Janusz Majewski odszedł 10 stycznia 2024 roku. Legendarny polski reżyser w swojej bogatej filmografii ma tytuły w niemal każdym gatunku filmowym. Do jego zasług należy również odkrycie talentu Marka Kondrata. Znanym faktem jest, iż Majewski przyjaźnił się z Romanem Polańskim, jednak nie wszyscy wiedzą, że późniejsze legendy kina na studiach... spały w jednym łóżku.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Janusz Majewski miał być architektem, ale został legendą polskiego kina. Na studiach przyjaźnił się z Polańskim
Janusz Majewski urodził się 5 sierpnia 1931 roku we Lwowie. Początkowo marzył o studiowaniu fotografii, jednak coś (a raczej ktoś) stanęło mu na przeszkodzie. – Rodzice chcieli mi wybić z głowy zawód filmowy i wcale się im nie dziwię, bo wtedy w Polsce robiono może cztery czy pięć filmów rocznie, gdzie ja bym się dobił do tego – opowiadał po latach w rozmowie z TVP.
Majewski zaczął studiować architekturę na Politechnice Krakowskiej, którą ukończył w 1955 roku. Nie był to jednak koniec jego edukacji wyższej – później studiował jeszcze na wydziale operatorskim oraz reżyserskim na Łódzkiej Filmówce. Zadebiutował wówczas krótkometrażowym filmem "Rondo" (1958), w którym zagrali Sławomir Mrożek oraz Stefan Szlachtycz.
Podczas studiów poznał inną legendę polskiego kina, czyli Romana Polańskiego. –Poznaliśmy się w Krakowie, ale dopiero w szkole bliżej. Przez pewien czas mieszkaliśmy nawet w jednym pokoju. On wynajmował go w dużym przedwojennym mieszkaniu w Łodzi – relacjonował Majewski we wspomnianym wcześniej wywiadzie.
Panowie spali nawet w jednym łóżku, które dla żartu na środku rozdzielali zwiniętą kołdrą "na wszelki wypadek".
– W pokoju była też szafa. Romek, spodziewając się, że wkrótce wrócę z zajęć, właził na nią, żeby z niej na mnie skoczyć, gdy wejdę, i wbić mi zęby w szyję jak wampir. Za pierwszym razem mnie przestraszył, potem, ponieważ zrobił tak co najmniej kilkanaście razy, śmialiśmy się z tego. To był taki żart z żartu – cytuje Majewskiego "Gazeta Wyborcza".
Majewski ujawnił również, że nagradzany reżyser jako młody mężczyzna mierzył się z kompleksami.
– (...) przez długie lata wyglądał jak chłopiec, a w szkole to nawet jak gimnazjalista, albo jeszcze młodziej. To było źródłem jego strasznych kompleksów. Wobec czego całą energię życiową zużywał na to, żeby udowodnić, że nie jest wcale małym chłopcem, tylko dorosłym mężczyzną i w dodatku jeszcze z nieprzeciętnym talentem. Żartowaliśmy, że można by było go wziąć, przystawić do ściany i głową by dziurę wywiercił, siłą swojej energii – mówił we wspomnianym wywiadzie udzielonym TVP.
Zdradził także, iż Polański bardzo lubił "brylować w każdym towarzystwie". – Czasem prowadziło to do zabawnych sytuacji. Kiedyś w kawiarni zaczął opowiadać, jak się pilotuje samolot odrzutowy, tak jakby kiedyś był pilotem. Jakiś pan, który siedział z boku, wtrącił się i zrobił mu jakąś uwagę – kontynuował opowieść o Polańskim zmarły niedawno reżyser.
– Romek na to odpowiedział, że nie ma racji i on to wie na pewno. Okazało się, że tamten był rzeczywiście pilotem. Jego wola przebicia się przez każdą przeszkodę zaprocentowała i najlepszy dowód, do czego doszedł – dodał.
Kino Janusza Majewskiego
Miłość Janusza Majewskiego do kina zaczęła się przez literaturę oraz... pewną bajkę Disneya. – (...) dostałem projektorek i pojawiły się inspiracje, ponieważ byłem pod wielkim wrażeniem filmu 'Królewna Śnieżka'. To był pierwszy wielki animowany film, a nie tylko krótka kreskówka – opowiadał reżyser w rozmowie z Adamem Cissowskim z Telewizji Polskiej.
Jeśli chodzi o jego styl, Majewski sam siebie określa mianem "formalisty". – Interesują mnie możliwości, jakie dają obraz i dźwięk, połączone z montażem. Ale ważne jest też to, co się pokazuje – wyjaśniał na łamach Onetu, tłumacząc, że czuje potrzebę "zrobienia takiego spektaklu dla widza".
– Nie interesowała mnie rola filmu jako medium do przekazywania jakichś idei czy działania w sferze polityki, czy kwestie społeczne – stwierdził z kolei podczas wywiadu z Cissowskim. Być może dlatego filmoznawczyni Joanna Wojnicka zaliczyła jego twórczość do "eskapistycznego nurtu w kinematografii polskiej". Choć "eskapizm" często służy do dewaluacji czyjejś sztuki, Wojnicka doceniała Majewskiego jako sprawnego adaptatora dzieł literackich.
"Majewski jest reżyserem świadomym konwencji literackich i nierzadko (choć nie zawsze) proponuje widzom zabawę filmową, która polega na częściowym odsłanianiu literackiego, a więc sztucznego (w tym przypadku także konwencjonalnego) sposobu istnienia stworzonego przez siebie kinowego świata" – pisała.
Inny polski filmoznawca Piotr Kletowski uważa natomiast, że w hiperrealistycznym kinie Majewskiego można dopatrywać się zbieżności z kinem moralnego niepokoju, którego reprezentantami byli m.in. Andrzej Wajda oraz Krzysztof Kieślowski.
Czymś, co jest charakterystyczne dla Majewskiego, jest z pewnością również różnorodność gatunkowa.
– Nie dałem się rzeczywiście nigdy zaszufladkować. 'Lokis' można zakwalifikować jako horror, ale w gruncie rzeczy chodziło mi o coś więcej – o coś, co jest schowane pod spodem, pod tą formą dreszczowca. W tamtym przypadku było to cierpienie bohatera wpędzanego w chorobę. W 'Czarnym Mercedesie' jest tak samo. Niby kryminał, a wychodzi na to, że jest to film o miłości – powiedział reżyser Pawłowi Piotrowiczowi z Onetu.
Majewskiemu bynajmniej nie chodziło jedynie o zabawienie publiczności. – Szukałem takich tematów, które dają materiał do tego, co nazywam spektaklem filmowym. To coś takiego, na co ludzie będą patrzyli, co wywoła określone reakcje i zostawi jakąś refleksję, wartość, z którą wyjdą z kina i będzie ona trwała, a nie ulotna – tłumaczył w rozmowie z TVP.
– Wszystkie filmy fabularne, bez względu na ich jakość, opowiadają o człowieku. Pokazują istotę ludzką w różnym świetle, w różnych sytuacjach, z różnymi stronami duszy – czasem bardziej wnikliwie, innym razem powierzchownie, ale są jednak odbiciem autentycznego życia – stwierdził na łamach Onetu.
Chociaż kino było największą pasją Majewskiego, to niejedyną. Reżyser jest autorem kilku książek, m.in. takich tytułów, jak: "Maleńka", "Ekshibicjonista. Opowiadania nie tylko erotyczne" oraz "Mała matura".
Majewski kolekcjonował również nietypowe laski oraz przez jakiś czas próbował się nauczyć grać na instrumentach. – To są bolesne tematy, ponieważ nie wytrwałem i nie opanowałem trąbki, głównie dlatego, że to strasznie trudny instrument i wszelkie próby ćwiczenia przeszkadzają otoczeniu – zdradził Cissowskiemu.
– (...) jak próbowałem na wsi na Mazurach i wyszedłem w pole, to okoliczne psy wyły, jak słyszały, że trąbię (...) – dodał. Z grą na fortepianie podobno też mu nie wyszło.
"C.K. Dezerterzy" i inne największe dzieła reżysera
Majewski zadebiutował w 1966 roku nagrodzoną komedią "Sublokator". Za przełomowy film w jego karierze uważa się jednak "Zaklęte rewiry" (1975).
– Ten film był w pewnym sensie punktem, w którym doszedłem już do takich umiejętności, które pozwoliły mi go zrobić tak, jak zrobiłem. Nie mówiąc o tym, że jeszcze doszedł do tego fakt koprodukcji i spotkanie ze znakomitym operatorem Mirkiem Ondříčkiem, który był mistrzem swojego zawodu – opowiadał o nim po latach Majewski podczas wywiadu z Telewizją Polską.
Dramat uznaje się również za przełomowy w karierze Marka Kondrata, który później zagrał w jeszcze wielu filmach Majewskiego. Ostatecznie dwóch mężczyzn połączyły nie tylko stosunki zawodowe, ale również przyjaźń na gruncie prywatnym.
Jednym z najsłynniejszych filmów Majewskiego są "C.K. Dezerterzy" na podstawie powieści Kazimierza Sejdy. Reżyser przyznał, że miał nadzieję, że komedia stanie się hitem, ale nie podejrzewał, że aż takim.
– Przyjmowano go tak dobrze z wielu powodów, także dlatego, że mimowolnie stał się parodią ówczesnego wojska, kojarzonego z Wojskową Radą Ocalenia Narodowego, tak zwaną WRON-ą. Ludzie odebrali to jako satyrę na polską armię, ale to nie było zamierzone – wyjaśnił w rozmowie z Cissowskim.
Do innych słynnych tytułów Majewskiego należą "Zazdrość i medycyna", "Lekcja martwego języka" czy serial "Królowa Bona". Ostatni film Majewskiego, czyli "Czarny Mercedes" z Marią Dębską, Arturem Żmijewskim i Andrzejem Sewerynem, nie powtórzył jednak sukcesu większości jego tytułów.
"Nieudany mariaż kryminału i romansu w okupacyjnej scenografii retro, ciekawe kwestie ograniczono do roli tła. Staroświeckie, seksistowskie kino, bez suspensu", "Ten film powstał chyba tylko po to, by Majewski mógł się spotkać na planie ze znajomymi", "Zabawny Seweryn, a reszta z klisz i nonsensów. Kryminał totalnie bez polotu. Klimatyczny tylko momentami" – można przeczytać w opiniach krytyków na Filmwebie.
Zdaniem samego reżysera w ogólnym rozrachunku dziś znacznie prościej nakręcić film niż kiedyś.
– Powiedziałbym, że łatwiej jeżeli chodzi o rzemiosło. Kiedyś same światła ustawiano często godzinami, poza tym brakowało taśmy filmowej, która była towarem dewizowym. Musieliśmy w związku z tym bardzo oszczędnie robić duble – dwa, góra trzy. A potem był jeszcze nerwowy moment, kiedy czekaliśmy na wywołanie tego w laboratorium – tłumaczył Piotrowiczowi.
"Z ogromnym smutkiem informujemy, że dziś w nocy zmarł Janusz Majewski. Jeden z najbardziej znanych, cenionych i popularnych polskich reżyserów filmowych. Mistrz kina gatunkowego, scenarzysta, pisarz, wykładowca akademicki" – przekazano we wpisie zamieszczonym w mediach społecznościowych Stowarzyszenia.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.