"Baczyński" trwa tylko 70 minut, ale jest wyrazistą, pełną skoncentrowanej poetyckiej energii wizją życia i twórczości legendarnego żołnierza-poety pokolenia Kolumbów. Reżyser obrazu Kordian Piwowarski w niekonwencjonalny sposób zaprasza widzów do spotkania z poezją autora "Białej magii".
Przyznam, że trochę boję się chodzić na filmy biograficzne. Próba wtłoczenia przez filmowców historii czyjegoś życia w ramy strawnego dla przeciętnego widza, dwugodzinnego powiedzmy obrazu, często prowadzi do miernych rezultatów. Konieczne przy takich przedsięwzięciach balansowanie pomiędzy nieuniknionymi uproszczeniami i skrótami, a próbą opowiedzenia absolutnie CAŁEJ historii, nieraz daje efekt w postaci konwencjonalnej, nudnawej i przydługiej “czytanki”.
Ryzyko “zepsucia” świetnego materiału na film, jakim są biografie wybitnych historycznych postaci, jest szczególnie duże, jeśli chodzi o życiorysy artystów. Jak uchwycić błysk geniuszu, trud tworzenia, wewnętrzny świat poety, malarza, muzyka? Często te ważne niuanse na ekranie giną wśród chronologicznie uporządkowanych “faktów z życia”. Na szczęście reżyser “Baczyńskiego”, Kordian Piwowarski, decydując się na niekonwencjonalną formę “filmu poetycko-biograficznego”, uniknął tych niebezpieczeństw.
“Baczyński” trwa tylko 70 minut, ale jest wyrazistą, pełną skoncentrowanej poetyckiej energii wizją życia i twórczości legendarnego żołnierza-poety pokolenia Kolumbów. Film nie jest ani klasycznym dokumentem, ani fabułą, lecz nietypowym widowiskiem łączącym wspomnienia ostatnich żyjących świadków śmierci Baczyńskiego z sekwencjami dokumentalnymi, lekturą wierszy poety oraz fabularyzowanymi epizodami z jego życia.
Obraz nie wyczerpuje całej historii Baczyńskiego, operuje skrótem, szczegółem, niedomówieniem, przeplatając historyczne wydarzenia i recytowane przez współczesnych slamerów wiersze z ujęciami polskich krajobrazów, tak ważnych w twórczości poety. Podobać może się scenografia, zdjęcia oraz muzyka, ale niestety na ekranie widać, że film realizowano w oparciu o dość skromne środki. Scenom plenerowym, a zwłaszcza batalistycznym, brakuje rozmachu, momentami konieczność “dopowiadania sobie” szczegółów przedstawianych wydarzeń wydaje się zbyt ewidentna.
Nieco zniechęca także zbyt pomnikowe, jednowymiarowe przedstawienie poety, które nie pozwala widzowi wniknąć w jego psychikę i w pełni zrozumieć jego dylematów. Pomimo oszczędnych środków wyrazu i drobiazgowej wierności faktom (prawie wszystkie słowa padające na ekranie są cytatami z Baczyńskiego lub osób, które go znały), film wywiera jednak duże wrażenie. Wybitna w tym zasługa świetnego Mateusza Kościukiewicza jako Baczyńskiego oraz Katarzyny Zawadzkiej grającej jego żonę, Barbarę.
Wojna i miłość, które bardzo silnie odcisnęły swoje piętno na twórczości wrażliwego “smutnego dziecka”, jak sam siebie nazywał Baczyński, oddano także w filmie. Wewnętrzny konflikt poety, męża i żołnierza, ukazany jest aż do swojego tragicznego finału, gdy trafiony kulą niemieckiego strzelca Baczyński ginie już czwartego dnia Powstania Warszawskiego.
Przed uroczystą premierą twórcy filmu wyrazili nadzieję, że przyczyni się on do popularyzacji poezji Baczyńskiego i skłoni młodych ludzi do zainteresowania się jego biografią. Czy rzeczywiście tak będzie? Trudno powiedzieć. Film nie jest łatwy w odbiorze, podobnie jak trudna i dla wielu niezrozumiała jest dziś sama twórczość poety. Na marginesie warto dodać, że i w czasach życia poety bywało podobnie, co zresztą Piwowarski także pokazuje.
Z drugiej strony dobrze chyba się stało, że biografii Baczyńskiego nie starano się na siłę uatrakcyjniać i przykrawać do “oczekiwań młodzieży”, przedstawiając ją w hollywoodzkiej, komiksowej estetyce. Ci, którzy liczą na strzelaniny, wybuchy i konspiracyjne intrygi, zawiodą się. “Baczyńskiego” z czystym sumieniem można jednak polecić nie tylko wielbicielom jego twórczości, ale i wszystkim, którzy chcą lepiej zrozumieć niełatwe losy pokolenia Kolumbów.
Czy dla współczesnych młodych ludzi ta tematyka może być jednak w ogóle interesująca? Sam film daje światełko nadziei, pokazując współczesnych slamerów, którzy w 90. rocznicę urodzin poety z natchnieniem i pasją deklamują i śpiewają jego wiersze.
PS Na osobną wzmiankę zasługuje świetny utwór promujący film, wykonany przez Czesława Mozila i Melę Koteluk. “Pieśń o szczęściu” zostaje w głowie jeszcze na długo po wyjściu z kina.