Jeszcze przed końcem roku Niemcy wzmocnią swoją armię. Wśród planowanych na ten rok zakupów są między innymi dziesiątki pocisków JASSM-ER. Nie bez znaczenia dla podjęcia działań w zakresie dozbrajania się Niemiec, są ruchy Francji i... Polski.
Reklama.
Reklama.
O planowanych przez Niemcow zakupach informuje tamtejszy dziennik "Bild". Czytamy w nim, że w planach resortu obronności Niemiec jest pozyskanie dziesiątek amerykańskich pocisków JASSM-ER. Takimi pociskami dysponuje zresztą już Polska.
Pociski JASSM-ER - co to za broń?
Jassm-er, to pociski manewrujące. Jak podaje gazeta, mają być one umieszczone na myśliwcach 5. generacji, F-35 Lightning II. Niemcy chcą kupić ok. 75 takich pocisków i to jeszcze przed końcem tego roku, prawdopodobnie jesienią.
Także samoloty, na których umieszczone będą pociski, są jednym z najnowszych zakupów niemieckiej armii.
Portal geekweek podaje, że domeną pocisków jest obniżona wykrywalność. "AGM-158 JASSM mają głowicę penetrującą o masie 450 kg oraz masę i wymiary podobne do pocisków Storm Shadow/SCALP-EG. W zależności od modyfikacji, rakiety są w stanie pokonać dystans od 370-500 km (AGM-158A JASSM) do nawet 1300 km (AGM-158B JASSM-ER)" – czytamy.
***
QUIZ: Jak dobrze znasz fakty z życia Władimira Putina? Sprawdź się!
***
Pociski, które na potrzeby swojej armii posiada Polska, to te o większym zasięgu, dzięki czemu możliwe jest nawet sięgnięcie nimi Moskwy.
Na pociskach zakupy Niemców jednak się nie kończą. Do naszego sąsiada ma trafić także 100 wyprodukowanych w Australiipojazdów opancerzonych Boxer. Wartość umowy to miliard dolarów australijskich, czyli ok. 664,5 mln dolarów amerykańskich. Z informacji przekazanych przez australijski przemysł obronny wynika, że to właśnie Niemcy mają być jednym z kluczowych klientów tego kraju.
Decyzja o dozbrajaniu się Niemiec nie jest bez związku dla działań podejmowanych przez pozostałych przedstawicieli Trójkąta Weimarskiego. Zarówno Polska jak i Francja intensywnie inwestują w infrastrukturę i sprzęt wojskowy, a więc Niemcy nie mogą w tej sytuacji zostać w tyle.
Niekoniecznie zgodnie z dotychczasowymi planami zwiększają - tak jak sąsiedzi - sumy przekazywane na obronność. To z kolei ma związek z sytuacją, która dzieje się za oceanem.
Trump ostrzega przed skutkami oszczędności na obronność
Kluczowym partnerem Europy, w tym Unii Europejskiej w przypadku ataku Rosji na kraje NATOpozostają Stany Zjednoczone. Przypominamy, że już za kilka miesięcy odbędą się tam wybory prezydenckie, w których o reelekcję starać będzie się poprzedni prezydent Donald Trump i aktualny - Joe Biden.
Nie można w tym momencie przesądzić, kto ma większe szanse na zdobycie fotela przywódcy kraju, ale nie można wykluczyć, że będzie to Trump. Ten z kolei niewątpliwie postrzegany jest jako polityk o prorosyjskiej postawie, a z pewnością jako surowy, który patrzy na relacje z krajami Europy czysto biznesowo.
Jak wskazał miliarder, jeśli taki kraj nie inwestuje pieniędzy w obronność, nie będzie mógł liczyć na wsparcie Ameryki.
– Nie, nie chroniłbym cię, właściwie zachęcałbym ich, żeby robili, co chcą. Musisz zapłacić – przytoczył fragment rzekomej rozmowy, którą miał stoczyć z przywódcą, który nie wywiązuje się z przekazywania na obronność 2 proc. PKB.
Ta postawa była dość obszernie krytykowana zarówno w USA jak i w Europie, ponieważ świadczy o przyjęciu możliwości złamania art. 5 NATO, z którego wynika, że członkowie Sojuszu są zobowiązani do obrony każdego narodu, który zostanie zaatakowany. Nie tylko tego, który przeznacza na obronność odpowiednią pulę środków.
– To, co mówię, jest formą negocjacji. Dlaczego mielibyśmy strzec krajów, które mają dużo pieniędzy, a nie płacą? Kiedyś już o tym rozmawialiśmy, a potem znów przestali płacić. A teraz płacą ponownie, z powodu moich komentarzy dwa, trzy tygodnie temu. Nie wiem, czy wiesz, ale od tego czasu wpłynęło dużo pieniędzy – stwierdził republikański polityk.