Wiele zmienia się na rynku samochodów, ale w przypadku Peugeotów jedna rzecz (na szczęście) trzyma się mocno. To design, który przyciąga oko i wyróżnia się na tle konkurencji. A jeśli dołożymy do tego 300 KM? Dostaniemy Francuza, który kusi już nie tylko wyglądem. Chociaż momentami bywa irytujący.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W przypadku niektórych marek pewien próg mocy może być po prostu zaskakujący. Mowa oczywiście o cywilnych autach, które są dostępne w ofercie dla klientów. Tak samo miałem z Oplem Grandlandem X, który na pierwszy rzut oka nie wyzwalał większych emocji. Kiedy jednak wciskałem gaz, działo się coś, czego po Oplu w codziennej jeździe w życiu bym się nie spodziewał.
Prawda jest taka, że każda marka chce zaproponować jakiegoś... kozaka. Coś nieoczywistego, dla ludzi z większą fantazją niż tylko pragnienie jazdy z punktu A do B. Volkswagen ma na przykład T-Roca R, którego przyspieszenie potrafi wcisnąć w fotel.
A Peugeot? 3008 GT Hybrid 4 to też taki nieoczywisty, francuski rodzynek. Pisaliśmy o nim już kilka lat temu, a mój redakcyjny kolega tak się nim "zajeździł", że na koniec nie sprawdził nawet pojemności bagażnika. To chyba najlepsza recenzja frajdy, jaką może dać peugeot w podkręconej wersji.
Moje pierwsze wrażenie było jednak... dość chłodne. Pojechałem odebrać auto, zobaczyłem je i pomyślałem, że to przecież "zwykłe" 3008. W głowie cały czas miałem obiecane w broszurce 300 KM, więc spodziewałem się bardziej usportowionego nadwozia.
Nie mówię, że to wada, ale nawet mocny Peugeot sprawia wrażenie spokojnego, typowo rodzinnego SUV-a. Nie wyłowiłbym go z tłumu, chociaż jak to nowe Peugeoty – w detalach jest naprawdę dopieszczonym autem. Charakterystyczne światła oraz przód, którego nie da się pomylić z inną marką. O nazwie modelu przypominają doklejone emblematy "Hybrid 4".
Nie zabrakło trendu wziętego ze wszystkich miejskich aut ze zwiększonym prześwitem – plastikowego obicia wokół nadwozia. I tak chodząc wokół Peugeota można wyłapać trochę ciekawych wstawek, np. lśniące dwie lśniące ramki z tyłu. To akurat atrapy, które mogłyby być końcówkami wydechu.
Z peugeotami mam prostą teorię. Albo spodobają się od razu, albo ktoś odwróci głowę. I ze mną już długo jest tak, że w środku czuję się w nich pod każdym względem komfortowo. Może poza 308, gdzie nie ma dla mnie wygodnej pozycji za kierownicą (i powie to chyba każda osoba ze wzrostem powyżej 1,85 m).
W 3008 GT Hybrid 4 nie ma żadnej wizualnej rewolucji. Znajoma, spłaszczona kierownica, tym razem z literkami "GT". Sprawdzony i czytelny wirtualny kokpit, przełącznik zamiast klasycznego drążka skrzyni biegów. Może ten ekran w środkowej konsoli jest trochę za mały jak na dzisiejsze standardy, ale co kto lubi – w obsłudze nie sprawiał problemów.
W Peugeocie nie postawiono całkiem na filozofię cyfrowego świata. Są też fizyczne przyciski, co pozostaje niezawodnym rozwiązaniem do ogarnięcia niektórych funkcji w czasie jazdy. Fajnie, że Francuzi wzięli to sobie mocno do serca.
Wykończenie, jakość materiałów – wszystko zagrało na plus. Panoramiczne okno znacznie doświetla wnętrze, co spodobało mi się szczególnie w pochmurne grudniowe dni.
3008 GT Hybrid 4 ma wystarczająco miejsca dla czterech podróżnych. Z przodu i z tyłu do poziomu komfortu trudno się przyczepić. Problemem dla niektórych może być jednak bagażnik, bo w przypadku tej wersji trzeba uwzględnić spore ograniczenia.
Normalnie w 3008 mielibyśmy ponad 500 litrów przestrzeni, czyli nieźle, jak na SUV-a. Tyle że w hybrydzie plug-in pojemność kufra zmniejsza się do... 395 l. Małego schowka pod podłogą w bagażniku nie wliczam, bo tam muszą być schowane kable do ładowania. Wychodzi na to, że dostajemy duże auto, do którego niekoniecznie spakuje się cała rodzina. Trzeba by zrobić dokładne przymiarki z walizkami i np. wózkiem, ale uwzględniając potrzeby czterech pasażerów (w tym dzieci), na oko miejsca jest niewiele.
Ten bagażnik może być problemem, ale nie musi. Przypominam, że mówimy o bardzo specyficznej opcji, w której największe wrażenie miała zrobić moc. Każdy, komu powiedziałem, że ten Peugeot ma 300 KM, mówił, że sobie żartuję. Albo że to niemożliwe.
No to fakty: mamy tu spalinowy, 4-cylindrowy silnik 1.6 o mocy 200 KM. Do tego dwie jednostki elektryczne – po jednej na oś (110 KM z przodu i 113 KM z tyłu). Tylko nie sumujcie tych koni mechanicznych, to tak nie działa. Moc układu obliczono na 300 KM i trzeba uwierzyć na słowo.
Peugeot teoretycznie rozpędza się do setki w 5,9 s. Nie sprawdziłem tego, bo test przypadł na grudzień i mokrą lub zaśnieżoną nawierzchnię. Kilka razy udało się jednak wystartować z pełną mocą i dynamiki rzeczywiście nie brakowało. Nie powiedziałbym jednak, że te 300 KM przyspawało mnie do fotela. Tak naprawdę, żeby korzystać z maksymalnych osiągów, trzeba jeździć cały czas w trybie "sport" i mieć non stop doładowany akumulator. Wtedy realnie da się wykorzystać potencjał napędu.
Problem w tym, że to nie takie proste. A w wielu przypadkach – niemożliwe. Wiecie, ile przejechałem w trybie elektrycznym od 100 proc. do rozładowania akumulatora? Nieco powyżej 30 kilometrów. Co prawda było zimno, zerowałem pojemność już na fragmencie ekspresówki, ale nieco się rozczarowałem.
Podobno realny wynik to ponad 40 km, ale musiałbym sam to sprawdzić i nastawić się raczej na mocny tryb "eko" z użyciem pedału gazu. W każdym razie, jeśli chcecie jeździć "pod prądem", jesteście skazani na częste podpinanie i wyciąganie wtyczki.
Przy jeździe z doładowanym akumulatorem wszystko wygląda kolorowo. Zużycie benzyny w opcji "elektrycznej" wynosi dokładnie... 0 litrów. W ustawieniu hybrydowym będzie to 1-3 l. Kiedy jednak energia wyczerpie się, wtedy albo jedziecie do ładowarki, albo polegacie wyłącznie na jednostce spalinowej. To jednak potrafi zaboleć.
Zimowe warunki, prawie 1,9 t masy, wyzerowany akumulator – to mi dało spalanie w mieście na poziomie 10 litrów. Na ekspresówce miałem z kolei 7,5-8 l. Na autostradzie wracamy do 10 l.
I jeden przykład z trasy: Wyjechałem z zakorkowanej Warszawy, potem ponad 150 km ekspresówką i dobiłem do 200 km łącznie z drogami krajowymi. Przy bardzo normalnej, przepisowej jeździe komputer pokazał mi średnie zużycie 8,6 l. Łącznie swój test zamknąłem na 780 km ze spalaniem 8,1 l.
Nie będę rozstrzygał, czy to dużo. Faktem jest, że jeśli nie wyrobicie sobie nawyku ładowania 3008, nie ma mowy o oszczędnościach. To zresztą dotyczy każdej hybrydy ładowanej z kabla.
No ale co z tą mocą? Mówimy o spalaniu, a przecież wiadomo, że jak jest więcej koni i nastawienie na osiągi, to i zużycie nie będzie pieścić portfela. Mógłbym tak do tego podejść, ale 3008 GT Hybrid 4 w żadnym wypadku nie jest sportowym samochodem. To dynamiczny, czuły na gaz SUV, ale jego charakter jest daleki od zrywania asfaltu. Dlatego i do spalania trzeba podejść bardziej przyziemnie, licząc każdą złotówkę wydaną na paliwo.
Żeby precyzyjniej wam to wyjaśnić – 300 KM w tym Peugeocie daje nieco inne odczucia niż przejażdżka czymś naprawdę brutalnie szybkim. Hybrydowy układ zestrojono tak, by czerpać z niego radość, ale nie przy biciu osiągów. Przyda się przy sprawnym wyprzedzaniu, szybkim starcie. Nawet czasami da trochę uśmiechu, kiedy spontanicznie dociśniecie go na przykład od 0 do 100 km/h. Po chwili Peugeot może być jednak znowu grzecznym i spokojnym SUV-em.
Już kilka dni po tym teście pomyślałem, że to jednak bardzo wszechstronne auto. Z możliwością włączenia napędu na cztery koła, komfortowym zawieszeniem i czułym układem kierowniczym. W tej wersji świetnie wyposażone, takie z dbałością o wszystkich pasażerów. Tylko ta cena...
Ja wiem, że rynek się zmienia. Samochody są drogie, a za Volkswagena Polo płaci się już ponad 100 tys. zł w podstawie. Ale 3008 GT Hybrid 4 kosztuje minimum 246 650 zł. To wyjściowa cena, bo przecież opcjonalne dodatki to kolejny wydatek. Do sufitu został więc jeszcze kawałek.
Dla porównania zwykły, benzynowy 3008 o mocy 130 KM, również w bogatej wersji wyposażenia "GT", kosztuje niecałe 180 tys. zł. Albo zwykła hybryda – niecałe 190 tys. zł. Przy wyborze byłaby to dla mnie kolosalna różnica.
300-konny Peugeot 3008 mimo wszystko zrobił na mnie wrażenie. Wykorzystałem go bardzo praktycznie, jeździłem dużo, w różnych warunkach. I często łapałem się na tym, że korzystam z mocy, której nie dałyby mi słabsze wersje. To rzeczywiście dało się odczuć.
Ale będąc uczciwym, ta formułka o 300 KM działa bardziej na wyobraźnię niż sprawdza się w praktyce. Prawie miesiąc po tym teście zostałem z wrażeniem, że jeździłem po prostu dynamicznym autem. Skutecznym w różnych warunkach, ale na pewno bez sportowego zacięcia. Jeśli takich emocji spodziewacie się po tym samochodzie, musicie szukać czegoś innego. Z kolei jako "zabawka" dla klientów wiernych marce może być strzałem w dziesiątkę. Tylko trzeba słono dopłacić.
Więcej relacji zza kierownicy innych ciekawych aut znajdziesz na moich profilach Szerokim Łukiem na Facebooku oraz Instagramie.