Katarzyna Rosłaniec nie była ostatnio rozpieszczana przez polską krytykę. Jej film "Bejbi Blues" doczekał się chłodnych recenzji i kilku złośliwych epitetów. Niektórzy krytycy nazwali go "kolorowym, ale pustym gniotem". Tymczasem obraz Rosłaniec odniósł spory sukces na festiwalu filmowym w Berlinie. Zdobył nagrodę Kryształowego Niedźwiedzia za najlepszy film sekcji Generation 14plus. Otrzymał również wyróżnienie profesjonalnego międzynarodowego jury tego konkursu. W rozmowie z naTemat.pl reżyserka przekonuje, że nagroda młodzieżowego jury to atut. Zapewnia też, że mimo deklaracji na koszulce nie czuje się "fucking artist" i smuci ją polski brak dystansu do siebie.
Ja tę koszulkę znalazłam przypadkiem w internecie i ten napis bardzo mi się spodobał. Uważam, że jest śmieszny. Postanowiłam ją założyć, ale nie czuję się żadną artystką, tym bardziej teraz.
Andrzej Wajda po przeczytaniu scenariusza "Bejbi Blues" stwierdził, że to film jakby napisany przez 13-latkę. Tymczasem jury w Berlinie tę pracę 13-latki doceniło na tyle, że przyznało Pani nagrodę.
To oczywiście przykre usłyszeć takie słowa od Pana Andrzeja Wajdy, który jest autorytetem. Z drugiej strony fajnie, że film o dzieciakach jest opowiedziany ich językiem. To przecież jest film o nich. Często słyszę o swoim filmie, że coś jest nie tak, jak powinno być. Ja wiem, że moi bohaterowie są prawdziwi, bo przed nakręceniem filmu spędziłam z nimi bardzo dużo czasu. Do "Bejbi Blues" przygotowywałam się ponad rok i wiem, że oni tacy są. Jakbym robiła film o kobiecie na pustyni, to sama bym się na tę pustynię przeniosła.
Co oznacza dla Pani nagroda od młodzieżowego jury?
Niesamowite i fantastyczne w tym wszystkim jest to, że to młode jury w uzasadnieniu werdyktu napisało wszystko, co chciałam usłyszeć o moim filmie. Mało który dorosły wcześniej to zauważył, a im się udało. To były naprawdę profesjonalne spostrzeżenia. Zwrócili uwagę nie tylko historię, ale i język, w jakim jest ona opowiedziana. Fajnie, że spojrzenie na kino u tych dzieciaków jest szersze niż tylko temat. Tak się szczęśliwie złożyło, że film został też wyróżniony przez dorosłe, międzynarodowe jury. To też miło, że zauważyły go nie tylko dzieciaki.
Niektórzy komentatorzy właśnie dlatego deprecjonują tę nagrodę. Przypominają, że przyznały ją przecież nastolatki, a nie profesjonaliści
To jest takie polskie. Jak nie ma za co, to skrytykujmy, że jury było niedobre. Dostałam też nagrodę od dorosłego jury. Czy to oznacza, że ono też było niedojrzałe i emocjonalne?
Jakie były reakcje publiczności w Berlinie? Co mówiono po pokazie?
Oglądanie filmu na festiwalach jest zawsze inne niż na normalnym pokazie filmowym. Publiczność festiwalowa jest bardziej wyrobiona filmowo. Rozmowy z tymi ludźmi są zwykle ciekawe. Te pytania skoncentrowane są na istocie filmu. Wywiady to zwykle podobne pytania, które z góry wiem, że padną. Premiera odbyła się przy pełnej sali na tysiąc dwieście osób. Praktycznie tyle samo zostało na rozmowie z nami. Spotkanie okazało się wymagającym i twórczym dialogiem między nami a publicznością.
Dlaczego aż tak Pani podkolorowuje tę polską rzeczywistość? Może taki świat kolorowych małolatów jest bliższy zachodniej publiczności niż naszym realiom?
Mój film jest kolorowy, bo w takim świecie żyje bohaterka. Ja bym wolała, żeby świat był właśnie taki. To jest niedobre? To jest moje i mi się podoba. Dziwię się, że do polskich widzów bardziej przemawia szarzyzna i nijakość.
Krytycy zarzucają pani brak warsztatu. Pani to przedstawia jako swój atut
Nie mam poczucia, że muszę kręcić moje filmy w określony sposób. Nie chcę tego robić. Nie zrobię takiego filmu, żeby zadowolić ludzi zarzucających mi jakieś braki.
Czuje Pani, że Berlin będzie przepustką do dalszej kariery?
Tak czy inaczej zrobię następny film.
W Polsce póki co spotkała Panią krytyka. Jak Pani to odbiera?
Dziwi mnie ten brak dystansu Polaków do siebie. Zakładam jakąś koszulkę, a potem wszyscy mają co krytykować. To jest bardzo smutne. Z drugiej strony jest to fascynujące. Już trochę za tym tęsknię, bo 4 marca odbieram klucze do mieszkania w Berlinie, a tam będę sama ze sobą, oderwana od kontekstów, które znam.