Metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź w wielu kręgach od dawna jest postacią legendarną. Nie ze względu na swoje dokonania duszpasterskie, a raczej wpływy i przede wszystkim wystawne imprezy, które zwykł organizować. Dotąd nikt o tym jednak głośno nie mówił. Tak samo milczeli księża z jego diecezji na temat tego, jak traktuje on podwładnych. Do dziś. - Jeśli arcybiskup nie zachowuje się jak duchowny katolicki, tylko jak okrutny władca, to musimy o tym zacząć mówić - uznali gdańscy duszpasterze.
Wręcz legendy o tym, jak bardzo metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź gustuje w alkoholu i wystawnych przyjęciach można było usłyszeć od dawna. Wiele lat mieszkałem na wojskowym osiedlu w Gdańsku, znajomi starzy oficerowie często wspominali, jak to odpadali na imprezach podczas papieskich pielgrzymek, gdy ich głowa okazywała się zbyt słaba na tempo narzucone przez ówczesnego ordynariusza polowego. Gdy biskup-generał opuścił wojsko i otrzymał pod opiekę archidiecezję gdańską, w Trójmieście szybko dał się poznać tutejszym samorządowcom i restauratorom od tej samej strony. Wśród gdańskich duchownych nastał wówczas jednak spory popłoch. Po ciepłym i wyrozumiałym abp. Tadeuszu Gocłowskim wziął ich na oko człowiek uchodzący za lepszego biznesmena, niż duszpasterza. Przez wiele lat nikt o tych wszystkich przywarach abp. Głódzia jednak nie śmiał mówić głośno.
Do dziś, gdy najnowszy tygodnik "Wprost" donosi, że w Gdańsku powstaje czarna lista win arcybiskupa, a tutejsi duchowni wreszcie zaczynają mówić. A z tego, o czym opowiadają przedstawia się obraz gdańskiego metropolity jako pijaka, prostaka i szefa lubującego się w stosowaniu mobbingu. - U nas panuje ustrój feudalny. Jest pan i są podwładni. I wszystko byłoby dobrze, bo przecież ślubujemy arcybiskupowi posłuszeństwo. Ale jeśli ten arcybiskup nie zachowuje się jak duchowny katolicki, tylko jak okrutny władca, to musimy o tym zacząć mówić - twierdzi jeden z księży z archidiecezji gdańskiej.
Podobnie myślących ma być jednak znacznie więcej. Wspólnie przygotowują oni spis wszystkich nadużyć abp. Sławoja Leszka Głódzia, który niedługo ma trafić do Watykanu. Jeśli w Kurii Rzymskiej nie zniknie dzięki pracującym tam przyjaciołom arcybiskupa, być może trafi nawet na biurko nowego papieża Franciszka I. Może to Ojciec Święty pomoże tym duchownym, którzy są w Gdańsku po prostu dręczeni przez swojego zwierzchnika. - Ludzie z kurii potrafią straszyć. Wiem, że byli u przyjaciół księdza dręczonego przez abp. Głodzia. Grozili, że jeśli nie wpłyną na młodego kapelana, nie odwiodą go od składania do sądu sprawy przeciwko Głodziowi, to jego życie będzie zniszczone - żalą się "Wprost" duchowni z Pomorza.
Właśnie ten młody ksiądz ma być tym, który pierwszy uznał, że nie można bezczynnie patrzeć na to, co robi w Gdańsku abp Głódź. - On ma zeznania przygotowane, dokładnie spisane wspomnienia z prawie każdego dnia współpracy z arcybiskupem. Z każdej nocnej pijackiej imprezy, każdego upokorzenia, jakiego doświadczył. Zresztą nie tylko on. Ale on chyba jako pierwszy się postawił - zdradzają Małgorzacie Rigamonti jej rozmówcy. Tygodnik podkreśla jednak, że pomimo zerwania zmowy milczenia, wszyscy pragną zachować anonimowość. Nic dziwnego. Arcybiskup to człowiek niezwykle wpływowy, którego w Trójmieście obawia się także wielu urzędników i biznesmenów.
Nakłonieni do zwierzeń przez dziennikarzy duchowni potwierdzają jednak wszystko to, co dotąd przyjaciele hierarchy nazywali oczerniającymi go plotkami. W rozmowie z tygodnikiem o swoim życiu u boku abp. Sławoja Leszka Głódzia opowiada też jeden z jego kapelanów. Ksiądz mówi o tym, jak pijany arcybiskup potrafił budzić go budzić w środku nocy tylko dlatego żeby ten zagrał mu na akordeonie. Innym razem, gdy hierarcha zgłodniał podczas imprezy, wysyłał swojego podwładnego, by ten na mieście znalazł mu ulubioną kiełbasę. Abp. Głódzia niezwykle irytowało też rozlewanie alkoholu. Wtedy w kierunku księdza leciały wyzwiska. Upokarzać młodego księdza arcybiskup lubił podobno także w czasie imprez, na które spraszał wpływowych polityków.