Teatr podczas piątkowego przesłuchania Jarosława Kaczyńskiego przed komisją ds. Pegasusa to tylko początek problemów obecnej władzy. Z kwartalnych badań IBRiS, zarówno ilościowych, jak i jakościowych (bezpośrednie rozmowy z badanymi), wynika, że powoli opada, co dość naturalne, powyborczy entuzjazm elektoratu obecnej koalicji władzy. Do tego dochodzą stare problemy...
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Widowiskiem politycznym nazwał prezes PiS działalność sejmowej komisji śledczej, mającej ustalić, za czyją zgodą, wiedzą i poruczeniem inwigilowano tych, którzy nie podobali się obozowi Zjednoczonej Prawicy.
Dezynwoltury i deprecjonowania tematu należało się ze strony Kaczyńskiego spodziewać, podobnież zarzutów w stylu "hucpa" czy "spektakl". Jednocześnie trzeba było brać pod uwagę, że prezes PiS sam zechce na taki właśnie spektakl przerobić własne przesłuchanie. I to mu się, niestety, udało, przy wydatnej pomocy członków komisji (słowo "członek" zrobiło zresztą zawrotną, a przy tym zasmucającą karierę).
Ergo: zamiast przyparcia do muru polityka o dyktatorskich zapędach, zdolnego, w celu utrzymania, umocnienia oraz maksymalizowania swojej władzy, sięgać po instrumenty spoza demokratycznego porządku, otrzymaliśmy śmieszno-straszne "coś", z czego do historii przejdą jedynie porażki przesłuchujących na froncie nierównej walki z polszczyzną (przykłady litościwie pominę).
Tym samym Kaczyński, przez sam fakt, że nie poległ, to już zwyciężył. Przynajmniej w tej rundzie.
Lista zmartwień rządu Tuska rośnie
A to powinno być niejedyne zmartwienie obecnie rządzących. Z kwartalnych badań IBRiS, zarówno ilościowych, jak i jakościowych (bezpośrednie rozmowy z badanymi), wynika, że powoli opada, co dość naturalne, powyborczy entuzjazm elektoratu obecnej koalicji władzy. Za to przyduszają nas stare problemy, jak choćby inflacja.
Czytaj także:
Wprawdzie w lutym znalazła się ona w okolicy celu inflacyjnego, osiągając 2,8 proc. (wobec dwucyfrowego wyniku rok temu), ale to nie przekłada się na indywidualne odczucia stanu rzeczy: że jest drogo, że wzrost pensji nie nadąża za wzrostem kosztów życia, że może być jeszcze drożej, kiedy rząd uwolni ceny energii (obawia się tego 82 proc. z nas), że za chwilę, od kwietnia, wzrośnie VAT na żywność (z 0 do 5 proc.).
Ogromnym lękiem napawa nas też wizja rosyjskiej agresji. To, zdaniem badaczy IBRiS, efekt głośnego mówienia o takim ryzyku przez przywódców politycznych i wojskowych Zachodu. Od początku roku rozpędza się ta wojenna retoryka, potrzebna rządzącym do uzyskania aprobaty swoich społeczeństw dla zwiększonego wysiłku finansowego na rzecz armii, zgodnie ze starą maksymą, że jeśli chcesz pokoju, to gotuj się do wojny. 49 proc. z nas twierdzi, że Polsce grozi atak ze strony Rosji.
Mając za sobą przykre doświadczenia historyczne, zastanawiamy się, czy i tym razem nie pozostaniemy osamotnieni na arenie dziejów, a sojusznik, w którego do tej pory najbardziej wierzyliśmy, czyli Stany Zjednoczone, też staje się niepewny za sprawą możliwego wyborczego zwycięstwa Donalda Trumpa. To są emocje do natychmiastowego obsłużenia przez rządzących, w przeciwnym razie dadzą skutek w postaci defetyzmu i zmniejszonej odporności społeczeństwa na wrogą propagandę, której nasz strach jest na rękę.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wielkim problemem rządzących, którego zresztą należało się spodziewać, jest Andrzej Duda. Niech nas nie zwiedzie chwilowe armistycjum na czas wspólnej wizyty prezydenta i premiera w Waszyngtonie.
Duda jak słał ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, tak śle. Jak próbuje blokować rządową inicjatywę w sprawach zagranicznych (konflikt o ambasadorów), tak będzie nadal próbował, a im bliżej polskiej prezydencji w UE (styczeń-czerwiec 2025), tym bardziej się będzie wtrącał (ma zresztą do tego prawo, na mocy zgłoszonej przez siebie, i przyjętej przez PiS, ustawy).
I utrącał wyborcze obietnice koalicji – przykładem jest zapowiedź prezydenta, że nie podpisze noweli, która dałaby kobietom dostęp do pigułki "dzień po" bez recepty. Zdaniem Dudy, ustawa ta "wprowadza niezdrowe, chore i niebezpieczne dla dzieci zasady".
Minister zdrowia już zapowiedziała, że ma w zanadrzu "plan B", ale to wymaga od rządu podwójnego wydatkowania czasu i energii, ale też kreatywności, poszukiwań dróg obejścia prezydenckich blokad. Tymczasem roboty jest dużo, czasu mało, a wielkimi krokami zbliża się sto dni gabinetu Donalda Tuska, symboliczny moment pierwszych podsumowań tego, co się udało i… czego jednak nie udało się zrobić.
Czytaj także:
Wojna w Koalicji 15 października
Tymczasem ostatnie tygodnie były trudne dla obecnej koalicji, głównie za sprawą konfliktu o aborcyjne projekty. To, że Szymon Hołownia chyba dość skutecznie obniżył notowania swego ugrupowania i, przynajmniej chwilowo, zdewastował własny wizerunek, to jedno.
Dwa, że napięcie między liderami wcale nie mija. Na dictum Tuska, że jednym kryterium dokonywania wyboru podczas elekcji samorządowej będą "własne przekonania", i przypomnienie, że 15 października część wyborców KO głosowała "taktycznie" na Trzecią Drogę, by zagwarantować jej przekroczenie progu wyborczego, Hołownia i Kosiniak-Kamysz zareagowali tym samym apelem "dość kłótni!".
Spór nie zagraża istnieniu koalicji, ale jasne stało się, że z biegiem czasu podobnych pól konfliktu będzie więcej (kolejne to chociażby powrót do 5-procentowego VAT, oprotestowany przez Partię Razem). I że będą one wybrzmiewały publicznie, medialnie.
Znaczenie będą miały też wyniki wyborów samorządowych. Jeśli PiS ostanie się wyłącznie w jednym sejmiku, na Podkarpaciu, to erozja tej partii może przyspieszyć. Jeśli jednak frakcja Kaczyńskiego zachowa trzy-cztery województwa, może nawet pięć, to proces rozpadu zostanie lekko zahamowany, a prezes złapie płytki oddech. A to nie będzie dobra wiadomość dla Tuska i pozostałych.
Tekst pierwotnie został błędnie podpisany jako felieton autorstwa Elizy Michalik, za co jako redakcja przepraszamy.