Jest taki rysunek Andrzeja Mleczki: postawni mężczyźni w garniturach i ciemnych okularach tworzą zamknięty krąg. Przypatrują się im dwie starsze panie, jedna mówi do drugiej: "Podobno w środku jest prezes". W takim odseparowaniu od ludzi i od rzeczywistości tkwił przez ostatnich osiem lat Jarosław Kaczyński.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zawsze gotowi do osłonięcia prezesa swym ciałem byli Mariusz Błaszczak i Ryszard Terlecki, zasiadający z dwóch jego stron na sali plenarnej. Kaczyński był niedostępny, bo zawsze poruszający się w rozgorączkowanym tłumie ochrony i klakierów. Ich krzyki i łokcie skutecznie izolowały go od potencjalnych natrętów, także dziennikarzy.
Odkąd jednak Szymon Hołownia otworzył sejmowe przestrzenie, kamery i mikrofony potrafią zdybać Kaczyńskiego i kilka razy dziennie. A prezes dość chętnie mówi, tyle że coraz większe brednie – wręcz przechodzi w tym samego siebie.
Wśród ostatnich rewelacji, jakie padły z ust prezesa, na topie jest zarzut torturowania Mariusza Kamińskiego – mowa o przymusowym karmieniu go sondą przez nos (za zgodą sądu). Wysoko stoi też opowieść o "przestępczym opanowaniu TVP", żądanie przyspieszonych wyborów z powodu "siłowej zmiany ustroju państwa" oraz stwierdzenie, że "Sejm po prostu w tej chwili nie istnieje".
Prezes od kilku dni przekonuje, że trwa zamach stanu, a państwo polskie zanika. Zaś Donald Tusk kojarzy mu się z Hitlerem, dla którego "wola była prawem", jak rzekomo teraz dla lidera PO. Poproszony o komentarz Tusk nazwał Kaczyńskiego pogubionym i stwierdził, że ów budzi jego politowanie.
PiS nie został w wyborach zdruzgotany
Można uznać, że Kaczyński, będąc opętanym strachem przed byciem rozliczonym i w głębokiej rozpaczy po utracie władzy, stał się tragiczno-komiczną postacią naszej polityki, ni to śmieszny, ni to straszny eksponat naszego polskiego panoptikum, tuż obok Antoniego Macierewicza, o którym Tusk mówił na wiecu w Kłodzku, że to "albo wariat, albo agent". Przestrzegam jednak przed postawą drwiącej pobłażliwości – bo nawet największe brednie zyskują swe audytorium.
Przykład wspomnianego Macierewicza powinien być dla nas przestrogą. Jego osoby nie były w stanie definitywnie skompromitować np. eksperymenty z pękającymi parówkami, mające udowadniać smoleńską teorię o dwóch wybuchach. Albo nocne włamanie do siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO (za pomocą podrobionego klucza, choć w odwodzie był też łom). Jeszcze dziwniejsi niż on sam ludzie w jego bezpośrednim otoczeniu. Rosyjskie tropy.
Wszystko to nie dewastowało jego politycznego wizerunku w elektoracie PiS. Niezmiennie był kapłanem smoleńskiej religii, nadal nim jest, choć wydawać by się mogło, że runął gmach tego kościoła, skoro tyle godnych ubolewania faktów ujrzało światło dzienne. Należy do figur niezwykle żywotnych, odradzających się we wciąż nowych wcieleniach.
Podobnież Kaczyński, co obecny premier zdaje się zauważać, mówiąc, że jest on jeszcze w stanie "sprawiać kłopoty z punktu widzenia państwa polskiego, ale na tym kończy się jego sprawczość". Ale przecież czasem wystarczy ta osławiona dyspozycja prezesa do wiecznej destrukcji i siania chaosu, by działo się źle lub nie mogło dziać się dobrze. PiS nie został w wyborach zdruzgotany, a w sondażach wciąż jest liderem, choć słabnącym.
Kaczyński ruszył w teren. To naturalny i spodziewany ruch wobec zwątpienia partyjnego aparatu i utraty pasa transmisyjnego propagandy do mas, jakim była do niedawna TVP. Brednie mają nadal padać na podatny grunt zatrwożonych polityczną zmianą sympatyków PiS i mącić im w głowach. Im bardziej będzie się zapadać struktura stworzona przez Kaczyńskiego, im mniej zostanie im przyczółków, twierdz i redut, a im więcej padnie prokuratorskich zarzutów, tym głośniej snuć będzie prezes opowieść o upadku Polski i "wilczych oczach" Tuska.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wenezuelski dziennikarz Moises Naim w książce "Zemsta władzy" przypomina, że "zanikanie granicy między polityką a rozrywką w poważny sposób wpływa na to, jak politycy walczą o władzę" – populizm, polaryzacja oraz postprawda niszczą demokratyczną kulturę polityczną, rozumianą jako zdolność do prowadzenia debaty czy zawarcia kompromisu, a w siłę wzrastają zjawiska przeciwne: obrzucanie inwektywami i demonizowanie oponentów, ale też "budowanie i podtrzymywanie bazy fanów oddanych na tyle, by darzyli poparciem, choćby nie wiadomo co. Bo nie ma jak wiernopoddańczość".
Kaczyński chce zemsty
Kolejne retoryczne występy nie będą miały nic wspólnego z rzeczywistością, ale przecież mieć nie muszą, tak jak nie miała opowieść o Polsce w ruinie czy postkomunistycznym układzie na szczytach władzy. Kaczyński w trakcie swojej kariery politycznej zwykle raczej bywał poza rzeczywistością czy obok niej, albo inaczej: kreował własne światy, a jego zwolennikom zupełnie to nie przeszkadzało. W tym szaleństwie zawsze była metoda.
– Trzeba ignorować obsesje pana Kaczyńskiego – mówił kiedyś Rafał Grupiński. I owszem, należy, ale nie można ich też całkiem lekceważyć, a przez ów brak lekceważenia rozumiem konieczność przebijania osinowym kołkiem systemu przezeń stworzonego, jego demistyfikację i demitologizację.
Potraktowanie Kaczyńskiego wzruszeniem ramion grozi recydywą autokratycznego populizmu, nawet jeśli już nie firmowanego przez niego samego, tylko któregoś ze spadkobierców jego myśli politycznej. Przy czym nie nabierzmy się na opowieści o rychłym odejściu prezesa na emeryturę – dopóki będzie w stanie utrzymać partię w rękach, to jej z tych rąk nie wypuści. Bo poza nią niczego nie ma.
Kaczyński się nie pogodził i nigdy nie pogodzi z utratą władzy, zwłaszcza że tę odebrał mu Tusk – to musi potęgować jego wściekłość i ból. A chęć zemsty na tych, którzy 15 października pokrzyżowali mu szyki, będzie go napędzać.
Być może to łabędzi śpiew Kaczyńskiego, a przemawia przez niego nie wyrachowany cynizm, ale stetryczałe szaleństwo. Ale nawet wtedy wciąż może narobić szkody.