– Dla nas to jest w ogóle dziwne, że taka rzecz jak kościół poszła na sprzedaż. Że ktoś kiedyś prywatnie go kupił, a teraz sam sprzedaje – mówi mieszkaniec Okrzeszyna na Dolnym Śląsku. Jesienią zrobiło się o nich głośno właśnie za sprawą zabytkowego kościoła wystawionego na sprzedaż. Dzwoniły media i znajomi z Polski, wszyscy pytali o kościół. Podobno jeszcze się nie sprzedał. Ale w serwisach nieruchomości na pewno nie jest jedyny. Ceny? 800 tys. zł, 399 tys. zł, 150 tys. zł....
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Teren w Okrzeszynie jest zamknięty, otoczony kamiennym murem. W środku gąszcz drzew i krzewów. Pośrodku piękny, kamienny budynek kościoła z XVI wieku, porośnięty bluszczem. Klimat niemal jak w "Tajemniczym Ogrodzie". 30 metrów od granicy z Czechami. Na końcu wsi, przy głównej drodze. Idąc do Czech, na przykład do Skalnego Miasta, nie sposób go ominąć.
– Turyści są zainteresowani, dopytują o ten kościół, ale żaden nie może tam wejść, bo brama jest zamknięta. A gdyby ktoś się tam dostał, to i tak są kraty w oknach, wszystko jest zabezpieczone – opowiada mieszkaniec wsi pod czeską granicą.
"Dzwonili i pytali. Że kościół idzie na sprzedaż?"
Kościół został zbudowany w latach 1580–1585 i przebudowany w 1736 roku. "Służył najpierw jako parafialny, a od 1690 roku jako pogrzebowy. Do 1945 roku sprawowana była w nim liturgia pogrzebowa" – podaje Wikipedia.
Od jakiegoś czasu jest prywatną własnością, ale ludzie w Okrzeszynie twierdzą, że nie wiedzą, kim jest właściciel i kiedy trafił w jego ręce. Jak jednak podaje portal Jawny Lublin oraz "Fakt", kościół należy do Janusza Palikota.
Dla mieszkańców chyba nie ma to znaczenia, kim jest właściciel.
– Mnie denerwuje fakt, że ktoś go kiedyś kupił i nic tam nie zrobił, a to, że kościół popada w ruinę świadczy o naszej wiosce. Dla nas to jest w ogóle dziwne, że taka rzecz jak kościół poszła na sprzedaż. Że ktoś kiedyś sprzedał już ten kościół. A teraz po prostu osoba prywatna chce go dalej sprzedać – mówi jeden z nich.
Nie pamięta, kiedy w tym kościele odbyło się ostatnie nabożeństwo. Mówi tylko, że był to kościół protestancki. Choć Wikipedia twierdzi, że rzymskokatolicki.
– Ja byłem tam dawno temu, za dziecka, wtedy jeszcze można było wejść. Nic tam nie było. Ławek nie było, wszystko było poniszczone. Tylko stół kamienny na ołtarzu stał i pewnie stoi do dziś. Dookoła był cmentarz, groby poniemieckie porozwalane. A potem pojawił się prywatny właściciel. Zaczęli coś robić. Poprawili dach, wstawili kraty, myśleliśmy, że coś się będzie działo. Ale nic się nie działo – opowiada nam mieszkaniec.
– A jak wystawili go na sprzedaż, to ludzie z Polski nawet do nas dzwonili. Oburzeni, że jak to tak może być. Że kościół idzie na sprzedaż? Myślę, że w Polsce jeszcze nie są na to gotowi – dodaje.
"Na sprzedaż jest kamienny kościół pw. św. Michała Archanioła"
Jesienią ubiegłego roku, gdy w sieci pojawiło się ogłoszenie o ofercie "sprzedaży kamiennego kościoła pw. św. Michała Archanioła w miejscowości Okrzeszyn, na terenie gminy Lubawka, w województwie dolnośląskim", pisało o tym wiele mediów.
"Konstrukcja świątyni nadaje jej średniowiecznego wyglądu. Kamienny kościół jednonawowy z wydzielonym prezbiterium" – podano w ogłoszeniu.
Jego powierzchnia 242 m kw. Przeznaczenie: biurowy, hotelowy, gastronomiczny.... Cena – 800 tys. zł.
Do opinii publicznej dotarła jednak informacja, że obok był cmentarz. "Intryguje fakt, że w ogłoszeniu brak informacji o tym, że kupujący nabędzie także cmentarz okalający naturalnie kościół, z co najmniej kilkunastoma uszkodzonymi nagrobkami i niepoliczalną ilością pochówków" – alarmowało Stowarzyszenie Magurycz.
Również dziś w Okrzeszynie niektórzy wracają do tego tematu.
– Jeśli już ktoś chce to sprzedać, to uszanujmy to, że tam są groby. Porozwalane, ale uważam, że powinno się je przenieść na inny cmentarz i zrobić np. mogiłę zbiorową. I wtedy można coś robić z budynkiem. My jesteśmy za tym, żeby ktoś zadbał o ten zabytek. Żeby np. zrobił z niego ciekawy obiekt do zwiedzania, żeby pokazać, jak kiedyś było. Gdyby coś miało się tu dziać, dla wioski byłoby to fajne. Ale nie tak jak teraz, bez poszanowania grobów – mówi mieszkaniec.
Twierdzi, że do dziś kościół się nie sprzedał.
Niestety, mimo prób, z agentem nieruchomości nie udało nam się porozmawiać. Ogłoszenie nadal jest widoczne w Otodom.
Burmistrz Lubawki: Mam nadzieję, że ktoś go kupi
– Znam ten kościół. On jest dobrze zachowany, nie dewastuje się, być może dlatego, że był w rękach prywatnych, a nie w rękach Kościoła, który na tym terenie ma sporo swoich obiektów czynnych do utrzymania i jest z tym problem. Szczególnie na styku polsko-czeskim, gdzie duże piętno swoich rządów odcisnęli cystersi. Tych zabytków mamy naprawdę sporo. Ten teren jest naszpikowany obiektami sakralnymi. A gmina Lubawka w skali kurii legnickiej ma najwięcej zabytków sakralnych na swoim terenie – mówi naTemat Ewa Kocemba, burmistrz Lubawki.
Ona nie ma nic przeciwko, żeby ktoś ten kościół kupił.
– Jeśli jest na sprzedaż, to mam nadzieję, że ktoś go kupi. Nie widzę w tym nic złego. Już bardzo, bardzo dawno nie był używany przez Kościół. A jeżeli obiekty sakralne są wyłączone z obrządków religijnych, to dlaczego nie można oddawać ich w ręce prywatne? Pod warunkiem że ktoś dobrze się nimi zaopiekuje? – mówi.
Burmistrz nie wie, w jakich okolicznościach kościół w Okrzeszynie trafił kiedyś w prywatne ręce. Nie wie też, czy dziś są chętni na zakup, bo to prywatna własność.
Ale ma w gminie inny kościół, który sama chętnie by sprzedała. Przesyła nam nawet zdjęcia.
"Bardzo chętnie porozmawiam z kimś, kto chciałby go kupić"
– W gminie Lubawka mamy kościół ewangelicki, również wyłączony z obrządku religijnego, który jest w naszych rękach. Jestem zarządcą i właścicielem tego kościoła. I bardzo chętnie porozmawiam z kimś, kto chciałby go kupić i zagospodarować. Widzę dla niego szansę na uratowanie. On jest jeszcze w nie najgorszym stanie, ale dach będzie wymagał remontu – mówi Ewa Kocemba.
Jako burmistrz ma wizję, by zrobić tam salę widowiskową z prawdziwego zdarzenia, nawet gminną. – Dla mnie byłaby to rewelacyjna sprawa. Ale na to trzeba środków – mówi.
Historia tych terenów jest historycznie szczególna, i religijnie, i narodowościowo i granicznie. Kościół pochodzi z XIX wieku. Od 1945 roku jest opuszczony. Przez kilkanaście lat producent zniczy miał tam magazyn.
– To prawdopodobnie uratowało kościół przed dewastacją. Od kilku lat opiekują się nim strażacy z Chełmska Śląskiego. On mają respekt wśród mieszkańców i dzięki temu mamy spokój. Nikt tam nie wchodzi, nie próbuje nic wyciągać, kościół nie jest dewastowany do końca – słyszymy.
Burmistrz rozmawiała też z pastorami protestanckimi, żeby go przejęli i zaczęli naprawiać. Ale sprawa nie jest prosta, na miejscu nie ma wiernych protestanckich. – Obojętnie jakie to wyznanie, jest to dorobek kultury wielu pokoleń – zaznacza.
Czy to zwiastuje pewien trend dotyczący opuszczonych kościołów, który do Polski dociera?
"Niecodzienna oferta sprzedaży zabytkowego kościoła"
W Otodom jest więcej takich ogłoszeń. Choć trzeba przyznać – jest ich bardzo niewiele i dotyczą głównie kościołów ewangelickich. Ale są.
Jedno z ogłoszeń – 152 m kw, 150 tys. zł: "Przedstawiam niecodzienną ofertę sprzedaży nieczynnego, zabytkowego kościoła posadowionego na Górze Parkowej w Kudowie-Zdrój. (...). Inwestycja świetnie nadaje się na aranżacje sali bankietowej/weselnej, restauracji czy kawiarni".
Kolejne, 270 m kw, 299 tys. zł: "Przedmiotem sprzedaży jest poewangelicki kościół zlokalizowany w miejscowości Śliwice, nieopodal Tucholi w województwie kujawsko-pomorskim. Obiekt wymaga remontu. Wzniesiony został pod koniec XIX w, na działce o powierzchni 1014 m2. (...)
I jeszcze jedno – kościół we wsi Wieldządz niedaleko Wąbrzeźna na Kujawach. 542,8 m². 399 tys. zł.
"Od ponad 70 lat nie jest już obiektem kultu religijnego. Do końca II wojny pełnił funkcję kościoła ewangelickiego, a po wyprowadzce z tych stron ludności niemieckiej został zlikwidowany i zamknięty. W latach pięćdziesiątych został pozbawiony cech sakralnych" – czytamy.
Jakie jest zainteresowanie? Jak Polacy reagują na hasło "kościół"? Czy te oferty są jeszcze aktualne?
"Jest sporo klientów, którzy oglądają ten budynek z myślą o domu"
– Ogłoszenie jest aktualne. Nieruchomość nadal jest na sprzedaż – mówi naTemat Bartosz Suprun z Sowa Nieruchomości, która zajmuje się sprzedażą kościoła w Wieldządzu.
Tu projekt wstępny zakładał zorganizowanie sali konferencyjno-bankietowej, centrum szkoleniowego, ale też miejsca, w którym można by organizować śluby cywilne, z zachowaniem klimatu i akustyki kościoła.
– Chociaż jest również sporo klientów, którzy oglądają ten budynek z myślą o domu, o wykorzystaniu go na miejsca noclegowe. Taka forma przekształcania tych nieruchomości na zachodzie Europy jest dosyć często spotykana – mówi nasz rozmówca.
Zainteresowanie? Podobno ostatnio coraz większe.
Kościół w Wieldządzu ma prywatnego właściciela. W latach 90. działała tu znana w okolicy dyskoteka Rink-Weis.
"W miejscu dawnego ołtarza i ambony miejsce zajmował DJ, na chórze rozciągał się szeroki bar a zakrystia zamieniła się w szatnię dla gości. Z kolei nawie głównej w rytm muzyki techno bawiły się setki młodych ludzi" – opisywał przed laty money.pl.
Od 2006 roku budynek stoi pusty, ale w ofercie tego biura nieruchomości jest od półtora roku.
Bartosz Suprun przyznaje, że gdy wystawiał go na sprzedaż, sprawdzał, ile jest ofert takich nieruchomości. I w Polsce nie ma ich dużo.
– Ten obiekt oglądało już kilkunastu klientów. Są też tacy, którzy są w procesie podejmowania decyzji. Wcześniej, z powodu pandemii i wojny, mniej inwestorów szukało tego typu obiektów. Trzy miesiące temu obniżyliśmy cenę i zainteresowanie istotnie się zwiększyło – mówi.
Cena – 399 tys. zł.
– Jeśli ktoś myśli o hotelu, to jest bardzo duża inwestycja. Kwota, która jest ceną zakupu tego obiektu, jest tak naprawdę ułamkiem w kwocie, którą trzeba zainwestować, żeby budynek wyremontować, ewentualnie dobudować inne budynki, czy zagospodarować działkę, wybudować parking itp. – mówi Bartosz Suprun.
– Ale z drugiej strony, zakładając nawet generalny remont budynku w wysokości miliona złotych, to cena za metr jest atrakcyjna. Obiekt ma prawie 600 metrów. Znajduje się na działce o powierzchni 6700 m2 – dodaje.
– To niecodzienny, absolutnie unikalny obiekt w skali kraju. Ale wymaga pewnego pomysłu i inwestora, który będzie chciał zrealizować tam coś wyjątkowego – mówi Bartosz Suprun.
"Ludzie chcieli po prostu przedłużyć życie tego budynku"
Jak potencjalni kupcy reagują na hasło "kościół"?
– Każdy, kto przyjeżdża, żeby go obejrzeć, jest zainteresowany historią tego obiektu. I każdy myślał o inwestycji z poszanowaniem dotychczasowej historii. Ludzie chcieli po prostu przedłużyć życie tego budynku – odpowiada.
– Ten obiekt już tak długo nie pełni funkcji sakralnych, że wszyscy się do tego przyzwyczaili. Skoro była tam dyskoteka, to funkcja hotelowa, czy konferencyjna, nie budzi specjalnych emocji. Wręcz odwrotnie. To mała miejscowość i myślę, że potencjalne zagospodarowanie tego terenu, byłoby czymś, na czym mieszkańcy mogliby skorzystać – mówi nasz rozmówca.
Sam dużo czytał o historii tego kościoła.
– Trafiłem na sygnały, że na działce za nim był kiedyś cmentarz. Obszedłem cały teren i dziś nie ma tam żadnego śladu po nagrobkach. Informujemy jednak o tym wszystkich klientów. Każdy, kto oglądał ten obiekt, robił to ze świadomością, że cmentarz tam funkcjonował. Ale mówił, że planował pozostawić ten teren niezagospodarowany, ze starodrzewem. Tego wręcz oczekuje konserwator zabytków – mówi.
Jako budowlaniec i urbanista nie miałabym żadnego oporu, żeby w takim obiekcie zamieszkać, czy wykorzystać jego kubaturę w innym celu. Widziałam w Anglii mnóstwo przykładów nieczynnych obiektów sakralnych, które wykorzystuje się nawet na mieszkania i nikt nie protestuje. Moim zdaniem jest to dobry kierunek, aby zachować takie zabytki dla kolejnych pokoleń.