Nie pomogły wyjaśnienia o demonach siedzących w głowie i dziwnych głosach w telefonie. Ogłaszając w piątek (22 marca) wyrok w sprawie brutalnego mordu w łódzkich loftach, sędzia nie miał żadnych wątpliwości. Oskarżony Daniel Ch. Spędzi w więzieniu długie lata.
Reklama.
Reklama.
Tragedią w loftach Scheiblera żyła cała Polska. W styczniu 2023 roku w holu eksluzywnego apartamentowca przy ul. Tymienieckiego w Łodzi znaleziono zmasakrowane ciała 30-letniej kobiety i 34-letniego mężczyzny. Policja szybko ujęła sprawcę. Okazał się nim znajomy zamordowanych – 35-letni Daniel Ch.
Cała trójka przyjechała do Łodzi ze Zduńskiej Woli. Wynajęli jedno z mieszkań w hotelowej części postindustrialnego kompleksu. Wspólnie imprezowali, pili alkohol, pojawiły się też narkotyki. Co się stało później? Tego Daniel Ch. nie pamięta zbyt dokładnie.
Zakrwawionego sprawcę policjanci ujęli nad ranem. Dobijał się do drzwi jednego z kościołów przy ulicy Piotrkowskiej. Chciał rozmawiać z księdzem. Został zatrzymany, a wkrótce usłyszał zarzut podwójnego zabójstwa. Akt oskarżenia trafił do sądu. Ostatnia rozprawa odbyła się w piątek 22 marca.
Wyrok ma mordercę z łódzkich loftów
Sąd skazał Daniela Ch. Na 25 lat więzienia, zaliczając jednocześnie na poczet kary roczny pobyt w areszcie. Dodatkowo morderca ma zapłacić odszkodowanie rodzinom swoich ofiar – łącznie 140 tysięcy złotych.
Uzasadniając wyrok sędzia Marcin Masłowski stwierdził, że skazany mężczyzna szczerze przeprosił i pojednał się z bliskimi ofiar, zobowiązał się też do wpłaty zadośćuczynienia w ratach. Dzięki tym właśnie okolicznościom łagodzącym nie dostał dożywocia.
QUIZ: Jak dobrze znasz skład nowego rządu Donalda Tuska
Jednocześnie jednak sędzia Masłowski wyraził przekonanie, że wina oskarżonego jest bezsporna, a złożone przez niego zeznania były niespójne. Z jednej strony nie potrafił on bowiem przypomnieć sobie okoliczności, w jakich doszło do zbrodni, z drugiej pamiętał inne szczegóły.
A szczegóły te były – przypomnijmy – niecodzienne. Daniel Ch. mówił w czasie śledztwa, że przed zadaniem ciosów słyszał i widział demony w głowie. To właśnie z nimi chciał walczyć sięgając po nóż. Do jego uszu dobiegały też tajemnicze głosy z telefonu komórkowego. Dlatego, biegnąc po schronienie w kościele, wyrzucił urządzenie.
Morderca z loftów mówił, że to przez kryształki
Daniel Ch. w czasie procesu przekonywał, że stracił kontrole nad swoim zachowaniem przez narkotyki - tzw. kryształki. Przekonywał jednocześnie, że wcześniej zażywał podobne substancje i nie wykazywał po nich agresji.
Jak podaje "Dziennik Łódzki", sędzia Masłowski nie wziął tej okoliczności pod uwagę. – Jeśli pijany kierowca przejedzie przez miasto samochodem i nie doprowadzi do tragedii, to znaczy, że ponownie po pijanemu może zasiąść za kierownicą? - zapytał retorycznie sędzia, cytowany przez lokalną gazetę.
Wyrok skazujący Daniela Ch. nie jest prawomocny. Obrońcy zapowiedzieli złożenie apelacji.