Na terenie Puszczy Kampinoskiej ktoś między drzewami porozwieszał stalowe linki, które prawdopodobnie mają być bronią na nielegalnie jeżdżących tam motocyklistów i quadowców. - Taka metoda może kosztować życie - mówi naTemat Dorota Lechowicz-Gustab, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców.
Najbliższy weekend ma być wreszcie ciepły. Niektórzy przewidują nawet 20 stopni na plusie. Puszcza Kampinoska na północy Warszawy to miejsce, które często wybierają spacerowicze, rowerzyści, miłośnicy jazdy konnej. W tym spokojnym miejscu przestało być sielankowo.
Kilka dni temu Radio Dla Ciebie poinformowało, że słuchacze odwiedzający Puszczę Kampinoską natknęli się na rozwieszone między drzewami na wysokości głowy stalowe linki i głębokie "wilcze doły". Czemu mają służyć? Rzecz jasna walce z czterokołowcami, którzy nielegalnie jeżdżą po Kampinoskim Parku Narodowym. Metoda kontrowersyjna, żeby napisać delikatnie. Przez taką metodę walki z nielegalnym "rozjeżdżaniem" rezerwatu można quadowca czy rowerzystę okaleczyć, albo pozbawić życia.
Cytując przepisy Kodeksu wykroczeń, w parkach narodowych zabrania się "ruchu pojazdów poza drogami publicznymi oraz poza drogami położonymi na nieruchomościach będących w trwałym zarządzie parku narodowego". Problem w tym, że nie od dziś część posiadaczy motocykli i quadów nie stosuje się do tej zasady. Kończy się zima, więc wsiadają na swoje maszyny, a potem rozjeżdżają pola uprawne i lasy.
Miłość do surfowania, czyli jak to się robi na asfalcie
Rok temu tylko w długi majowy weekend strażnicy kampinoskiego parku ukarali mandatami 225 takich osób. Skarżą się na nich leśnicy i rolnicy, ale wciąż nikt nie znalazł skutecznego sposobu na ukrócenie nielegalnych rajdów po parkach.
Niestety pojawiają się sygnały, takie jak ten z Puszczy Kampinoskiej, że niezadowoleni przeciwnicy nielegalnej jazdy chwytają się bardzo niebezpiecznych narzędzi. - Na pewno nie jest rozwiązaniem próba zrobienia komuś krzywdy. Czasem może się to skończyć wypadkiem śmiertelnym. To się tak wydaje, że quadowiec ubrany jest w kask i ochraniacze. Jeśli linka trafi na szyję, może dojść do trwałego kalectwa albo urwania głowy. To jest rozwiązanie typu: sąsiad przejechał kurę, pójdę z siekierą i odetnę mu głowę - mówi nam Jacek Bujański, członek Komisji Sportu Motocyklowego przy Polskim Związku Motorowym.
Co gorsza, stalowe linki i "wilcze doły" mogą zaszkodzić nie tylko quadowcom, którzy bezprawnie jeżdżą po parku, ale też Bogu ducha winnym rowerzystom, którzy legalnie poruszają się po tym terenie. Można sobie wyobrazić, że w niedzielne popołudnie rodzina wybierze się na rowerową przejażdżkę szlakami parku i któryś z rowerzystów nieszczęśliwie wjedzie w taką linkę. Używając retoryki Bujańskiego, to sytuacja typu: sąsiad przejechał kurę, pójdę z siekierą i odetnę innemu sąsiadowi głowę.
- My z tymi pułapkami nie mamy nic wspólnego. Na pewno jest tak, że mogą ucierpieć niewinni rowerzyści. Dla nich konsekwencje spotkania z linką mogą być bardzo bolesne, jak również bolesne mogą być konsekwencje samego spotkania z quadem. Quadowcy często spychają rowerzystów, przejeżdżają przed nimi - mówi Magdalena Kamińska, rzecznik Kampinoskiego Parku Narodowego.
Na wybrykach "nielegalnych" quadowców cierpią też ci, którzy jeżdżą legalnie po przeznaczonych do tego terenach. Niestety w Polsce takich ciągle jest za mało. - Trzeba pozyskiwać tereny do legalnej jazdy. Sami ekolodzy mówią, że za granicą takie sprawy są regulowane. Jest obowiązek utworzenia specjalnych szlaków. Tam ludzie mają się wyżyć i zostawić pieniądze. Wielokrotnie brałem udział w imprezach rajdowych na polskich poligonach, gdzie wpisowe za 1500 kilometrowy rajd zawoziłem do Drezna - stwierdza Bujański. Dodaje też, że pod liniami wysokiego napięcia jest bardzo dużo miejsca, by stworzyć trasy dla quadowców. Nikt się jednak do tego nie kwapi.