnych słychać na Woronicza.
Według tego drugiego, lęk "dotyczący przyszłości" ma być wszechobecny. Nie bez znaczenia są sytuacje, do których dochodzi w budynku. – Niektórym wjeżdżającym do pracy sprawdzane są bagażniki! Nikt już nie wie, co przyniesie kolejny dzień – poinformował anonimowy rozmówca portalu.
Dodatkowo zamknięta jest część budynku TVP. Podziemne garaże i większość wejść, ma być wyłączona z użytku.
Gigantyczne pensje dla pracowników TVP
Ten sam portal informował, że atmosfera w TVP ma być grobowa, ale też nie do końca beznadziejna. – Między sobą mówią, że mają nadzieję, że niebawem wrócą do porządku – przekazano Pudelkowi.
Onet usłyszał zaś od pracownika TVP: "Atmosfera jest nieco grobowa. Siedzimy jak na szpilkach. Nie za bardzo też można cokolwiek planować, bo nie wiem, czy ktoś nie zadzwoni nagle rano albo wieczorem i nie każe przyjść do pracy. Jesteśmy w jakimś zawieszeniu. Mam poczucie chaosu".
Inna pracownica powiedziała z kolei, że czuje się skołowana: "Nie wiem, co robić. Decyzja o postawienie TVP w stan likwidacji jeszcze mnie dobiła. Już chyba wolę, żeby mi jasno powiedzieli, że mnie zwolnią. Pracowałam z dala od polityki, zajmowałam się czymś zupełnie innym, dzięki czemu mogę spojrzeć sobie w oczy w lustrze, ale nie wiem, czy nie polecę po prostu z automatu. Wolałabym, żeby nowy zarząd postawił sprawę jasno".
Na normalność, a przy okazji też współczucie, w tym nawet wiernych widzów, pracownicy TVP liczyć raczej nie będą już mogli. Nieoficjalnie już wcześniej mówiło się, że zarobki w telewizji publicznej za czasów PiS (i ku przychylności partii) były gigantyczne, ale 28 grudnia wypłynęły w tej sprawie oficjalne informacje. Dowiedzieliśmy się o tym, ile zarabiały gwiazdy TVP, w tym również osoby firmujące swoją twarzą ostatnie protesty wobec zmian, które przeprowadziła nowa władza.
Jak wynika z kontroli poselskiej Dariusza Jońskiego, zarobki Michała Adamczyka, Samuela Pereiry, a także innych przedstawicieli TAI, sięgają nawet milionowych kwot za kilkumiesięczny okres sprawowania funkcji.
Polityk opublikował pismo, w którym czytamy, że Michał Adamczyk jako dyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej otrzymał (od 25 kwietnia do 31 grudnia br.) ponad 370 tys. zł. Natomiast "z tytułu umów cywilnoprawnych w ramach prowadzonej działalności gospodarczej w roku 2023" dostał 1 mln 127 tys. zł.
Samuel Pereira jako zastępca dyrektora TAI (w tym samym czasie) dostał ponad 439 tys. zł. A inny z zastępców dyrektora TAI Maciej Tulicki zarobił od 26 maja do 31 grudnia br. ponad 417 tys. zł. Z tytułu umów cywilnoprawnych otrzymał z kolei 296 tys. zł.
Walka nie o TVP, lecz o pieniądze
Informacje wskazują dość bezpośrednio, o co toczyła się okupacja budynków publicznego nadawcy, która miała miejsce w ostatnich dniach. Choć protesty urządzane przez polityków poprzedniej władzy i pracowników z ich nadania organizowano pod płaszczykiem "bezprawnego przejęcia" mediów przez obóz Donalda Tuska, dziś wiadomo, że stały za tym ogromne pieniądze. Te protestujący pracownicy utracili wraz z pracą.
Takie są też komentarze. Tych w sieci nie brakuje. Wśród nich pojawił się wpis samego Donalda Tuska: "Zarabiali tyle, ile kłamali. Kosmicznie. Krótka historia TVP" – napisał na portalu X premier RP.
Zapowiedzi wielkich powrotów
Informacje o zarobkach z pewnością nie poprawią wiarygodności protestujących pracowników, których sytuacja nie wygląda ciekawie. Z informacji opublikowanych przez portal Wirtualnemedia.pl wynika, że część dziennikarzy i wydawców portalu tvp.info "otrzymało informację o zwolnieniu ich z obowiązku wykonywania pracy".
To nie oznacza zwolnień, bo osoby te muszą być do dyspozycji nowego szefostwa, kiedy to zostanie wybrane. Najprawdopodobniej stanie się to w przyszłym tygodniu.
– Ludzie chcieliby wiedzieć, na czym stoją, a nie przychodzić do pracy i kręcić się po korytarzach – mówi jeden z pracowników portalu Telewizji Polskiej, cytowany przez Wiertualnemedia.pl.
Czy w późniejszym terminie dojdzie do zwolnień, na razie nie wiadomo, ale informacje o tym, że pracowników TVP nie będą chcieli przyjmować przedstawiciele innych mediów pojawiają się dość regularnie. Ostatnio taki komunikat przekazał Piotr Witwicki, nowy szef pionu informacji i publicystyki Polsatu, który kilka tygodni temu objął tę funkcję.
"Nie będę komentował żadnych decyzji personalnych. Mogę powiedzieć tylko tyle, że interesuje mnie współpraca wyłącznie z dziennikarzami i dziennikarkami" – wymownie skomentował.
Przypominamy, że środowisko dziennikarzy odcięło się od przedstawicieli TVP, których przyjęto do pracy dzięki politycznym koneksjom (np. Michał Rachoń był rzecznikiem Prawa i Sprawiedliwości w Sopocie), a także tych, którzy łamali podstawowe zasady dziennikarskie.
W wielu mediach, również w naTemat.pl pracowników TVP nie określa się mianem dziennikarzy. Podobny wydźwięk ma wypowiedź Piotra Witwickiego, który podkreślił, że interesuje go "wyłącznie praca z dziennikarzami".
Na korytarzach niezmiennie mają trwać także rozmowy na temat ewentualnych powrotów dawnych dziennikarzy, którzy pracowali w telewizji przed przejęciem władzy przez PiS. Takie dyskusje toczą się wokół osoby Moniki Richardson. – Domysłów nie brakuje. Każdy boi się o swoją przyszłość – przekazało źródło Pudelka.
Podobne rozmowy toczą się także w regionalnych oddziałach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Tam również została wymieniona kadra dyrektorska i kierownicza po wyborach w 2015 roku.