nt_logo

O co chodziło z wyborami kopertowymi? W tej sprawie przed komisją zeznaje Gowin

Jakub Noch

09 stycznia 2024, 14:15 · 3 minuty czytania
We wtorek 9 stycznia pierwsze przesłuchania rozpoczęła sejmowa komisja śledcza ds. afery z wyborami kopertowymi. Kluczowe zeznania złożyć ma przed nią były wicepremier w rządzie Zjednoczonej Prawicy Jarosław Gowin. Tymczasem w naTemat.pl krótko przypominamy, dlaczego działania polityków PiS z wiosny 2020 roku wzbudziły tak liczne kontrowersje.


O co chodziło z wyborami kopertowymi? W tej sprawie przed komisją zeznaje Gowin

Jakub Noch
09 stycznia 2024, 14:15 • 1 minuta czytania
We wtorek 9 stycznia pierwsze przesłuchania rozpoczęła sejmowa komisja śledcza ds. afery z wyborami kopertowymi. Kluczowe zeznania złożyć ma przed nią były wicepremier w rządzie Zjednoczonej Prawicy Jarosław Gowin. Tymczasem w naTemat.pl krótko przypominamy, dlaczego działania polityków PiS z wiosny 2020 roku wzbudziły tak liczne kontrowersje.
Jarosław Gowin zeznaje przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych, których twarzą stał się Jacek Sasin Fot. Tomasz Jastrzebowski / REPORTER

Komisja śledcza do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego - to pełna nazwa ciała, które zajmuje się wyjaśnieniem polityczno-prawnych kontrowersji, jakich główną twarzą stał się były wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.


To przede wszystkim z nim opinia publiczna kojarzy tzw. wybory kopertowe. Potoczna nazwa afery sprzed blisko czterech lat nawiązuje do formy, w jakiej rząd Zjednoczonej Prawicy chciał przeprowadzić wybór głowy państwa.

Wybory kopertowe w 2020 roku. Co planowało PiS?

Na świecie szalała wówczas pandemia COVID-19, a końca zaczęła dobiegać pierwsza kadencja Andrzeja Dudy. Ówczesna opozycja w związku z tym opowiadała się za zawarciem ponadpartyjnej zgody i przesunięciem terminu wyborów prezydenckich. Politycy Prawa i Sprawiedliwości stanęli jednak na stanowisku, iż byłoby to sprzeczne z prawem, w tym Konstytucją.

Z uporem rozpoczęli dążenia do zorganizowania głosowania zgodnie z kalendarzem wyborczym - 10 maja 2020 roku. Na początku kwietnia posłowie PiS przygotowali projekt ustawy ws. przeprowadzenia wyborów prezydenckich wyłącznie w drodze głosowania korespondencyjnego. W ciągu zaledwie jednego dnia przeprowadzono trzy czytania projektu i przyjęto ustawę głosami 230 posłów klubu PiS.

Nie mogła ona jednak zostać podpisana przez prezydenta, a tym bardziej wejść w życie przed wypowiedzeniem się Senatu. Zdominowana przez formacje demokratyczne izba wyższa parlamentu wykorzystała do ostatniego momentu czas przysługujący jej na analizę projektu wpływającego z Sejmu. Ostatecznie dopiero 5 maja senatorzy projekt odrzucili.

W międzyczasie o planach PiS zdążyła wypowiedzieć się m.in. Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE zauważyło, że jeśli wybory prezydenckie w Polsce odbyłyby się tak, jak chciałaby tego ekipa Jarosława Kaczyńskiego, nie spełniłyby wymogów, aby uznać je za demokratyczne. Podobną ocenę zgłosiły liczne autorytety prawne, a także byli prezydenci i premierzy.

7 maja Sejm odrzucił uchwałę Senatu, a dzień później plany dotyczące tzw. wyborów kopertowych trafiły na biurko prezydenta, który pośpiesznie ustawę podpisał. Wtedy było już jednak wiadomo, że walka o utrzymanie terminu wyborów 10 maja jest skazana na niepowodzenia.

"Przesasiniono" miliony na wybory, których nie było

Państwowa Komisja Wyborcza wydała komunikat o tym, iż m.in. ze względu na fakt, że nowe przepisy odebrały jej kompetencje do ustalenia wzoru i zarządzenia druku kart do głosowania, w teoretycznym dni wyborów komisje wyborcze będą zamknięte, a cisza wyborcza nie będzie obowiązywała.

10 maja skończył się więc jedynie wydaniem przez PKW uchwały o tym, iż zaistniała sytuacja jest równoznaczna z taką, w której nie byłoby żadnego kandydata ubiegającego się o prezydenturę, co zobowiązuje marszałek Sejmu do rozpisania ponownych wyborów. Ten obowiązek Elżbieta Witek wypełniła 3 czerwca, gdy zarządziła wybory prezydenckie na 28 czerwca 2020 roku - te zorganizowano już bez większych kontrowersji, przede wszystkim w formie tradycyjnej.

W międzyczasie, gdy ustawa o wyborach kopertowych nie miała podpisu prezydenta, rząd PiS przeprowadził jednak szereg działań zmierzających do organizacji głosowania korespondencyjnego.

Największe kontrowersje wzbudziły dążenia działającej z inspiracji wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina spółki Poczta Polska do uzyskania od władz samorządowych danych ze spisu wyborców (w tym numerów PESEL). Większość wójtów, burmistrzów i prezydentów miast odmówiło.

Osobnym skandalem był wyciek wzoru karty wyborczej z nazwiskami kandydatów oraz formularza do uzupełnienia danych wyborcy. Chroniony dokument jeden z niszowych kandydatów w wyborach prezydenckich - Stanisław Żółtek miał uzyskać od pracownika jednej z firm odpowiadających za pakowanie zestawów, jakie Poczta Polska miała rozesłać Polakom.

A wszystko to kosztowało miliony złotych, które poszły w błoto. Właśnie z tej historii wzięło się więc popularne określanie "przesasinić"...

Jarosław Gowin jako wicepremier sprzeciwił się wyborom kopertowym

Przeciwników organizacji tzw. wyborów kopertowych nie brakowało także obozie Zjednoczonej Prawicy. Bardzo sceptyczni wobec planów ekipy z Nowogrodzkiej byli przedstawiciele koalicyjnego Porozumienia.

Najgłośniej swój sprzeciw zgłaszał Jarosław Gowin, który w kwietniu 2020 roku, już na początku kontrowersyjnych działań rządu, złożył dymisję ze stanowiska wicepremiera i ministra szkolnictwa wyższego.

Czytaj także: https://natemat.pl/530086,jacek-sasin-stanie-przed-komisja-sledcza-wybory-kopertowe