"Właśnie dziś nasza córka obchodzi 11. urodziny. Tym samym mamy na pokładzie nastolatkę" – napisał w poniedziałek Peja (Ryszard Andrzejewski) pod zdjęciem z żoną z treningu. Dodajmy, że raper i jego partnerka Paulina mają dwoje dzieci: wspomnianą Lilię i niespełna 6-letniego syna Hugo.
Dalej poruszył ważny temat: bezpieczeństwa własnych dzieci. – Od czasu kiedy zostałem ojcem/tatą staram się jak tylko mogę nie odpie*dalać głupot, aby moje dzieci nie były narażone na szykany i żyły w poczuciu bezpieczeństwa. Aby nie musiały się przeze mnie wstydzić i miały najlepsze dzieciństwo pod słońcem – ciągnął raper.
Zauważył, że "to się chyba nazywa odpowiedzialność". "Święty nigdy nie byłem i już nim raczej nie zostanę, ale przekaz jest słuszny i w swej prostocie bezpośredni: nie odpierdalajta, bo cierpią na tym inni" – zakończył wpis 47-latek.
Ze słowami rapera zgadzali się jego fani. "Odpowiedzialność i dojrzałość pełną gębą", "No i za to dożywotni szacunek", "Coś w tym Ryszardzie jest. Od momentu narodzin dziecka spada zapotrzebowanie na ekscesy", "Piękne i prawdziwe... to jest właśnie DOJRZAŁOŚĆ", "Piękne i prawdziwe słowa" – pisali internauci.
Peja jest trzeźwy od 14 lat
W styczniu Peja świętował 14. rocznicę trzeźwości. Z tej okazji otrzymał niezwykły puchar – od poznańskiej grupy AA. "Rysiowi, w XIV rocznicę trzeźwości przyjaciele z grupy Quo Vadis" – brzmiał grawer. Pod spodem dodano dopisek "Poznań, styczeń 2024".
Kilka dni wcześniej Peja zamieścił na Facebooku długi wpis o swojej drodze do trzeźwości. "14 lat temu zrezygnowałem z używania alkoholu oraz wszelkich substancji zmieniających świadomość" – rozpoczął.
"Do wyzerowania się jeszcze kilka lat mi pozostało, ale te 14 lat, które przeżyłem bez żadnych podpórek, licząc od 2010 r. może cofnąć mnie w tym momencie do roku '96, a to już dla mnie coś na miarę sukcesu. Sukcesu, a jednocześnie refleksji, bo właśnie wtedy pojawiłem się po raz pierwszy na mityngu AA" – napisał. Dodał jednak, że "jako 20-letni chłopak nie miał szans rozpoznać w sobie nałogowca".
"Zresztą w tak młodym wieku nie zdawałem sobie sprawy, że mityngi były już wtedy dla mnie absolutną koniecznością. Przecież piłem tak samo jak moi rówieśnicy. Byłem impulsywny i siałem destrukcję. Moje picie było wyniszczające od samego początku. Wpierw kasacyjne z braku doświadczenia. Trochę później kontrolowany rausz, aby jak najdłużej być 'królem balu'" – wspominał raper.
Peja ponownie trafił do AA w wieku 33 lat. "Równie trudno było mi przyznać, że jestem pod ścianą mimo upływu lat i zdobytego doświadczenia, nie tylko w pijatykach. Dziś wiem, że gdybym doznał przebudzenia jako dwudziestoletni chłopak, oszczędziłbym sobie 14 lat piekła, jakie sam sobie zgotowałem" – przyznał. Dodał, że obecnie jest "absolutnie zadowolony z życia mimo problemów".
Jak zaznaczył, "ego dokarmiane chemią może zrobić zwyczajne kuku, które kończy się spektakularnym upadkiem", ale on "na szczęście uniknął pierdla, psychiatryka i cmentarza". – A miałem wiele okazji, żeby los się ode mnie odwrócił. Być może tam ktoś na górze miał wobec mnie inne plany – dodał Peja.
"Miałem to 'szczęście' pić w czasach, kiedy socjal media nie były jeszcze tak mocno rozwinięte jak dziś. Kto wie, co po dziś dzień podziwiałbym w sieci i z czego tłumaczył się moim dzieciom" – zauważył.
A jak wyglądała jego droga do trzeźwości? "Po roku potknięć w AA postanowiłem na poważnie w siebie zainwestować i podarować sobie odrobinę radości i zadowolenia. Łatwo nie było. Ale szczerze to wystarczyło ruszyć dupę na mityng i zapisać się na dzienną terapię. W sumie żadna filozofia. Poza tym, że wykazałem szczere pragnienie zaprzestania picia. Bez tego potykałbym się znacznie dłużej" – zauważył.
Andrzejewski podkreślił, że "nie odczuwa specjalnych fajerwerków, ale nie tęsknię też za lotem Challengerem i to chyba najważniejsze" – napisał i zwrócił się do fanów: "Wielu z Was pyta mnie co robić. Odpowiadam zawsze w ten sam sposób. Idź na mityng. Warto".