Zwykło się mówić, że dobro wraca do człowieka. Przyglądając się historii Łukasza Nyka i jego 2-letniej córki Mai, faktycznie tak się stało. Strażnik miejski, którego bohaterskie czyny znane są już w całej okolicy Sosnowca, potrzebował krwi dla chorej na białaczkę córki. Z pomocą przyszli mieszkańcy miasta.
Koledzy mówią o nim "Super hero". 34-letni Łukasz Nyk każdego dnia pokazuje bowiem, że strażnik miejski zna się nie tylko na zakładaniu blokad za złe parkowanie, ale jest w stanie nieść realną pomoc mieszkańcom miasta, czasem z narażeniem własnego życia. Praca nie jest dla niego jedynie środkiem do zarabiania pieniędzy, ale przede wszystkim sposobem na życie. Tylko dzięki jego bohaterskiej postawie kilka osób nadal chodzi po tym świecie. I choć przyznaje, że zdarza mu się wlepiać mandaty, nie jest to jego ulubione zajęcie.
– Mam nadzieję, że będzie mu się powodzić w życiu – mówiła mieszkanka Sosnowca w jednym z licznych reportaży na temat Łukasza Nyka. Niestety. Choroba nie wybiera i pech chciał, że właśnie córka lubianego przez mieszkańców strażnika miejskiego zachorowała na białaczkę.
"Jestem Łukasz Nyk i proszę o pomoc"
"Krew dla Mai Nyk", "Maja Nyk potrzebuje waszej pomocy!" – takie nagłówki można spotkać w sosnowieckich mediach. Mieszkańcy nie tylko znają, ale i niezwykle cenią swojego strażnika miejskiego, który pierwszy raz poprosił ich o pomoc. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.
W niedziele odbyła się zbiórka krwi dla małej Mai, której efekty przekroczyły wszelkie oczekiwania. – To jedna z rekordowych zbiórek – mówił w rozmowie z "Gazetą Sosnowiec" pracownik miejscowej akcji krwiodawstwa. W ciągu zaledwie sześciu godzin, udało się zebrać aż 57 litrów krwi, którą oddało 189 osób. Mieszkańcom Sosnowca towarzyszył w akcji sam Łukasz Nyk, który starał się uprzyjemnić długi czas oczekiwania w kolejce.
– Cieszymy się jak małe dzieci – mówi nam Łukasz Nyk, niezmiernie szczęśliwy, ale i wzruszony pomocą, jaką otrzymał od mieszkańców Sosnowca. – Jest w nas bardzo dużo radości, tak jak w ludziach którzy pomimo mrozu stali wczoraj w kolejce, aby oddać krew dla mojej córeczki. Wcinali później obiad, aż im się uszy trzęsły – opisuje strażnik miejski, który nie spodziewał aż tak wielkiego odzewu na apel o pomoc.
Maja czuje się lepiej
Gdy zadzwoniliśmy do Łukasza Nyka, był akurat przed szpitalem, w którym leży jego chora na białaczkę córka. – Jest zdecydowana poprawa. Maja miała dziś zabieg pobrania szpiku i po jego wynikach będziemy wiedzieli, jaka jest sytuacja. Za nami ponad 30 dni leczenia, w tym najtrudniejszy etap intensywnej chemii – mówi szczęśliwy, choć jeszcze pełen obaw Łukasz Nyk.
Maja od tygodnia przebywa na wspólnej sali z innymi dziećmi, gdyż nie potrzebuje już reżimu sanitarnego. – Bawi się w świetlicy, dziś malowała farbami i ma wreszcie duży apetyt. Niedawno miała zapalenie trzustki i bardzo schudła. Była wtedy strasznie smutna, a teraz znowu zaczyna się uśmiechać – mówi Nyk.
– Czy jest pan wzruszony reakcją ludzi na pański apel, czy raczej praca sprawiła, że jest pan twardym facetem? – zapytałem Łukasza Nyka. – Twardym należy być wtedy, kiedy jest ku temu potrzeba. Ja jestem osobą empatyczną i jak sądzę, nawet za bardzo emocjonalną. Dawno temu, gdy szedłem do wojska, wydawało mi się, że nie ma tam miejsca dla takich osób, jak ja. Że człowiek na służbie musi być cyniczny, czasem obojętny, tak jak na filmach – mówi najsłynniejszy strażnik miejski w Sosnowcu.
Łukasz Nyk zauważył przez 11 lat służby, że będąc "nadwrażliwcem" można jednocześnie być strażnikiem miejskim i do tego pełnić służbę w sposób skuteczny. – Cieszę się, że Sosnowiec pokazał, że na ulicach naszego miasta można krew zbierać, a nie przelewać. Na co dzień spotykam się właśnie z przelewaniem krwi, bójkami, pobiciami, gdzie czasem dochodzi nawet do śmiertelnych obrażeń – mówi nam Łukasz Nyk.
Strażnik miejski bez zegarka?
Mogłoby się wydawać, że Łukasz Nyk nie wie, kiedy kończy służbę i zaczyna czas wypoczywać. Być może to wyjaśniło dlaczego w wolny dzień obezwładnił na ulicy trzech złodziei, którzy gołymi pięściami katowali sklepowego ochroniarza. Jego kolega w wywiadzie dla TVN podkreślał, że podejmowanie interwencji w dniu wolnym od pracy jest bardzo ryzykowne.
Jak mówił Łukasz Nyk, być może nie podjąłby tej interwencji, gdyby nie było zagrożone życie ochroniarza. – Jakoś tak się składa, że w czasie kilku lat służby jaką pełnię, dużo miałem takich przypadków – mówi sosnowiecki bohater.
Łukasz Nyk nieprzypadkowo wziął udział w programie "Zwykły Bohater" w Religia.tv. – Ja się trochę wstydzę za niego, co to za syn! Nie pije, nie pali, wzór cnót aż za bardzo można powiedzieć – mówił z uśmiechem na ustach Tadeusz Nyk, ojciec Łukasza. Ciepły, otwarty człowiek, skromny, a dla kolegów "szczypior", ze względu na szczupłą sylwetkę – tak mówią o nim przyjaciele i znajomi. Zdaniem ojca Łukasza Nyka jego charakter ukształtowało wojsko. Jego bohaterskie czyny obrosły legendą i już od wielu lat krążą po Sosnowcu.
– To była ściana ognia, która całkowicie uniemożliwiała przejście – wspominał w reportażu Religia.tv Łukasz Nyk, który zasłynął między innym uratowaniem kobiety z płomieni. Strażnik owiązał głowę mokrym ręcznikiem, aby chronić swoje drogi oddechowe. Nic nie widział, po omacku szedł przez płonące mieszkanie w poszukiwaniu lokatorów. – Palec boży – tak strażnik miejski ocenia przyczyny, które sprawiły, że udało mu się znaleźć kobietę potrzebującą pomocy. Kobieta straciła przytomność, więc strażnik wziął ją na ręce i wyniósł z płonącego budynku, ratując jej życie. Sam Łukasz Nyk przypłacił tę ryzykowną akcję zaczadzeniem i trafił do szpitala.
Rodzice strażnika miejskiego niechętnie mówią o tamtych wydarzeniach. – Wnusia miała wtedy dwa latka, ja bym tam nie wszedł – mówił w rozmowie z Religia.tv Tadeusz Nyk. Jego syn Łukasz nie ma jednak wątpliwości, czy tamtego dnia należało ryzykować. – Nie myślałem o tym, że w domu jest żona i dzieci. Mam taką pracę, jaką mam i znalazłem się w takiej sytuacji. Mogłem się tylko odwrócić, albo iść. Są tylko dwa wyjścia. Jeśli ktoś nie jest w stanie wybrać w takiej sytuacji właściwie, to musi zmienić pracę – mówi zdecydowanym głosem strażnik miejski. – Tacy ludzie równają do góry, robią coś więcej, bo im się chce – mówił kolega Łukasza Daniel Markiewicz.
– Teraz widzę, że dobro powraca – mówi nam Łukasz Nyk, który choć nie spodziewał się, że jemu też przyjdzie kiedyś prosić o pomoc, to na każdym kroku otrzymuje wsparcie, również od obcych ludzi. Nawet w tak trudnej sytuacji, Łukasz Nyk nie przestaje myśleć o innych. – W szpitalu, w którym leży Maja, jest wiele dzieci, które potrzebują pomocy. Wielu rodziców jest w jeszcze trudniejszej sytuacji niż my, walczą o życie swoich dzieci. Nie chcę jeszcze zdradzać jak, ale spróbujemy jakoś pomóc – zapewnia strażnik miejski z Sosnowca.
Mam na imię Łukasz. Jestem strażnikiem miejskim z Sosnowca. W swojej pracy zawodowej jak i w życiu prywatnym wielokrotnie niosłem pomoc i ratowałem zdrowie, a czasem i życie ludzi. Dziś proszę o pomoc dla mojej córeczki Mai, która walczy z ciężką chorobą. CZYTAJ WIĘCEJ
Wpis na profilu: "Pomoc dla Mai Nyk"
Pokazaliście dziś, że Sosnowiec ŁĄCZY! Dziękujemy wszystkim Sosnowiczanom małym i dużym,najbliższym z bliska i daleka, Sąsiadom z osiedla, Urzędnikom, Kolegom ze szkoły i pracy, Strażnikom i Policjantom z Sosnowca i Mysłowic, Agentowi Służb Specjalnych, Spadochroniarzom i gościom z Krakowa, exploringaround.com, ZHR z Krakowa, Biegaczom, Neo, Panu który przebył ponad 100 km z miejscowości za Krakowem, Koledze z wojska niewidzianym od 13 lat, trzykrotnej Mistrzyni Świata w sportach walki, Pani Dyrektor przedszkola z rodziną, przedstawicielom mediów lokalnych i globalnych i wszystkim, którzy przebyli wiele kilometrów, aby oddać krew. Pani Kierownik RCKIK, Pielęgniarkom, Lekarzom, Kierowcom busów za wspaniałą atmosferę i cierpliwość i nadgodziny:). CZYTAJ WIĘCEJ