
Występ czterech polskich zespołów na festiwalu South by Southwest w Austin to większy sukces polskiej muzyki niż mało znacząca nowojorska nagroda dla Audiofeels. SXSW – muzyczny odpowiednik Sundance – jest bowiem świetną trampoliną promocyjną dla niezależnych zespołów.
REKLAMA
Daleko nam od opiewania zagranicznych występów w duchu pełnego kompleksów wyolbrzymiania zdarzeń. Tym niemniej showcase polskich muzyków w Austin to świetny pretekst, by zajrzeć za kulisy największego bodaj amerykańskiego święta muzyki niezależnej.
South by Southwest, czyli SXSW, to gigantyczna impreza odbywająca się w stolicy Teksasu po raz 26. Podzielono ją na trzy części: poświęconą nowym mediom “interaktywną”, która już dobiegła końca, będącą w trakcie część filmową i otwartą we wtorek muzyczną. Ta ostatnia, interesująca nas najbardziej, to wielkie spotkanie branży muzycznej. Konferencja i festiwal w jednym ściągają około 17 tysięcy uczestników, z myślą o których przygotowano dziesiątki paneli (np. z udziałem Bruce'a Springsteena czy twórców Napstera, Shawna Fanninga i Seana Parkera), poświęconych tak specyficznym zagadnieniom, jak gitarowe aplikacje (Badass Guitar Apps) czy zaangażowane dziedzictwo Gila Scotta-Herona (Mandate My Ass: Gil Scott-Heron's Activist Legacy), targi czy pokazy nowinek z zakresu sprzętu, softwearu muzycznego i instrumentów. Dla publiczności, która w niebagatelnej ilości składa się ze studentów (w Austin mieści się spory uniwersytet), najbardziej liczą się oczywiście koncerty.
Tych rzecz jasna też nie brakuje. Na stu scenach wystąpi około 2000 zespołów z 60 różnych krajów – w tym cztery z Polski: Paula & Karol, Twilite, Coldair i Moja Adrenalina. Ten ostatni zespół po festiwalu zostaje w Stanach, by pod okiem legendarnych producentów ciężkiej muzyki gitarowej Rossa Robinsona i Steve'a Evettsa, odpowiedzialnych m.in. za sukcesy Sepultury, Korna, Misfits czy The Dillinger Escape Plan, nagrywać płytę – co ciekawe, z wokalami po polsku! Równolegle, do niedzieli włącznie, odbywają się koncerty takich gwiazd sceny niezależnej, jak Gossip, Nora Jones, Miike Snow, Neon Indian, Kreayshawn czy Grimes. Szczęśliwie dla mieszkańców, spore wydarzenia muzyczne mają też miejsce na świeżym powietrzu, za darmo. Na scenie Auditorium Shows Stage dziś wieczorem zagoszczą m.in. The Shins, w piątek – Counting Crows, zaś w sobotę – kultowe w kręgach wielbicieli post-punku, reaktywowane ponownie kilka lat temu The Cult!
Dlaczego warto posłuchać Pauli & Karola
Dlaczego warto posłuchać Pauli & Karola
Atmosferę SXSW najbardziej sugestywnie opisał nam Tomo Żyżyk, twórca firmy Shortcut.pl i promujących polskie zespoły showcase'ów Don't Panic, We're From Poland, na które zapraszani są promotorzy festiwalowi, booking agenci i dziennikarze z Europy i ze świata. – To wyjątkowa impreza dla muzyki niezależnej, bodaj największa w Stanach – mówi Tomo. – Na czas jej trwania całe miasto żyje festiwalem, zamiast studentów, którzy mają ferie, do akademików wprowadzają się muzycy, managerowie, groupies – opowiada z uśmiechem. Austin przez te kilka dni dosłownie żyje muzyką, a każdy skrawek podłogi, który nadaje się do przekształcenia w scenę, staje się salą koncertową. – Występy odbywają się też w dzikich lokalizacjach, w plenerze. Nie sposób obejrzeć wszystkich tych setek czy tysięcy koncertów, ale jakimś cudem nikt nie gra tam przy pustych salach. No i zawsze można trafić na nieoszlifowane diamenty – relacjonuje Żyżyk. Wspomina, jak w 2008 roku natrafił na koncert harfistki, która miała na koncie współpracę z Bjork, ale pozostawała wciąż szeroko nieznana, choć jej zespół Stars Like Fleas brzmiał zupełnie niezwykle.
Czy występy na SXSW mogą znacząco przysłużyć się globalnej karierze polskich zespołów? – Z pewnością lepiej jest pokazać się nawet wśród tysięcy zespołów, niż siedzieć w domu – droczy się z nami Tomo Żyżyk. – Ale mówiąc poważnie, to w oczywisty sposób ważne narzędzie promocyjne. L.Stadt i Pustki, które grały w Austin w 2010 roku, zorganizowały sobie potem mini-trasę po Ameryce. Oba zespoły zaproszono też ponownie na jubileuszowy, 25. SXSW w ubiegłym roku – wylicza twórca Shortcut.pl. Jak same zespoły zaznaczały na swoich stronach, ich występy odbiły się nawet pewnym echem w lokalnych mediach, L.Stadt zaś w lutym po raz trzeci wybrał się do Austin, by nagrywać materiał na EP-kę z coverami piosenek country. – Niech spełni się ten amerykańsko-polski sen – przyklaskuje Tomo Żyżyk i opowiada, jakie inne korzyści oprócz kontaktów i środowiskowej famy można wywieźć z Teksasu: – Zdaje się, że to własnie Radek Łukasiewicz z Pustek znalazł w którymś z lokalnych komisów piękną gitarę Gibsona z lat 60., wystawioną na sprzedaż przez leciwą wdowę po właścicielu, też muzyku. Ten instrument był jak z westernu!
Jak z westernu były też pierwsze doniesienia z Teksasu, które otrzymaliśmy wczoraj. Michał Hajduk z Instytutu Adama Mickiewicza, który poleciał z polskimi zespołami już w środę, napisał nam w środku (amerykańskiej) nocy: “Dopiero wylądowałem, byłem do wczoraj w NYC (Paula i Karol grali w Webster Hall), ogarniamy ekipę, sprzęt i tych, co nie dolecieli na czas i pogubili bagaże – Twilite i Coldair zaliczyli po drodze awarie dwóch samolotów!!! Jeszcze nie byłem w downtown Austin, na razie widziałem tylko wielką teksańską gwiazdę w recepcji naszego hotelu, poroże bizona nad drzwiami wejściowymi oraz lichtarze z Jezusem, Matką Boską i Judaszem na stacji beznzynowej pomiedzy naczosami. Aaaa, no i trzylitrowe butelki z colą rządzą!”
