Morawiecki bez ochrony SOP. Sąsiedzi byłego premiera nie kryją... zadowolenia
Nina Nowakowska
20 marca 2024, 13:50·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 marca 2024, 13:50
Decyzją nowego kierownictwa MSWiA Mateusz Morawiecki stracił ochronę SOP. Jak się okazuje, niektórzy sąsiedzi odetchnęli z ulgą. – Jak był premierem, to przyjeżdżała z nim świta. Zajmowali parking i czasem trzeba było ich przeganiać – zdradzają w rozmowie z "Faktem".
Reklama.
Reklama.
Mateusz Morawiecki mieszka na nowoczesnym zamkniętym osiedlu na stołecznym Mokotowie. W okolicy znajdują się restauracje i salony SPA, dzięki czemu można tam ponoć spotkać osoby z pierwszych stron gazet. Wejścia na teren osiedla strzegą ochroniarze oraz szlaban, więc postronna osoba raczej tam nie wejdzie.
Morawiecki bez ochrony SOP
Od niedawna były premier nie jest już objęty pieczą Służby Ochrony Państwa. Po zmianie rządu 13 grudnia polityk mógł liczyć na ochronę funkcjonariuszy SOP przez pierwsze trzy miesiące po oddaniu władzy. Okres ten upłynął we wtorek 12 marca.
"Super Express" donosi, że Morawiecki zwrócił się do rządu Donalda Tuska z wnioskiem o przedłużenie tego okresu, ale został on odrzucony. Zmiana sytuacji okazała się być ulgą dla niektórych sąsiadów polityka, których męczyła już obecność ochroniarzy.
– Jak był premierem, to przyjeżdżała z nim świta. Nawet kilka samochodów. Zajmowali parking i czasem trzeba było ich przeganiać – powiedział "Faktowi" jeden z mieszkańców.
Według innego sąsiada jeszcze do niedawna ochrona towarzyszyła Morawieckiemu na każdym kroku. – Takie osobowości nie chodzą wśród zwykłych, szarych ludzi. Kiedyś jeszcze były lektyki, ale z nich zrezygnowano, choć pewnie dla niektórych wybitnych dygnitarzy, może małych wzrostem, byłyby przydatne – stwierdził ironicznie.
Rozmówcy "Faktu" dodają, że brak funkcjonariuszy SOP nie wpłynął na ich poczucie komfortu. – Wcześniej też zresztą nie wiązaliśmy ochroniarzy pana premiera z naszym poczuciem bezpieczeństwa – przyznała mieszkanka osiedla.
Żoliborzanie o ochronie Kaczyńskiego
Przypomnijmy, że nowy szef MSWiA Marcin Kierwiński zaczął swoje rządy od symbolicznych "porządków" na warszawskim Żoliborzu. W grudniu minister powiadomił, że sprzed domuJarosława Kaczyńskiegozniknęła policja, która przez osiem lat rządów PiS obstawiała willę przez całą dobę.
W przeciwieństwie do sąsiadów byłego premiera niektórym Żoliborzanom nie spodobały się zmiany. – Uważam, że wcale ta policja nie przeszkadzała. Czuliśmy się tu bezpiecznie. Lepiej, jakby była. Widziałam te żenujące i skandaliczne demonstracje. A policjanci zawsze byli grzeczni, uprzejmi. Tutaj też kiedyś nie było tak bezpiecznie. Element urządzał libacje, potem znajdywałam butelki na trawniku – powiedziała dziennikarzom WP pani Zofia.
– Właśnie się zaczęło, już wszystko nam zabiorą. Będę się martwić, bo zawsze byli tu policjanci. A teraz nie wiadomo, jak będzie, może skasują policję. To, co wyprawiają, to przechodzi ludzkie pojęcie – wtórowała pani Dobrosława.
Z drugiej strony, inni mieszkańcy skarżyli się, że policjanci strzegący domu prezesa byli nadgorliwi i karali za każde popełnione wykroczenie. Dotyczyło to głównie osób, które nie schodziły z roweru na przejściu dla pieszych albo przechodziły przez ulicę na czerwonym świetle.
– Kilka dni temu znajomy umówił się z kimś na ulicy Mickiewicza. Wysiadł z auta i rozglądał się, czy osoba na którą czeka, już jest. Z samochodu obok wysiadł pan, który zaczął wypytywać go, po co przyjechał i czego szuka. Kazał mu wrócić do pojazdu i tam czekać – opisała pani Sonia, która również mieszka w okolicy.