Zasłynęli jako obstawa Kaczyńskiego, teraz mają chronić członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji – taki jest plan na ochroniarzy Grom Group. Informację przekazał jeden z członków Rady.
Reklama.
Reklama.
Informację w tej sprawie portal Wirtualnemedia.pl uzyskał oficjalnie. Przekazał ją zasiadający w KRRiT prof. Tadeusz Kowalski, który potwierdził, że za ochronę Rady ma teraz odpowiadać Grom Group. To firma, która składa się z byłych członków jednostki specjalnej GROM i od lat jest związana z politykami PiS. Jej głównym i najbardziej rozpoznawanym klientem jest Jarosław Kaczyński.
Po co Grom Group w KRRiT?
Portal Wirtualnemedia.pl podaje, że KRRiT chce wzmocnienia ochrony w obawie, że "nowa władza podejmie próbę zmian w tej instytucji bez reformy ustawowej". To z kolei wy wymagałoby podpisu prezydenta Andrzeja Dudy.
Aktualny skład KRRiT nie jest na rękę nowej władzy, bo to członkowie wybrani przez Prawo i Sprawiedliwość. Wyjątkiem jest informator portalu, czyli profesor Kowalski.
Argumentem, który miał przemawiać za wzmocnieniem ochrony przez prywatną firmę ochroniarską, miały być rzekome zamieszki i rozwiązania siłowe, do których miało dojść po sejmowych zmianach. To właśnie one miały być zdaniem przedstawicieli PiS metodą, którą przejęto władzę w spółkach.
Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości nazwali je "siłowym przejęciem", a posłanka Joanna Borowiak utrzymuje, że została poturbowana, co doprowadziło do uszczerbku na jej zdrowiu.
Jak podaje portal Wirtualnemedia.pl, "sympatyzujące z Prawem i Sprawiedliwością media określają osoby z firm ochroniarskich, które pomogły zająć gabinety szefów mediów publicznych mianem 'silnych ludzi', 'zielonych ludzików' czy 'osiłków pułkownika Sienkiewicza'" i to właśnie przed nimi mają być ochraniani przedstawiciele Rady.
Na razie nie podano, ile kosztować mają usługi Grom Group, ale nieoficjalnie wiadomo, że byli komandosi GROM się cenią. Ze sprawozdania finansowego PiS wynika, że koszt całodobowej ochrony szefa PiS wynosi od 1,6 do 2 mln zł rocznie - podawał Onet.
Apel o wzmocnienie ochrony
O tym, że do zmian w mediach dojdzie w ten czy inny sposób, wiedzieli wszyscy. Co więcej, przygotowania do tego dnia trwały od dawna, a szef KRRiT informował o konieczności wzmocnienia ochrony w budynkach telewizji, również w jej regionalnych oddziałach. To zresztą sam potwierdził.
– Rzeczywiście (...) poleciłem rozesłanie takiego pisma do spółek mediów publicznych. Wysłałem je, aby wzmóc czujność prezesów tych spółek, obawiając się bezprawnego przejmowania TVP czy Polskiego Radia. Jak mogłoby wyglądać takie przejmowanie? Nie będę wchodził w szczegóły, ale powiem tylko, że wszystko jest teraz możliwe – powiedział.
Stan likwidacji mediów publicznych. Co to oznacza?
Taka sytuacja oznacza, że "w trakcie likwidacji spółka zachowuje osobowość prawną, którą traci dopiero po zakończeniu tego procesu, z chwilą wykreślenia jej z rejestru" - tłumaczy w swoim artykule kancelaria CGO Legal. To ułatwia np. zwolnienie pracowników, ale jednocześnie spółka niespecjalnie może zatrudniać nowych. To więc nie do końca tak, że dzięki temu szykują się masowe zwolnienia.
Po co to wszystko? Jak tłumaczył sam Bartłomiej Sienkiewicz, "w obecnej sytuacji takie działanie pozwoli na zabezpieczenie dalszego funkcjonowanie tych spółek, przeprowadzenie w nich koniecznej restrukturyzacji oraz niedopuszczenie do zwolnień zatrudnionych w ww. spółkach pracowników z powodu braku finansowania. Stan likwidacji może być cofnięty w dowolnym momencie przez właściciela" – zaznaczył w wydanym komunikacie.
Decyzja o likwidacji była odpowiedzią na decyzję prezydenta Andrzeja Dudy. Ten nie zgodził się na zawarcie w nowym budżecie kwoty 3 miliardów złotych na media publiczne, które zapisał w nim poprzedni rząd Morawieckiego. Zdaniem prezydenta powodem jest "nielegalne przejęcie", do którego jego zdaniem doszło.