nt_logo

Awaryjne lądowanie na Rodos. Podejrzany zapach w samolocie

Nina Nowakowska

19 marca 2024, 07:15 · 1 minuta czytania
W poniedziałek (18.03) wieczorem rejsowy Airbus A330-300 Lufthansy musiał niespodziewanie lądować na greckiej wyspie Rodos. Powodem okazał się być niezidentyfikowany zapach w przedziale kuchennym. O sprawie poinformował rzecznik niemieckich linii.


Awaryjne lądowanie na Rodos. Podejrzany zapach w samolocie

Nina Nowakowska
19 marca 2024, 07:15 • 1 minuta czytania
W poniedziałek (18.03) wieczorem rejsowy Airbus A330-300 Lufthansy musiał niespodziewanie lądować na greckiej wyspie Rodos. Powodem okazał się być niezidentyfikowany zapach w przedziale kuchennym. O sprawie poinformował rzecznik niemieckich linii.
Awaryjne lądowanie na Rodos. Niezidentyfikowany zapach w sektorze kuchennym. FOT. HANNES P ALBERT/AFP/East News

Piloci samolotu Lufthansy, lecącego z Frankfurtu nad Menem do Dubaju w Zjednoczonych emiratach Arabskich, zdecydowali się na awaryjne lądowanie na Rodos z powodu podejrzanego zapachu, który mógł wskazywać na zwarcie instalacji elektrycznej.


Samolot Lufthansy awaryjnie lądował na Rodos

Na pokładzie znajdowało się 189 pasażerów oraz 11 członków załogi, którzy bezpiecznie opuścili samolot. Następnie maszyna została poddana badaniom technicznym.

Po awaryjnym lądowaniu pasażerowie zostali zakwaterowani w hotelu na koszt przewoźnika. We wtorek mają kontynuować podróż do Dubaju, ale na pokładzie zastępczej maszyny.

Śmierć na pokładzie samolotu

W połowie lutego informowaliśmy o tragicznym zdarzeniu, które również miało miejsce na pokładzie wspomnianego przewoźnika. 8 lutego w samolocie linii Lufthansa w czasie lotu z Bangkoku do Monachium doszło do śmierci jednego z pasażerów.

Chodzi o 63-letniego obywatela Niemiec, który razem z żoną, Filipinką, wracał do kraju. Małżeństwo spóźniało się na lot, a już na bramkach można było dostrzec niepokojący stan zdrowia seniora.

Po zajęciu miejsca na pokładzie pasażer niespodziewanie zaczął krwawić z ust i nosa. – To był horror, wszyscy krzyczeli. Dali mu rumiankowej herbaty, ale on już wypluwał krew do torebki, którą podstawiała mu żona – opisała w rozmowie z "Blick" Karin Missfelder.

Kobieta jest z zawodu pielęgniarką i jako pierwsza zauważyła, że stan mężczyzny się pogarsza. To właśnie ona zwróciła uwagę stewardessie na zaistniałą sytuację. Do pomocy zgłosił się także 30-letni Polak, który zmierzył tętno choremu. Niestety 63-latek stracił ogromne ilości krwi. Ostatecznie stracił przytomność.

Choć personel pokładowy od razu przystąpił do resuscytacji, która trwała przez 90 minut, nie udało się przywrócić funkcji życiowych mężczyzny. Samolot musiał zawrócić z powrotem do portu w Bangkoku.