Odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta: wszystkiego najgorszego. Prezydent nie tylko srodze zawiódł nadzieje tych, którzy w swojej szlachetnej naiwności oczekiwali aksamitnej kohabitacji, ale też zaskoczył tych skromnie liczących na względne umiarkowanie Andrzeja Dudy w relacjach z gabinetem Donalda Tuska. Nie wydarzyło się ani jedno, ani drugie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Głowa państwa – trudno diagnozować to inaczej – wybrała drogę kosztownego dla państwa konfliktu.
Pierwszym sygnałem, że będzie wojna, a nie pokój, było równorzędne potraktowanie obu pretendentów do premierostwa – tego, który miał większość w Sejmie i tego, któremu szabel brakło. Prezydent zachowywał się jak ktoś, kto nie umie liczyć i nie dostrzega, że 248 to więcej niż 194.
Kpinom nie było końca, tymczasem Andrzej Duda ze śmiertelną powagą oznajmiał, że obaj panowie poinformowali go o możliwości uzyskania przez nich większości, stąd jego wybór tego, który przy urnach zdobył największą liczbę głosów. Tym samym strząsał resztki powagi z piastowanego przez siebie urzędu i narażał Polskę na długi, dłuższy niż być powinien, proces przekazywania władzy prawdziwym zwycięzcom.
Tej początkowej fazie sytuacji nowej politycznie towarzyszyły liczne tromtadracje prezydenta, w których przekonywał opinię publiczną o swej niewzruszonej woli trwania na straży Konstytucji. – Nie zgodzę się na żadne obchodzenie czy naginanie prawa – grzmiał Duda-żyrant tego typu działań Jarosława Kaczyńskiego i sam autor kilku szerokich obejść ustawy zasadniczej.
Ta moralizatorska poza Katona była dowodem na to, że Konstytucja będzie tylko użyteczną pałką do okładania nią przeciwników, narzędziem do oskarżania nowego obozu władzy o to, co czyniła Zjednoczona Prawica, a co prezydentowi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. I to się już dzieje – Duda wywija Konstytucją jak cepem i liczy, że trafi w Tuska.
Dudzie myli się urząd prezydenta z urzędem monarchy
Wreszcie prezydent dobitnie pokazał, co potrafi i na co go stać – na ukrywanie w prezydenckim pałacu dwóch skazanych, na wyświetlanie ich podobizn na fasadzie budynku, na wpisanie się w retorykę PiS o "więźniach politycznych". Policja zatrzymała panów Kamińskiego i Wąsika pod nieobecność głównego lokatora, ale wiemy, że prezydent ruszył im na ratunek, tyle że nie zdążył.
Zatrważająca jest myśl, co Andrzej Duda chciałby i mógłby zrobić, gdyby jednak pojawił się w pałacu przed ich wyprowadzeniem – czy zasłoniłby panów własnym ciałem? A może powoływałby się na majestat swojego urzędu, którego nie można "zhańbić" policyjną interwencją?
Wszak nie od dziś Dudzie myli się urząd prezydenta z urzędem monarchy i to nie w systemie monarchii konstytucyjnej, lecz absolutnej – prezydent wciąż sprawia wrażenie, jakby nad Polską panował, niedosiężny dla zwykłych śmiertelników oraz nieograniczony w swych uprawnieniach, mający na dodatek boskie ręce, które leczą nielegalnie powołanych sędziów. Ot, król, pan i władca.
Równie nerwowo zareagował Andrzej Duda na pozbawienie funkcji Prokuratora Krajowego Dariusza Barskiego przez Adama Bodnara. Minister sprawiedliwości dopatrzył się, że przepis, na podstawie którego w 2022 roku przywrócono Barskiego do służby czynnej, wówczas już nie obowiązywał, i to od sześciu lat. A skoro tak – to Barski wciąż pozostaje w stanie spoczynku i nie może być Prokuratorem Krajowym. – To kolejne rażące naruszenie prawa – odniósł się Duda, co z kolei premier Tusk skwitował jako pozostawanie prezydenta "wyraźnie w pewnej emocji".
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prezydent zapewne myśli, że nikt już nie pamięta o jego podpisie pod nowelą ustawy o Prokuraturze, która zabetonowała układ stworzony przez Ziobrę – poprzez przekazanie niemal wszystkich kompetencji Prokuratora Generalnego Prokuratorowi Krajowemu, a tym był Barski, nie do odwołania bez zgody prezydenta (przepis wprowadził PiS w 2016 roku, a dodatkowo wzmocnił go koniecznością uzyskania pisemnej zgody głowy państwa w roku 2023).
Chodziło o to, by śledczy nie stawiali zarzutów politykom PiS, by ci mogli nadal pozostać bezkarni. Nowi rządzący wykorzystali błąd poprzedników po to, by prokuraturę odzyskać – nie dla siebie, ale z rąk PiS. Nerwowa i radykalna reakcja prezydenta wskazuje na to, że destrukcji w wymiarze sprawiedliwości będzie bronił niczym Jasnej Góry przed Szwedami. Bo – nie zapominajmy – próbuje uchronić nie tylko "dorobek" Zbigniewa Ziobry, ale też całkiem pokaźny własny.
Innej polityki w tym wydaniu nie będzie
Niczego dobrego nie oczekiwać, spodziewać się najgorszego – taka powinna być postawa nowego obozu władzy wobec Andrzeja Dudy. Mamy bowiem w jego osobie i megalomaństwo, które każe żądać dla siebie szczególnych względów i uprawień oraz złą wolę, skutkującą ograniczaniem zakresu władzy nowej ekipy, uniemożliwianiem jej naprawy państwa.
Gdybym miała zaryzykować prognozę, to byłaby ona jednoznaczna: prezydent przez kilkanaście kolejnych miesięcy będzie odgrywał rolę hamulcowego dla wszelkich pożądanych zmian, mających przywrócić praworządność w naszym kraju. Będzie ręka w rękę z PiS destabilizował i próbował wykoleić polskie państwo, mając jednocześnie usta pełne wyświechtanych frazesów o polskiej racji stanu, której rzekomo Duda będzie bronił i ją reprezentował, czy wręcz uosabiał.
Taka postawa będzie determinowana zarówno osobowością prezydenta (ja, król), jak i jego nadziejami – podsycanymi przez Marcina Mastalerka, zapewne widzącego już siebie w roli rozgrywającego obecny PiS – na rolę zbawcy polskiej prawicy, po epoce prezesa Kaczyńskiego.
Ujawnianie się pretendentów do schedy – Morawiecki już wprost zadeklarował, że "chciałby wystartować w tym zaszczytnym wyścigu" – będzie tylko skłaniać Dudę do zintensyfikowania działań destrukcyjnych dla nowego rządu. Bo to jedyny pomysł, jaki mają i politycy PiS, i sam Duda, na utrzymanie przy sobie dotychczasowego wyborcy – szczucie na Tuska i jego ekipę, uniemożliwienie przywrócenia normalności, niezależnych instytucji, rządów prawa.
Innej polityki w tym wydaniu nie będzie, tego możemy być, niestety, pewni.