Wraca sprawa Lizy z Białorusi. Jej partner ujawnił, co pokazała mu policja
redakcja naTemat
26 marca 2024, 18:03·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 marca 2024, 18:03
Uchodźczyni z Białorusi o imieniu Liza padała ofiarą gwałtu i napaści w centrum Warszawy. Dziewczyny nie udało się uratować. Teraz – kilka tygodni po tragedii – głos zabrał jej partner. Ujawnił, co pokazała mu policja w dniu, kiedy doszło do napaści.
Reklama.
Reklama.
Wraca sprawa Lizy z Białorusi. Jej partner ujawnił, co pokazała mu policja
Z relacji chłopaka wynika, że w dzień tragedii obudził się o godz. 5 nad ranem i zobaczył, że Lizy nie ma. – Zadzwoniłem na jej telefon i już wtedy nie było sygnału. No nic, pomyślałem, że pewnie się rozładował – powiedział "Gazecie Wyborczej".
Był zestresowany i poszedłem na siłownię. – Kiedy skończyłem trening, zadzwoniła do mnie policja. Nie podali szczegółów. Zapytałem, czy z Lizą wszystko w porządku, a funkcjonariusz powiedział: Na razie tak – opowiadał.
"GW" zapytała go, czy wie, co działo się tej nocy. – Liza z koleżanką i jej znajomymi poszły do baru z karaoke na Żurawiej. Wypiła i od alkoholu zrobiła się smutna. Kiedy znajomi proponowali, żeby wzięła taksówkę, stwierdziła, że wróci do domu komunikacją. Została zaatakowana po drodze, kilkaset metrów dalej – przekazał.
Kiedy znalazł się już na komendzie, policja pokazała mu nagranie. – Policjant pokazał mi tylko sam początek. Kiedy to włączył to... Jakby to opisać? Widzisz to i chcesz zrobić temu człowiekowi coś równie okropnego, ale wiesz, że nie możesz. Oglądanie tego to były tortury – mówił. Lizę w szpitalu zobaczył dopiero po kilkugodzinnym przesłuchaniu.
Tragiczna śmierć Lizy w Warszawie
Do tragedii doszło w nocy z 25 na 26 lutego na klatce schodowej przy ulicy Żurawiej w Warszawie. Napastnik miał przystawić Lizie nóż do gardła i wciągnąć do bramy. Następnie dusił ją, zdarł z niej ubranie i zgwałcił. Po wszystkim zostawił ofiarę na schodach przed budynkiem i poszedł zrobić zakupy. Następnie tramwajem wrócił do domu oraz swojej partnerki.
Nagą i nieprzytomną Lizę znalazł dozorca budynku, który szedł akurat na poranną zmianę. Dziewczyna kilka dni walczyła o życie w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. W piątek (1.03) media obiegła wiadomość o jej śmierci. Bezpośrednią przyczyną zgonu była śmierć mózgu.
Z kolei dziennikarze "Uwagi!" TVN ustalili, że "partnerka 23-latka zeznała, że jej chłopak był spokojnym człowiekiem, ale kiedy się kłócili, potrafił być porywczy". Po napaści na 25-letnią Lizę, kiedy wrócił do domu, powiedział jej, że "zrobił coś strasznego, a potem, że z kimś się pobił na ulicy".
Dziennikarze stacji próbowali z nią porozmawiać. – Nie mam czasu w tym momencie – powiedziała kobieta przez zamknięte drzwi. Z relacji stacji wynika, że po chwili z mieszkania wyszedł mężczyzna. – Jest naprawdę w słabym stanie. Proszę, aby państwo poszli – przekazał. TVN rozmawiało jeszcze z sąsiadami 23-latka. – Żona mi mówiła, że kiedyś słyszała, że się tam chyba lali. On ją chyba bił – usłyszeli dziennikarze.