Marcin Meller przed laty prowadził "Dzień dobry TVN" z Magdą Mołek, a teraz (wśród różnych zawodowych aktywności) współpracuje przy projekcie Krzysztofa Stanowskiego. Dziennikarz miał ostatnio problemy ze zdrowiem, o czym napisał w nowym poście na Instagramie.
"Jestem właśnie po kolonoskopii, był polip, już usunięty, będzie dobrze, ale czort wie, co by było, gdybym się nie badał" – wspomniał na wstępie.
W dalszej części otworzył się na temat swojej rodziny. "Mój tata Stefan zmarł na raka jelita grubego w wieku 66 lat. Może żyłby do dzisiaj, gdyby wcześniej się zbadał, bo z resztą zdrowia było u niego ok. Ale w pakiecie badań w pracy nie było kolonoskopii, która pozwala na stwierdzenie nowotworu na bardzo wczesnym etapie, a sam na to nie wpadł" – dodał.
"Po jego śmierci w 2008 roku, jako grupa ryzyka, zrobiłem kolonoskopię w wieku 40 lat, dzięki czemu dowiedziałem się, że jestem czysty. Lekarze mi powiedzieli bym powrócił za osiem lat, więc powtórzyłem na początku 2016 i znowu czysto, ulga. A teraz biorąc pod uwagę tego polipka, wrócę szybciej niż dotąd" – kontynuował.
Choć wielu wciąż jest zniechęconych do tego badania, to dziennikarz zaapelował, aby swoje zdrowie traktować priorytetowo. "Tak, perspektywa wsadzania rurki w tyłek nie brzmi zbyt pociągająco, ale kiedyś ryzykowny, dzisiaj ten zabieg jest bezpieczny" – podkreślił.
"Stąd mój apel: KAŻDY PO 40 ROKU ŻYCIA POWINIEN ZROBIĆ TE BADANIA. Jeśli ktoś z Waszej najbliższej rodziny zmarł na nowotwór jelita grubego przed 50-tką, idźcie przynajmniej 10 lat wcześniej w stosunku do wieku, w którym bliski zmarł" – zwrócił uwagę dziennikarz.
Na koniec zaznaczył, że udało mu się już nakłonić do badań sporo osób. "Młotkuję w tej sprawie od 16 lat. Nawet nie wiecie, ile dostałem wiadomości (...) Mejl 10 lat młodszego faceta, który dziękował w imieniu trójki swoich dzieci, że będą jeszcze długo miały ojca, co by się nie stało, gdyby się nie zbadał, jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie przytrafiły mi się w życiu" – podsumował.