Kamil Szymczak, który niedawno zasłynął z występu w nowym programie TVN "Drag me out", brał udział w kolizji w Krakowie. Filmik z całego zdarzenia opublikował na Instagramie. Doszło tam do szokujących scen. Influencer twierdzi, że kierowca drugiego pojazdu, to jego dotychczasowy menadżer.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Co działo się w Krakowie? Relacja Onetu i potwierdzenie policji
Groźny incydent, do którego doszło w sobotę (30 marca) na krakowskim Zwierzyńcu, opisał jako pierwszy Onet. Podano wówczas nieoficjalnie, że w zdarzeniu brały udział dwa samochody. Kierowca jednego z nich miał "celowo zajeżdżać drogę drugiemu".
W pewnym momencie sprawca miał zahamować, cofnąć, uderzyć w drugi pojazd i po tym wszystkim odjechać. Policja miała potwierdzić portalowi, że takie zdarzenie miało miejsce. Służby przejęły sprawę i wyjaśniają jej przyczyny i przebieg.
W zdarzeniu brał udział Szymczak – uczestnik show TVN
Wtedy też nieoficjalnie mówiło się, że w aucie, w które wjechał kierowca, siedział Kamil Szymczak. To influencer, który na Instagramie zgromadził 350 tys. obserwatorów. Ponadto zyskał też popularność poprzez udział w nowym formacie TVN "Drag me out. Czas na show".
Niedługo później sam zainteresowany potwierdził, że był jedną ze stron kolizji. Opublikował na Instagramie niepokojące nagrania. – Mam wrażenie, że dziś o mało nie zginąłem. Właśnie składam zeznania na policji. Kierowca RS3 celowo we mnie wjechał. Na szczęście wszystko nagrałem – przekazał.
"Śledził mnie przez kilka kilometrów, a później stało się to..." – napisał na początku filmiku Szymczak. Widzimy tam, jak kierowca z drugiego pojazdu blokuje mu drogę. Potem wychodzi i swobodnie poruszając się po jezdni, próbuje dostać się do auta influencera. W kolejnych fragmentach jest nagrane, jak kierowca przed nim gwałtownie hamuje, aż w końcu wrzuca "wsteczny" i uderza w samochód, z którego jest nagrywany film. Po wszystkim odjeżdża.
W opisie materiału wideo Szymczak napisał swoją wersję wydarzeń i stwierdził, że kierującym nagrywane auto był jego dotychczasowy menadżer – "pan G.".
"Z ogromnym smutkiem muszę podzielić się z wami trudnymi wiadomościami dotyczącymi mojego dotychczasowego menadżera. Niestety, osoba ta okazała się być niestabilna emocjonalnie i stanowiąca zagrożenie dla otoczenia, co doprowadziło do uszkodzenia mojego (i nie tylko) mienia" – czytamy.
"Warto zaznaczyć, że ten tzw. 'wypadek' był w pełni zamierzony i celowy, a sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, unikając konfrontacji z konsekwencjami swojego czynu" – stwierdził gwiazdor.
Co więcej, na Instagramie głos zabrał też drugi z panów. Pudelek dotarł do jego konta, na którym pojawiło się oświadczenie.
"Informacyjnie – kierowcą RS3 byłem ja! Kolizja polegała na tym, że przyhamowałem, a Kamil nie wyhamował! Nikomu nic się nie stało, a próba trzymania Kamila Szymczaka była konieczna" – ocenił.
W dalszej części w kierunku Szymczaka skierował konkretne zarzuty. "Nie odbiera telefonów, nie realizuje umów, a w przyszłym tygodniu leci na wakacje! I jako dorosły człowiek nawet nie ma jaj, żeby wyjść z samochodu i sprawdzić, czy nic nikomu się nie stało! (...) Sytuacja była wyjątkowa, bo działania Kamila Szymczaka mogą spowodować straty dla innych ludzi, dlatego pozwoliłem sobie na tak wyjątkową formę zatrzymania" – podał w podsumowaniu mężczyzna.
Sam celebryta na te zarzuty jeszcze nie zareagował. Zapowiedział jednak, że sprawę zgłosi odpowiednim służbom.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.