Amerykański film "Nazajutrz" ma już ponad 40 lat. Wspomina o nowy serial dokumentalny Netfliksa "Punkty zwrotne: Bomba i zimna wojna". Produkcję z 1983 roku o ataku nuklearnym na USA obejrzała rekordowa liczba widzów. Mało tego, "Nazajutrz" było tak szokujące, że... wpłynęło na politykę ówczesnego prezydenta Ronalda Reagana. Dziś mówi się, że ten telewizyjny film mógł zmienić bieg historii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Nazajutrz" ("The Day After") to amerykański film telewizyjny z 1983 roku o katastrofie nuklearnej
O kultowej produkcji wspomina nowy serial dokumentalny Netfliksa "Punkty zwrotne: Bomba i zimna wojna"
Film "Nazajutrz" obejrzało rekordowe 100 milionów widzów; przeraził on również prezydenta USA Ronalda Reagana
O czym jest "Nazajutrz", które mogło uratować świat przez nuklearną zagładą?
20 listopada 1983 roku, w złotej erze amerykańskiej telewizji, Amerykanie mogli obejrzeć wieczorem co, tylko chcieli. Ale aż 100 milionów widzów włączyło stację ABC, która wyemitowała film, jakiego jeszcze nie było: "Nazajutrz" ("The Day After"). Pierwszy film o katastrofie nuklearnej, który do dziś jest najpopularniejszą telewizyjną produkcją w amerykańskiej historii.
Lata 80. to okres zimnej wojny i nuklearnej paniki, dlatego fabularny film science fiction w reżyserii Nicholasa Meyera (na podstawie scenariusza Edwarda Hume'a) zrobił olbrzymie wrażenie na przerażonych widzach, którzy tylko czekali na atomowy ruch Rosji. W końcu ciągle straszyli tym politycy i media.
Historia filmu "Nazajutrz", o którym wspomina nowy serial dokumentalny Netfliksa "Punkty zwrotne: Bomba i zimna wojna", jest niezwykła nawet jak na hollywoodzkie standardy. W końcu nieczęsto się zdarza, żeby prezydent USA pisał o telewizyjnej produkcji we własnych pamiętnikach...
O czym jest film "Nazajutrz" (1983)? Opowiada o zagładzie nuklearnej
Film "Nazajutrz" z JoBeth Williams, Stevem Guttenbergiem, Johnem Cullumem, Jasonem Robardsem i Johnem Lithgowem opowiada o fikcyjnym konflikcie między siłami NATO a Układem Warszawskim. Ten szybko eskaluje do pełnoskalowej wojny nuklearnej między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim.
Akcja dzieje się w małej miejscowości Lawrence w stanie Kansas, która leży obok bazy wojskowej, głównego celu atomowego ataku. Kiedy w mieścinę uderza bomba jądrowa, giną tysiące ludzi. Ci, którzy przeżyli kryją się w schronach, opatrują rannych, próbują uprawiać ziemię, która jest całkowicie skażona. Reszta mieszkańców umiera z powodu choroby popromiennej.W końcu nie zostaje nikt. To całkowita nuklearna zagłada, koniec ludzkości.
Telewizyjna produkcja, w której ludzie albo "wybuchali", albo umierali w męczarniach, była naprawdę przerażająca i pesymistyczna – nawet jak na dzisiejsze standardy. Ale wtedy wywołała niemałą panikę, zwłaszcza że nigdy wcześniej nie zrobiono jeszcze filmu o potencjalnych skutkach zimnej wojny, którymi straszono wówczas wszystkich, nawet dzieci. Pisze o tym "The Hollywood Reporter":
Mało jednak brakowało, a film w ogóle by nie powstał. "Nazajutrz" było pomysłem nieżyjącego już Brandona Stoddarda, jednego z producentów wykonawczych ABC, który odpowiadał za filmy telewizyjne. – Co jeśli pokażemy wymianę nuklearną i to, co stałoby się ze zwykłymi ludźmi, gdyby zostali trafieni przez bomby atomowe? – wspomina jego słowa Nicholas Meyer.
Jak można się domyślić, "góra" nie była zbytnio zachwycona jego pomysłem. Film o masowej zagładzie nie brzmiał najprzyjemniej... Stoddard jednak się uparł. Ustąpił tylko w jednej rzeczy: filmu nie podzielono na dwie części, ale wyemitowano go jednego wieczoru.
Producent miał rację: "Nazajutrz" było olbrzymim hitem. Nie przewidział jednego: produkcja straumatyzowała całe pokolenia Amerykanów (a potem i Rosjan, bo "Nazajutrz" wyemitowano w ZSRR w 1987 roku).
– Miałem wtedy tylko pięć lat. Cała moja rodzina oglądała film w schronie w piwnicy w Queens. Byli na tyle mądrzy, żeby wysłać mnie spać przed rozpoczęciem ataków, ale i tak byłem przerażony. To wtedy zaczęły się moje trwające całe życie koszmary związane z wojną nuklearną – wspominał Jeff Daniels, reżyser dokumentu "Television Event", "Nazajutrz".
Prezydent USA Ronald Reagan przeraził się "Nazajutrz". Film mógł nas uratować od zagłady nuklearnej
Politycznie "Nazajutrz" również zrobiło sporo szumu. Film wcale nie był wierny dominującej wówczas w Stanach Zjednoczonych narracji, że ewentualny atak jądrowy byłby wyłącznie winą ZSRR, a USA jedynie odpowiadało bombą na bombę Rosjan. Meyer i Hume w ogóle pominęli wątki, kto zawinił albo kto zaatakował pierwszy, dzięki czemu pokazali, że – abstrahując od polityki – wojna jądrowa byłaby po prostu kataklizmem dla całej ludzkości.
To zrodziło spory przeciw. Konserwatyści atakowali ABC, twierdzili, że film był sowiecką propagandą, która ma na celu osłabić amerykańskie siły nuklearne. Stacja miała też problem z reklamodawcami, którzy zaczęli się wycofywać z reklam emitowanych podczas filmu. Zrezygnowały takie wielkie koncerny, jak General Foods czy General Motors.
Ten sposób przedstawienia wojny nuklearnej zszokował również ludzi u władzy, w tym samego prezydenta Ronalda Reagana (Republikanin sprawował władzę przez dwie kadencje, od 1981 do 1989 roku), a tym samym wpłynął na jego myślenie o atomowym arsenale. Nawet 78-letni reżyser "Nazajutrz" sądzi, że jego film mógł uratować nas od nuklearnego holokaustu.
Jak podkreśla Nicholas Meyer, Ronald Reagan oglądał "Nazajutrz" i pisał o nim w swojej autobiografii. – Jego biograf, który spędził trzy lata w Białym Domu, powiedział, że był świadkiem tylko jednej sytuacji, w której Reagan stracił panowanie nad sobą – po obejrzeniu tego filmu – mówił Meyer w "The Hollywood Reporter".
Reagan obejrzał "Nazajutrz" w wiejskiej rządowej posiadłości Camp David. "Lawrence w stanie Kansas zostaje zniszczone w wojnie nuklearnej" – pisał prezydent w swoim pamiętniku. "Film jest mocno zrobiony. Jest to bardzo skuteczne i sprawiło, że poczułem się bardzo przygnębiony" – dodał.
Cztery lata później, w 1987 roku, Reagan poleciał do Rejkiawiku, aby dopiąć na ostatni guzik Traktat INF (ang. Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty), który negocjował z premierem Związku Radzieckiego Michaiłem Gorbaczowem. – Film tak zdezorientował prezydenta, że ten podpisał Traktat o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu, jedyny traktat, który doprowadził do fizycznego demontażu broni nuklearnej – wspominał reżyser Nicholas Meyer.
Czy rozbrojenie atomowe w latach 80. zawdzięczamy telewizyjnemu filmowi? Być może. W końcu Ronald Reagan był człowiekiem kina, który dobrze wiedział, jaką moc mają filmy. Dzisiaj "Nazajutrz" pozostaje niepokojąco aktualne. Może przydałby się remake?
Obok lądowania na księżycu trudno sobie wyobrazić moment telewizyjny, który miałby większy wpływ na kolektywną psychikę niż 'Nazajutrz', przerażający dramat ABC pokazujący skutki ataku nuklearnego na Stany Zjednoczone. Jego emisja 40 lat temu – którą 4 grudnia (2023 – red.) uczczono nowym dokumentem PBS 'Television Event' oraz właśnie opublikowaną książką o filmie "Apocalypse Television" — nie tylko przeraziła naród. Być może zmieniła również bieg naszej historii, która w tamtym czasie, na rozpalonym froncie zimnej wojny, wydawała się zmierzać ku nieuchronnej atomowej konfrontacji.
Zaczynam wierzyć, że to prawda. Być może film naprawdę pomógł zapobiec wojnie nuklearnej. Z pewnością zmienił zdanie jednej osoby na ten temat, a tak się składa, że tą osobą był prezydent Stanów Zjednoczonych.