Wielu osobom, kiedy myślą o filmach sprzed dwudziestu lat, wciąż wyświetlają się produkcje z lat 80. (sprawdzone wśród znajomych). Tymczasem tytuły, które powstały dwie dekady temu, to te... z początku lat dwutysięcznych (tak, ja też poczułam się staro). Oto niektóre z nich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na przykładzie animacji świetnie widać upływający czas. Grafika, która niegdyś nas zachwycała, teraz wygląda gorzej niż przeciętna tania reklama. Nie zmienia to faktu, że "Shreka 2" i tak warto sobie powtórzyć – szczególnie jeśli ostatni raz widzieliśmy go jako dzieci.
Zdaniem niektórych to bowiem najlepsza część serii (to zresztą pierwszy sequel w historii, który był nominowany do Oscara w kategorii Najlepsza animacja). Jako dzieci tego nie rozumieliśmy, ale filmy o zielonym ogrze to postmodernistyczne perełki, w których aż roi się od popkulturowych nawiązań.
Wesele, reż. Wojciech Smarzowski (2004)
Wojciech Smarzowski przed "Weselem" nakręcił jeszcze trwającą niewiele ponad godzinę "Małżowinę", jednak to właśnie jego drugi film o małomiasteczkowej imprezie zrobił z niego specjalistę od polskiej mentalności, a jego nazwisko zaczęło być kojarzone z depresyjnymi produkcjami o rodakach.
"Prawica lubi słowo 'antypolskie' i ten film w tej kategorii się mieści. Na całe szczęście, bo 'Wesele' Wojciecha Smarzowskiego z 2021 roku jest upadkiem narodowych mitów, niewygodnym przypomnieniem polskich zbrodni (jak mówi na ekranie młody Antek: "Pamięć jest straszna, ale bez pamięci nie da się żyć") i czerwonym światłem dla współczesnych" – przeczytacie w jej tekście.
Piła, reż. James Wan (2004)
Dziś nie ma fana horroru, który nie kojarzy Jamesa Wana, uznawanego za jednego ze współczesnych mistrzów gatunku. Zanim jednak nazwisko pochodzącego z Malezji reżysera zostało skojarzone z takimi franczyzami jak "Naznaczony" czy "Obecność", była "Piła".
Chociaż kontynuacje oryginalnego filmu skręciły w stronę brutalnego gore, pierwsza część wyreżyserowana przez Wana skupiała się bardziej na ofiarach i następstwach ich działań. Niskobudżetowa "Piła" odmieniła oblicze współczesnego horroru oraz spopularyzowała escape roomy.
Van Helsing, reż. Stephen Sommers (2004)
W telewizji puszczano kiedyś ten film niezmordowanie. "Van Helsing" być może nie jest kinem wysokich lotów, ale wiele osób zna go na pamięć i uwielbia. I ja się nie dziwię, bo to mimo wszystko niezwykle klimatyczna produkcja.
Horror przygodowy Stephena Sommersa ("Mumia", "G.I. Joe: Czas Kobry") to mimo wszystko także pomysłowa reinterpretacja "Draculi" Brama Stokera, której głównym bohaterem jest tytułowy pogromca wampirów (w tej roli niezapomniany Hugh Jackman).
Nigdy w życiu, reż. Ryszard Zatorski (2004)
Tak jak od ponad dekady w kinie królują filmy superbohaterskie, wczesne lata dwutysięczne należały do komedii romantycznych i ten szał nie ominął także Polski, wszak to produkcje dość tanie do realizacji.
Wśród morza złych i naprawdę złych komedii perełką, do której można wracać po latach, jest "Nigdy w życiu" na podstawie kultowej już powieści Katarzyny Grocholi. Przygotujcie się, że nawet powtórny seans filmu może wymagać od was pudełka chusteczek!
Kill Bill 2, reż. Quentin Tarantino (2004)
Quentin Tarantino pracuje nad swoim dziesiątym i podobno ostatnim filmem. Dekadę temu dał nam jednak jedne z ciekawszych dzieł w gatunku kina sensacyjnego, czyli dylogię "Kill Bill". W 2004 roku premierę miała druga część.
Akcyjniaki z Umą Thurman w roli bezlitosnej mścicielki inspirowane były kultowymi filmami exploitation z lat 70., a ostatecznie bezpiecznie można chyba stwierdzić, że same doczekały się takiego statusu. Kontrowersję po latach wywołuje fakt, że Tarantino m.in. zmusił Thurman do zagrania ryzykownej sceny, przez co aktorka niemal pożegnała się z życiem.
Harry Potter i więzień Azkabanu, reż. Alfonso Cuarón (2004)
Serii "Harry Potter" zarzuca się, że przez innego reżysera do niemal każdej części seria nie jest ona spójna, chociażby wizualnie. Poszczególne części zbierały więc mieszane opinie od krytyków, jednak jedną z najwyżej ocenianych jest "Harry Potter i więzień Azkabanu".
Trudno się dziwić, bo za kamerą trzeciej części stał nie kto inny, jak Alfonso Cuarón, zdobywca Oscara za dramat "Roma". Trzeba też przyznać, że trzeci tom przygód nastoletniego czarodzieja jest także po prostu interesujący fabularnie m.in. przez pojawienie się Syriusza Blacka oraz przedstawienie dementorów.
Za wszelką cenę, reż. Clint Eastwood (2004)
Clint Eastwood pomimo 90-tki na karku wciąż niestrudzenie kręci filmy (w 2024 roku premierę ma mieć thriller "Juror #2"). Chociaż jego ostatnie produkcje nie są najwyżej oceniane, to wciąż reżyser, który na swoim koncie więcej ma dobrych niż złych tytułów.
Dwie dekady temu Eastwood nakręcił jeden ze swoich najlepszych filmów, czyli "Za wszelką cenę". Dramat sportowy z Hilary Swank, Morganem Freemanem i samym reżyserem w jednej z głównych ról zasłużenie został obsypany nagrodami, w tym czterema Oscarami i dwoma Złotymi Globami.
Wredne dziewczyny, reż. Mark Waters (2004)
"Wredne dziewczyny" w tym roku zaliczyły comeback w postaci musicalu, w którym w rolach głównych wystąpiły Reneé Rapp ("Życie seksualne studentek") oraz Angourie Rice ("Mare z Easttown"). Póki co produkcja zbiera entuzjastyczne recenzje – być może dlatego, że i tym razem za scenariusz odpowiadała Tina Fey.
Aż trudno uwierzyć, że oryginalny film miał premierę aż dwadzieścia lat temu. Wtedy w kultowe już role Reginy George i Cady Heron wcieliły się Rachel McAdams i Lindsay Lohan. Tym, co sprawiło, że "Wredne dziewczyny" nie zginęły w morzu podobnych produkcji dla nastolatków, było specyficzne poczucie humoru, samoświadomość gatunku oraz rewelacyjnie napisane dialogi.
Pamiętnik, reż. Nick Cassavetes (2004)
Chyba nikt nie odważy się sprzeciwić, jeśli powiem, że "Pamiętnik" ze spokojem można postawić na półce obok takich klasycznych melodramatów jak "Titanic", "Dirty Dancing" czy "Pearl Harbor". To właśnie dzięki temu filmowi kobiety pokochały Ryana Goslinga, a Rachel McAdams przeszła do historii, bo w tym samym roku wcieliła się w Allie oraz we wspomnianą wcześniej Reginę George.
Melodramat w reżyserii Nicka Cassavetesa ("Bez mojej zgody", "Inna kobieta") jest adaptacją powieści Nicholasa Sparksa pod tym samym tytułem. Pisarz inspirował się historią swoich dziadków.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.