Donald Tusk udzielił w piątkowy wieczór wywiadu równolegle dla trzech stacji – TVN24, Polsat News i TVP Info. Wydarzenie odbiło się szerokim echem w obozie Prawa i Sprawiedliwości, a szczególną uwagę opozycji zwróciło jedno konkretne pytanie zadanie przez dziennikarza.
Reklama.
Reklama.
"Czy ma pan na ten problem jakiś plan?"
Był to pierwszy powyborczy wywiad Donalda Tuska. Wcześniej premier rozmawiał z dziennikarzami głównie na konferencjach prasowych. Rozmowę emitowaną na antenach największych stacji telewizyjnych poprowadzili: Anita Werner (TVN24), Piotr Witwicki (Polsat News) i Marek Czyż (TVP Info).
To właśnie ten ostatni zadał pytanie, które wzburzyło polityków opozycji. – Pojednać, w tym znaczeniu, w którym pan mówił w kampanii, musi się 7 milionów ludzi z 12. Ciekaw jestem, jaki pan ma na to plan. Widział pan obrazy na ulicach Warszawy wczoraj, słyszał pan, nie będę cytował, myślę, że pan doskonale zapisał w pamięci cytaty także o sobie – rozpoczął zadawanie pytania Marek Czyż.
Następnie dziennikarz dodał. – Te siedem milionów ludzi nie znikną. Czy ma pan na ten problem jakiś plan? – zapytał.
Premier odpowiedział stanowczo. – Jestem przekonany, że ten proces pojednania przede wszystkim powinien dotyczyć zwykłego ludzkiego życia w Polsce. Bo to życie zwykłych ludzi staje się nieznośne, kiedy jest taki poziom agresji i niechęci – stwierdził Donald Tusk.
– Politycy nie muszą się jednać. Politycy, gdy sprawują urzędy, muszą współpracować dla dobra państwa. Jeśli są w parlamencie, mogą się spierać, konkurować, nie muszą się kochać. Najważniejsze, żeby polityka nie rujnowała relacji między zwykłymi ludźmi – dodał szef rządu.
Politycy PiS grzmią w sieci
Pytanie dziennikarza Telewizji Polskiej (a konkretnie jego końcówka) spotkało się z natychmiastową odpowiedzią obozu Prawa i Sprawiedliwości. Słowa krytyki przedstawili w mediach społecznościowych.
"'Te siedem milionów ludzi nie zniknie. Czy ma pan na ten problem jakiś plan?' Podejmijcie uchwałę na mocy, której wydalicie nas wszystkich z kraju. Po co się będziecie męczyć mentalni komuniści?" – napisał w serwisie X Mariusz Kałużny.
"Bezczelne pytanie! Skrajnie żenujące! Żałosne!" – uważa poseł PiSSylwester Tułajew.
"Panie Czyż, to są Polacy, którzy mają prawo do swoich poglądów. Problemem jest to, że Pan nie rozumiesz demokracji!" – dodał Radosław Fogiel.
Marsz PiS w rozbieżnych liczbach
W czwartek, 11 stycznia w Warszawie odbył się marsz Prawa i Sprawiedliwości, który był wyrazem poparcia dla m.in. Mariusza Kamińskiego oraz Macieja Wąsika. Organizatorzy przekonywali, że może na nim być nawet 200 tys. demonstrantów. Nie ma jednak żadnego potwierdzenia służb w tej kwestii. W wydarzeniu brało udział wielu polityków PiS, w tym prezes Jarosław Kaczyński.
– Według szacunków z kamer monitoringu udział w "Marszu Wolnych Polaków" bierze ok. 35 tysięcy osób – przekazał jeszcze w czwartek telewizji Polsat News warszawski ratusz. Do Warszawy miało przyjechać 405 autokarów.
Z kolei rzecznik PiS Rafał Bochenek podczas przemówienia powiedział, że zgromadziło się "prawie 200 tys. ludzi przed polskim parlamentem, a kolejne kilkadziesiąt tysięcy ludzi dojeżdża do nas i będzie powoli gromadziło się również przed KPRM".
Jeszcze bardziej "popłynął" prawicowy publicysta Tomasz Sakiewicz, którego telewizja Republika szeroko relacjonowała wydarzenie PiS. "Nieoficjalnie według wstępnych wyliczeń służb, na demonstracji było około 500 tys. ludzi" – napisał w serwisie X.