Ma go Wałęsa, przepada za nim Pawlak, korzystają posłanki i posłowie. Dotychczas był gdzieś w cieniu, ale z chwilą gdy wylądował w rękach prezesa Jarosława Kaczyńskiego stał się na moment czymś więcej niż tylko zwykłym gadżetem. On, tablet…
Mina Jarosława Kaczyńskiego, kiedy na mównicy sejmowej trzyma tablet i transmituje przemówienie prof. Piotra Glińskiego – bezcenna. Pod naszym artykułem o wczorajszym show prezesa większość z Was komentowała, że to było mistrzostwo, bo Kaczyński sprytnie wykiwał marszałek Sejmu Ewę Kopacz, a przy okazji zagwarantował sobie, że słowa "Kaczyński" i "iPad" jeszcze długo odmieniane będą przez wszystkie przypadki. Oczywiście nie obyło się bez kpin i żartów, bo tablet – w opinii wielu – pasuje do prezesa mniej więcej tak jak pięść do nosa.
Niezależnie od tego, występ podobał się czy nie, jedno wiadomo na pewno: niepozorny gadżet zyskał na chwilę niemałą polityczną wagę. Potwierdzają to choćby dzisiejsze słowa rzecznika PiS Adama Hofmana, który parafrazując swojego szefa wypalił na antenie Radia Zet: "Ostatnio PO słynie z obciachu. My stoimy tam, gdzie iPad, oni tam gdzie rośnie szczaw". A pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno niektórzy politycy bronili się przed tabletami rękami i nogami…
Tablet wkracza na polityczne salony
Kiedy na początku marca 2011 roku do parlamentu przywieziono 500 nowiutkich iPadów, w mediach przetoczyła się fala oburzenia, że to wydatek rzędu 1,5 mln złotych, rzecz jasna wyszarpniętych z kieszeni podatników. Posłowie zaś w większości byli zachwyceni. "Jak ja widzę, ile papieru się przewalało do tej pory, to uważam, że to bardzo dobry pomysł" – przekonywał Ryszard Kalisz. "To bardzo łatwy kontakt z wyborcami, bo można na bieżąco, w każdej chwili odebrać mail od wyborcy i odpisać na niego" – zachwalał Mariusz A. Kamiński z PiS (swoją drogą ciekawe, na ile odpisał).
Sceptyków było niewielu. "Ja już ze swoją komórką mam duże trudności. Ona ma masę różnych funkcji, z których ja umiem dwie użyć. Zadzwonić i odebrać telefon" – przyznał Stefan Niesiołowski. Z kolei poseł PSL Eugeniusz Kłopotek zadeklarował, że woli papier, a palcem po tablecie jeździć nie zamierza: "Szkoda mojego wzroku, bo czytanie projektów ustaw na tablecie to jest po prostu jedno wielkie nieporozumienie. Ja muszę mieć na papierze. To tak samo jak czytać gazetę na tablecie. Jakiś wybrany fragment, proszę bardzo, ale gazeta to jest gazeta. Jestem tradycjonalistą".
Feralne 16 tysięcy kartek
Szybko okazało się też, że nie wszyscy z miejsca staną się "mobilnymi posłami". Po kilku miesiącach Kancelaria Sejmu poinformowała, że z sejmowych tabletów korzysta 300 na 460 posłów. A nawet ci, którzy korzystają, wciąż jakby tkwią w poprzedniej papierowej epoce.
Na przykład poseł PiS Bolesław Piecha nie potrafił znaleźć na swoim iPadzie dokumentów potrzebnych do pracy, więc polecił wydrukować 400 stron dla każdego z 40 członków swojej komisji. W sumie… 16 tys. kartek. Piecha słał potem oskarżenia pod adresem szefostwa Kancelarii, że dokumentów po prostu nie zamieszczono w formie elektronicznej. W odpowiedzi usłyszał, że dane były dostępne na jego tablecie już od 23 dni…
Z kolei poseł SLD Dariusz Joński po prostu zgubił swojego iPada i potem publicznie martwił się, czy aby nie jest inwigilowany.
Z technologią za pan brat
Po drugiej stronie jest grono tych, którzy obsługę tabletu mają w małym palcu. Były wicepremier i szef PSL Waldemar Pawlak to znany miłośnik nowych technologii. Ze swoim tabletem (wyprodukowanym przez lubelską firmę Icom) nie rozstawał się nawet w studiu telewizyjnym. Na konferencji prasowej pokazywał zaś, jak wykorzystać to urządzenie jako skaner kodów kreskowych QR.
Lech Wałęsa, choć w jego przypadku też nasuwa się skojarzenie "jak pięść do nosa", również przekonał się do tabletu. Gadżet jest pomocny, bo były prezydent regularnie wrzuca zdjęcia na swojego bloga i facebookowy profil. Czasem to jego uwielbienie technologii stawało się powodem do kpin. Jak choćby wtedy, kiedy zajmował się tabletem podczas meczu na Stadionie Narodowym, albo gdy z iPadem w ręku przytulał żonę.
Wątpliwości budzi tylko to, jak parlamentarzyści rzeczywiście "pracują" na swoich tabletach. Niejednokrotnie okazywało się bowiem, że w App Store jest wiele gier i aplikacji idealnych na długie i nużące posiedzenia sejmu. Jakiś czas temu tabloidy przyłapały np. posła Macieja Wydrzyńskiego z Ruchu Palikota, który podczas pracy oglądał na Facebooku roznegliżowane modelki. Zapytany o to przez dziennikarzy, stwierdził: "Najczęściej korzystam z wyszukiwarki, poczty i kalendarza, mamy bardzo fajne aplikacje zainstalowane przez specjalistów. Na tablecie przegląd ustawy, dokumenty zajmowały bardzo dużo miejsca, a tutaj otwieram tablet i wszystko jest".
Tablet nie wystarczy
Trzeba przyznać, że Jarosław Kaczyński bardzo efektownie podsumował ten dwuletni okres aliansu polityki z technologią w Sejmie. Najlepszym komentarzem będzie tutaj jednak uwaga Michała Szułdrzyńskiego, publicysty "Rzeczpospolitej", który opisując wczorajsze wyczyny prezesa napisał: "PiS, stosując nowoczesne sztuczki wizerunkowe, dowiódł, że potrafi skutecznie konkurować. Pod warunkiem, że za parę dni Kaczyński nie przekreśli wysiłków jakąś ostrą wypowiedzią o katastrofie smoleńskiej. Bo nie wystarczy użyć podczas debaty tabletu, aby być nowoczesnym politykiem".