Reklama.
Najbliższy weekend ma być wreszcie ciepły. Niektórzy przewidują nawet 20 stopni na plusie. Puszcza Kampinoska na północy Warszawy to miejsce, które często wybierają spacerowicze, rowerzyści, miłośnicy jazdy konnej. W tym spokojnym miejscu przestało być sielankowo.
Kilka dni temu Radio Dla Ciebie poinformowało, że słuchacze odwiedzający Puszczę Kampinoską natknęli się na rozwieszone między drzewami na wysokości głowy stalowe linki i głębokie "wilcze doły". Czemu mają służyć? Rzecz jasna walce z czterokołowcami, którzy nielegalnie jeżdżą po Kampinoskim Parku Narodowym. Metoda kontrowersyjna, żeby napisać delikatnie. Przez taką metodę walki z nielegalnym "rozjeżdżaniem" rezerwatu można quadowca czy rowerzystę okaleczyć, albo pozbawić życia.
Cytując przepisy Kodeksu wykroczeń, w parkach narodowych zabrania się "ruchu pojazdów poza drogami publicznymi oraz poza drogami położonymi na nieruchomościach będących w trwałym zarządzie parku narodowego". Problem w tym, że nie od dziś część posiadaczy motocykli i quadów nie stosuje się do tej zasady. Kończy się zima, więc wsiadają na swoje maszyny, a potem rozjeżdżają pola uprawne i lasy.
Miłość do surfowania, czyli jak to się robi na asfalcie
Miłość do surfowania, czyli jak to się robi na asfalcie
Rok temu tylko w długi majowy weekend strażnicy kampinoskiego parku ukarali mandatami 225 takich osób. Skarżą się na nich leśnicy i rolnicy, ale wciąż nikt nie znalazł skutecznego sposobu na ukrócenie nielegalnych rajdów po parkach.
Niestety pojawiają się sygnały, takie jak ten z Puszczy Kampinoskiej, że niezadowoleni przeciwnicy nielegalnej jazdy chwytają się bardzo niebezpiecznych narzędzi. - Na pewno nie jest rozwiązaniem próba zrobienia komuś krzywdy. Czasem może się to skończyć wypadkiem śmiertelnym. To się tak wydaje, że quadowiec ubrany jest w kask i ochraniacze. Jeśli linka trafi na szyję, może dojść do trwałego kalectwa albo urwania głowy. To jest rozwiązanie typu: sąsiad przejechał kurę, pójdę z siekierą i odetnę mu głowę - mówi nam Jacek Bujański, członek Komisji Sportu Motocyklowego przy Polskim Związku Motorowym.
Zobacz też: Rowerowy sezon. Start!
Co gorsza, stalowe linki i "wilcze doły" mogą zaszkodzić nie tylko quadowcom, którzy bezprawnie jeżdżą po parku, ale też Bogu ducha winnym rowerzystom, którzy legalnie poruszają się po tym terenie. Można sobie wyobrazić, że w niedzielne popołudnie rodzina wybierze się na rowerową przejażdżkę szlakami parku i któryś z rowerzystów nieszczęśliwie wjedzie w taką linkę. Używając retoryki Bujańskiego, to sytuacja typu: sąsiad przejechał kurę, pójdę z siekierą i odetnę innemu sąsiadowi głowę.
- My z tymi pułapkami nie mamy nic wspólnego. Na pewno jest tak, że mogą ucierpieć niewinni rowerzyści. Dla nich konsekwencje spotkania z linką mogą być bardzo bolesne, jak również bolesne mogą być konsekwencje samego spotkania z quadem. Quadowcy często spychają rowerzystów, przejeżdżają przed nimi - mówi Magdalena Kamińska, rzecznik Kampinoskiego Parku Narodowego.
Na wybrykach "nielegalnych" quadowców cierpią też ci, którzy jeżdżą legalnie po przeznaczonych do tego terenach. Niestety w Polsce takich ciągle jest za mało. - Trzeba pozyskiwać tereny do legalnej jazdy. Sami ekolodzy mówią, że za granicą takie sprawy są regulowane. Jest obowiązek utworzenia specjalnych szlaków. Tam ludzie mają się wyżyć i zostawić pieniądze. Wielokrotnie brałem udział w imprezach rajdowych na polskich poligonach, gdzie wpisowe za 1500 kilometrowy rajd zawoziłem do Drezna - stwierdza Bujański. Dodaje też, że pod liniami wysokiego napięcia jest bardzo dużo miejsca, by stworzyć trasy dla quadowców. Nikt się jednak do tego nie kwapi.