
Słynne były jego imprezy integracyjne na wewnętrznym dziedzińcu katedry polowej Wojska Polskiego w Warszawie, za czasów, gdy był biskupem polowym, na których wóda i bardziej wykwintne alkohole lały się strumieniami. A rozsławili je studenci PWST, której okna wychodziły właśnie na ten dziedziniec i którzy z wysokości kilku pięter widzieli wszystko jak na dłoni. CZYTAJ WIĘCEJ
Nazwisko arcybiskupa w alkoholowym kontekście po raz kolejny pojawiło się po słynnej niedyspozycji Aleksandra Kwaśniewskiego na cmentarzu w Charkowie. To właśnie abp Głódź miał w dużej mierze odpowiadać za "kontuzję goleni" byłego prezydenta, o czym pisała na swoim blogu dziennikarka "Polityki" Janina Paradowska:
Gadzinowski był tym bardziej zaskoczony zachowaniem arcybiskupa, że w tamtym czasie na łamach "NIE" pisał o jego problemach alkoholowych. – A jednak nie tylko on, ale także inni hierarchowie, na tych spotkaniach u prezydentach chcieli ze mną rozmawiać. Chcieli sprawdzić, jak wygląda ten antychryst od Urbana. I powiem szczerze, że Głódź nie jest jedynym, z którym musiałem wypić "brudzia" – twierdzi.
Głodzia nigdy nie lubiłem. Pomimo jego corocznych prób wciskania mi rozkochujących płynów, inaugurowania zakochania przez uchlewanie, nigdy nie nie polubiłem. Potem okazje się skończyły i tak zostało. Głodź wypić mógł i pewnie nadal może. Dlatego rychło zdobędzie na Wybrzeżu Gdańskim grono wiernych, wilgotnych sympatyków.
Ostatnie informacje "Wprost' tylko potwierdzają przewidywania Gadzinowskiego.
Dla przeciętnego Polaka nie ma znaczenia, że biskup jest pijakiem i awanturnikiem. Taka jest moja opinia, być może dla samych katolików jest to ważne, a być może część z nich uważa, że takie zachowanie mieści się w granicach normy.
Według niego dużo większe znaczenie ma to, że "biskup ciągnie do siebie publiczny majątek". – Tym trzeba się zajmować i rzeczywiście od lat takie artykuły powstawały – podkreśla.